Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Mirror's Edge Catalyst Recenzja gry

Recenzja gry 6 czerwca 2016, 18:00

Recenzja gry Mirror's Edge: Catalyst - Faith podąża śladem Assassin’s Creed

Pierwsze Mirror’s Edge było grą niesamowicie intensywną, wizjonerską i niemal artystyczną – tymczasem Catalystowi trudno przypisać podobne cechy. Na szczęście nie oznacza to, że DICE zupełnie dało ciała, tworząc nowe przygody Faith.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. bardzo przyjemny system parkouru – rozgrywka sprawia dużą frajdę;
  2. urzekający klimat barwnego quasi-cyberpunku;
  3. dość rozległy i zróżnicowany obszar Miasta Szkła;
  4. jeśli ktoś lubi sandboksy w stylu Assassin’s Creed – sporo znajdziek i pobocznych wyzwań;
  5. ładna grafika (choć nierówna), śliczne cut-scenki i świetna muzyka;
  6. bardzo dobra optymalizacja...
MINUSY:
  1. ...na której cieniem kładą się częste przycinki (zwłaszcza w cut-scenkach);
  2. na dłuższą metę rozgrywka trochę nuży (głównie przez backtracking i niedopracowaną walkę);
  3. dość sztampowa, przewidywalna fabuła;
  4. atrakcje otwartego świata to w większości typowe, mało ciekawe zapychacze;
  5. za dużo prowadzenia gracza za rękę i burzenia immersji informacjami na ekranie;
  6. okazjonalne problemy z precyzją sterowania i graficzne glicze.

Wydane w 2008 roku pierwsze Mirror’s Edge po dziś dzień pozostaje jedną z najbardziej oryginalnych gier akcji ostatnich lat. Wprawdzie w dniu premiery tego tytułu parkour nie był już rewolucyjną nowinką, bo do gier wideo wprowadziła go nieco wcześniej seria Assassin’s Creed, ale dzieło studia DICE nadal miało dość atutów, by mogło uchodzić za unikat. Przede wszystkim pokazywało parkour w zupełnie inny sposób niż hit Ubisoftu, bo z perspektywy pierwszoosobowej. Do tego odznaczało się urzekająco minimalistyczną stylistyką oraz intrygującymi realiami i oferowało bardzo intensywną rozgrywkę, łączącą elementy platformówki, beat’em upa, gry logicznej i strzelanki. Dlatego osobiście darzę ten tytuł wielkim szacunkiem i sentymentem, a na jego kontynuację czekałem z wypiekami na twarzy. To znaczy – z wypiekami czekałem mniej więcej do kwietnia, bo beta-testy skutecznie ostudziły mój zapał. A jak finalnie prezentuje się Mirror’s Edge Catalyst? Na pewno lepiej niż sugerowała to wersja beta, jednak ze swoim poprzednikiem nie jest w stanie się zmierzyć. Mogę pluć sobie w brodę, że po przejściu „jedynki” zamarzyło mi się pierwszoosobowe Assassin’s Creed. Studio DICE postanowiło bowiem spełnić moje dawne życzenie... i wcale nie wyszło to grze na zdrowie.

Catalyst nie stanowi bezpośredniej kontynuacji pierwszego Mirror's Edge - mamy raczej do czynienia z restartem serii. Zmieniony wygląd Faith jest najlepszym tego świadectwem.

Parkourowa piaskownica

To właśnie stanowi największą różnicę między pierwszą a drugą odsłoną serii – Catalyst podążył drogą sandboksów, oferując pękający od aktywności otwarty świat. Przyznać trzeba, że na tle innych gier tego typu obszar w nowym Mirror’s Edge wypada całkiem oryginalnie. W końcu mamy tu mapę, która składa się w głównej mierze z dachów futurystycznej metropolii (choć jej wycinek stanowi też np. podziemny kompleks) – poruszanie się po takim obszarze wygląda zatem zupełnie inaczej niż w konkurencyjnych tytułach. W gruncie rzeczy oznacza to jeden wielki tor przeszkód, na którym każdy odcinek do pokonania wymaga zręczności, spostrzegawczości i ostrożności, by nie runąć w przepaść. Choć w teorii różnych form aktywności jest tu mnóstwo, w zasadzie można je pogrupować w trzy kategorie: dynamiczne parkourowe przemieszczanie się z miejsca na miejsce (w tym ucieczki i pościgi), wyzwania quasi-logiczne polegające na własnoręcznym wyszukiwaniu ścieżki do celu (np. wspinaczka na szczyt wieży) oraz walki wręcz ze strażnikami. Trochę tego mało, nawet jeśli owe działania są ze sobą przemieszane w poszczególnych zadaniach.

