Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

SpellForce 3 Recenzja gry

Recenzja gry 12 grudnia 2017, 15:00

autor: Michał Wasiak

Recenzja gry SpellForce 3 – jedna gra, dwa gatunki

Ponad 10 lat od wydania poprzedniej części, jeden z najbardziej interesujących eksperymentów z łączeniem gatunków powraca w nowej odsłonie. Czy SpellForce 3 powtarza sukces poprzedniczek i dowodzi, że w świecie gier jest miejsce na ryzykowne hybrydy?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. solidna, epicka opowieść w kampanii dla jednego gracza;
  2. dobry balans pomiędzy warstwą RPG i RTS;
  3. udany, łączący elementy The Settlers i Age of Empires system zarządzania bazą;
  4. fenomenalna oprawa graficzna;
  5. doskonałe projekty poziomów;
  6. wyrazisty klimat.
MINUSY:
  1. fabularne klisze;
  2. mało dostępnych budynków i ulepszeń w trybie RTS;
  3. chaos w bitwach;
  4. sporo błędów technicznych oraz braki w tłumaczeniu.

Seria SpellForce to prawdziwy eksperyment z alchemicznego laboratorium gier. Jeśli chcesz go powtórzyć w warunkach domowych, weź sproszkowany kieł smoka, zalej magicznym wywarem, wrzuć strzępek szaty kapłana krzyczącego „Wololoooo” i kamyczek z Wrót Baldura, na koniec zaś dodaj dokładnie 147 kropli łez Bezimiennego, które ten ronił nad bugami Gothica. Jeśli wszystko zrobisz zgodnie z przepisem, zawartość kociołka ani nie wybuchnie, ani nie wykipi, ani nawet nie będzie podejrzanie pachnieć.

W chmurze dymu unoszącego się nad naczyniem pojawi się... niezła gra. Receptura sprawdziła się już dwukrotnie, ale tym razem THQ Nordic postanowiło nieco pogmerać w zapiskach, zmienić proporcje (duuużo więcej łez Bezimiennego) i dodać do mikstury coś od siebie. I tym razem szczęśliwie laboratorium nie zostało wysadzone, a w kłębach pary ukazała się... kolejna dobra gra.

Zanim jednak przyjrzymy się efektowi owych czarnoksięskich sztuk, dla tych, którzy nie mieli styczności z poprzednimi odsłonami cyklu, ogólne wyjaśnienie. Otóż seria SpellForce to unikatowe połączenie RTS-a i RPG, w którym rozwój bohatera i wypełnianie misji rodem z klasycznym „rolplejów” łączą się z momentami, kiedy przejmujemy kontrolę nad bazą, rekrutujemy wojów, wznosimy budynki i szarżujemy na wraże szańce. Całość sprawdziła się bardzo dobrze, szczególnie w pierwszej odsłonie, choć i druga część nie oddała pola, doczekawszy się trzech dodatków, z których ostatni ukazał się aż 9 lat po premierze podstawki. SpellForce 3 zachowuje dualistyczną koncepcję poprzednich gier z cyklu, ale czyni to, stosownie do upływu lat, w nowych szatach graficznych i z mnóstwem nowych rozwiązań.

Gdy Eo nie było miliardem wysepek...

Fabularnie SpellForce 3 to prequel poprzednich części, dziejący się 500 lat przed wydarzeniami z pierwszej gry. Kontynent nie został jeszcze rozerwany na szereg wysp, a mieszkańcy Eo mają zupełnie inne problemy niż perypetie rasy Shaikan. Właśnie skończyła się wojna magów i choć wszyscy spodziewali się okresu pokoju i leczenia ran po konflikcie, na udręczony lud spadł kolejny cios – tajemnicza plaga dziesiątkująca mieszkańców niektórych wiosek i miast. Rozwikłanie tego problemu przypada w udziale naszemu bohaterowi, notabene synowi głównego złoczyńcy minionej wojny, który sprzeciwił się mrocznym poczynaniom swojego ojca.

Osobiście nie jestem fanem prequeli. Czynią one z gracza więźnia predestynacji – trudno uwolnić się od demotywującego myślenia, że nieważne, ile dasz z siebie, tak czy siak kontynent kiedyś tam rozleci się na kawałki. Żeby komfortowo grać w SpellForce 3, musiałem po prostu zapomnieć o kontekście przyszłych wydarzeń. Na szczęście jakoś mi się to udało i bez szczególnej awersji mogłem włączyć się w fabularny wątek „trójki”.

Przedstawiona w grze historia rozwija się w solidną, oldskulową, epicką opowieść, co samo w sobie, w dobie obecnego rozwadniania RPG pustymi, typowo „zbieraczymi” zadaniami, nastawionymi na wymuszenie na graczu mikrotransakcji, stanowi spory atut tytułu. Sama fabuła, choć całkiem umiejętnie poprowadzona i zawierająca przepisową liczbę zwrotów akcji, opiera się na standardowych kliszach fantasy. Polowanie na magów? Hmm... czy czasem nie przerabialiśmy tego w DA: Inkwizycji? Wielka zaraza? Chwileczkę, to było... o już wiem – w pierwszym Neverwinter Nights.

Przytulne miejsce na rozpoczęcie przygody.

Mam pełną świadomość, że w klasycznym fantasy nikt już raczej prochu nie wymyśli, jednak mimo wszystko liczę, że rozbudowując „trójkę” o dodatki (a te na pewno będą), twórcy pokuszą się o odrobinę nowatorstwa. Niemniej, pomijając wspomniane mankamenty, historia jest całkiem niezła i stanowi wystarczający spiritus movens, by przemierzać piękne krainy i delektować się ciekawą mechaniką rozgrywki.

ZARAZA OKIEM LEKARZA

Na marginesie, deweloperzy dostają ode mnie osobisty plusik za całkiem rzetelne opisanie objawów zarazy w oparciu o faktyczne symptomy wirusowych gorączek krwotocznych. Mała rzecz, a cieszy. No co? Mnie cieszy.

Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization
Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization

Recenzja gry

Millennia miały doprowadzić do ekstremum to, co najlepsze w serii Civilization. Niestety, twórcom przyszło do głowy nazbyt wiele pomysłów, jak tego dokonać, i potknęli się o własne nogi.

Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały
Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały

Recenzja gry

Zdawałoby się, że przepis na współczesnego city buildera jest prosty – robimy to, co wszyscy, dodajemy tylko jakąś oryginalną nowinkę – i gotowe, pora na CS-a. Na szczęście polscy deweloperzy z Eremite Games podeszli do sprawy zupełnie inaczej.

Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy
Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy

Recenzja gry

Fani city builderów musieli długo czekać na kolejną odsłonę gry o tworzeniu nowoczesnych miast. Cities: Skylines 2 nie wprowadza rewolucji do gatunku i boryka się z technicznymi problemami. Nadal jednak wciąga na długie godziny.