Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 25 listopada 2008, 12:24

autor: Marek Grochowski

PGA 2008 okiem Vercettiego

Dwa dni zwiedzania stoisk, szukania odpowiednio mocnych wrażeń i zastanawiania się, gdzie tak naprawdę uleciała atmosfera growego święta – to w skrócie główne aktywności, na jakich upłynęło nam tegoroczne PGA.

Najważniejszy w polskiej branży gier weekend już za nami. Targi Poznań Game Arena 2008 dobiegły końca, a wraz z nimi – nasza wyprawa do stolicy Wielkopolski. Dwa dni zwiedzania stoisk, szukania odpowiednio mocnych wrażeń i zastanawiania się, gdzie tak naprawdę uleciała atmosfera growego święta – to w skrócie główne aktywności, na jakich upłynęło nam tegoroczne PGA.

Zapowiadało się atrakcyjnie – od umiejscowienia imprezy w nowej, większej hali i zebrania w całość osobnych niegdyś elementów (aren Digital, Fantasy i Freestyle/Extreme) aż po możliwość wygrania nowiutkiego auta. Różnorodność i przepych miały sprawić, że dla wielu gości Poznań stanie się w przyszłości mekką, do której będą chcieli przybywać każdej jesieni, by dzielić się z innymi wirtualną pasją. Takiego przekonania można było przynajmniej nabrać po zakrojonej na szeroką skalę kampanii promocyjnej, w którą organizatorzy PGA włożyli więcej czasu i wysiłku niż kiedykolwiek.

To jedno z tych zdjęć, których nie trzeba się wstydzić przed Zachodem.

 

Jak bardzo długa droga dzieli jednak ambitne plany od rzeczywistości, pokazał wyraźnie sobotni poranek. Gdy przybyliśmy na targi, okazało się, że gier za wiele tu nie ma, a te, które są, giną pośród stoisk ze sprzętem i rzeczami na siłę podciągniętymi pod hasło „game arena”. To swego rodzaju paradoks, kiedy ludzie pojawiający się na targach z myślą o położeniu łapek na rynkowych nowościach dostają w zamian rozrywkę swobodnie wpisującą się w klimat hermetycznych konwentów dla miłośników fantasy lub/i piłkarzyków. Bo co z tego, że w piłkarzyki grali czołowi zawodnicy świata, a na końcu hali odbywały się paintballowe zmagania najlepszych w kraju drużyn, skoro przytłaczająca większość zwiedzających wyobrażała sobie imprezę jako możliwość zagrania w hity na konsole i PC. Resztę rzeczy można było obejrzeć równie dobrze w innych okolicznościach, a dla zwyczajnych, niezaangażowanych w niszowe atrakcje osób jedynie kilkaset metrów hali okupowanych przez Microsoft i Electronic Arts było sporym rozczarowaniem. Niedosyt pozostawiła również niewielka liczba stanowisk z produkcjami pokroju Guitar Hero, które – bądź co bądź – świetnie nadają się do rozkręcania imprez, także masowych. Na targach takim grom łatwiej było się przyjrzeć niż samodzielnie je przetestować.

Z obojętnego nastroju nie wytrącała też impreza w imprezie – Intel Friday Night Game, z której najbardziej cieszyli się sami zainteresowani, czyli zawodnicy i konferansjerzy. Publika tymczasem ziewała i kombinowała, jak udać się niepostrzeżenie w kierunku wyjścia. Wynika stąd, że niezwykle trudno zainteresować niedzielnych graczy profesjonalnym e-sportem. Może nie powinno się więc łączyć tych dwóch światów tylko dlatego, że dotyczą szeroko pojmowanego pojęcia gier?

Ciąg pomniejszych niepowodzeń nie oznacza jednak, że PGA 2008 było przedsięwzięciem całkowicie chybionym. Plusów można dopatrywać się w znacznie lepszej niż ostatnio organizacji targów. Wprawdzie wystawców rozlokowano bez ładu i składu, a mnóstwo dostępnej przestrzeni zwyczajnie zmarnowano, ale dzięki luźniejszej formule zwiedzania wyraźnie zmniejszono liczbę zatłoczonych miejsc i zadbano o to, by goście mieli gdzie zjeść, odpocząć czy też zostawić wierzchnią odzież. To nie do pomyślenia, ale w poprzednich latach różnie z takimi banałami bywało.

Każda impreza ma swoje mocne strony.

Inny atut, dla którego warto było pojawić się na PGA, to hostessy. Urodziwe – dodajmy, gdyż jakkolwiek by nie filozofować, to panie miały za zadanie po prostu dobrze wyglądać i tę misję wypełniły z nawiązką. Skąpe stroje co poniektórych dam nie ukryły jednak faktu, że nagi był sam król i Poznań Game Arena 2008 jako takie zostało zupełnie zignorowane przez wielu istotnych wydawców. Jesteśmy chyba jakimś globalnym fenomenem, skoro gdy raz na rok pojawia się poważna okazja do pokazania klientom swoich produktów na żywo, część firm chowa się po kątach i udaje, że ich zyski w okresie Bożego Narodzenia generuje Święty Mikołaj. Takie lekceważenie największej w kraju imprezy tematycznej jest nie fair wobec graczy, bo to oni w końcu kupują gry i to dla nich robi się PGA.

Patrząc wstecz na poprzednie edycje targów, nie odkryję Ameryki, twierdząc, że tegoroczna była najsłabsza. Za parę dni o wydarzeniu minionego weekendu nikt już nie będzie pamiętał, a Poznaniacy pozamiatają targowe hale i skupią się na wiadomościach z konferencji klimatycznej.

A skoro o pogodzie mowa, to nieoczekiwanie najciekawszym wydarzeniem Poznań Game Arena 2008 był sobotni opad śniegu. Te parę płatków białego puchu sprawiło, że łatwiej było rozmarzyć się w związku z nadchodzącymi Świętami i tym, jakie będzie kiedyś nowe, lepsze PGA. Bo będzie, prawda?

Marek „Vercetti” Grochowski