Akcję dopełnia znakomita muzyka skomponowana przez Solara Fieldsa - autora soundtracku z pierwszego Mirror's Edge. Utwory świetnie wpasowują się w wydarzenia na ekranie i dodatkowo pompują adrenalinę.

Jednak taka refleksja nie przychodzi od razu. Ewentualnemu wkradaniu się nudy długo przeciwdziała fakt, że parkourowy system poruszania się w Mirror’s Edge Catalyst jest po prostu bardzo przyjemny. Zasługę należy tu przypisać głównie intuicyjnemu sterowaniu oraz świetnemu wrażeniu immersji – stała obecność ciała Faith (głównej bohaterki) w polu widzenia i dynamiczna praca kamery powodują, że sprint, bieganie po ścianach czy prześlizgiwanie się pod przeszkodami sprawiają mnóstwo frajdy i potrafią dostarczyć adrenaliny. Również system walki robi dobre wrażenie, przynajmniej na początku. Niemożność używania broni palnej (która występowała w pierwszym Mirror’s Edge) nadrabia rozbudowany garnitur ciosów wręcz. Faith nauczyła się sporej liczby nowych sztuczek, poza tym starcia urozmaica wykorzystywanie otoczenia – np. strażnik popchnięty kopniakiem na ścianę otrzymuje większe obrażenia. Do tego mamy bardziej zróżnicowanych przeciwników, którzy wymagają stosowania odmiennych taktyk, a ponadto w grze znalazł się system rozwoju postaci, pozwalający poprawiać z czasem zdolności bojowe (i nie tylko) bohaterki.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Wpadł w sidła elektronicznej rozrywki przez starszego brata – kolekcjonera gier i gracza. Przez lata młodości nie miał własnego sprzętu nadającego się do grania, więc inwestował czas w wertowanie GOL-owskiej Wielkiej Encyklopedii Gier (i CD-Action). Swoje przeznaczenie dopełnił krótko po maturze, w 2013 roku, wysyłając CV do krakowskiej redakcji. Zdobył wykształcenie dwuklasowca – bibliotekarza/infobrokera – ale zamiast pójść w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni, wolał kontynuować karierę autora wiadomości ze świata (i nie tylko). Po paru latach wiercenia dziury w brzuchu połowie redakcji wyszarpał miejsce w gronie pracowników GRYOnline.pl i w 2017 r. przeniósł się do Krakowa. Zanim wyfrunął stamtąd do Poznania (w 2020 r.), zdążył zostać zapamiętany jako ten koleś, który bywa na tolkienowskich konwentach, jeździ paskudnym Subaru Imprezą i wywija mieczem na firmowym parkingu. Dziś z dystansu dogląda Encyklopedię Gier i Serwis Informacyjny.

więcej

Recenzja PayDay 3 - miał być sequel, jest PayDay dwa i jedna czwarta
Recenzja PayDay 3 - miał być sequel, jest PayDay dwa i jedna czwarta

Recenzja gry

Sporo czasu spędziłem, napadając na banki w PayDayu 2, ale od początku idea kontynuacji tej gry była dla mnie co najmniej ryzykowna. Ostatecznie bawiłem się nieźle, ale spoglądając na grę z dystansu... dużo jej brakuje do pełnoprawnego sequela.

Recenzja Armored Core 6. Heavy metal z mechami zamiast gitar
Recenzja Armored Core 6. Heavy metal z mechami zamiast gitar

Recenzja gry

Odstaw już ten miecz na bok i daj w końcu duszy odpocząć. Armored Core VI: Fires of Rubicon przypomina, dlaczego to właśnie duże roboty są najfajniejszą rzeczą na świecie. Nie wierzysz? Wskakuj za ster maszyny i sam się przekonaj.

Recenzja gry Remnant 2 - świetna kontynuacja naprawdę dobrej gry
Recenzja gry Remnant 2 - świetna kontynuacja naprawdę dobrej gry

Recenzja gry

Remnant: From the Ashes okazało się nadspodziewanie dobrą produkcją, więc po kontynuacji oczekiwałem przynajmniej tego samego. Ku mojemu zaskoczeniu dostałem znacznie więcej! Remnant 2 jest tytułem zdecydowanie wartym polecenia każdemu, kto ceni wyzwanie.