Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Sacred 3 Recenzja gry

Recenzja gry 1 sierpnia 2014, 14:21

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Sacred 3 - pecetowy hack'n'slash zmieniony nie do poznania

Sacred 3 zrywa z tradycjami serii i podąża w zupełnie nowe rejony. Czy to rezygnacja niemieckiego dewelopera z rywalizacji z Diablo III o dusze graczy, czy też świadoma decyzja podążania w kierunku wytyczonym przez kooperacyjne nawalanki?

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji X360, PS3

PLUSY:
  1. Niezobowiązująca rzeźnia w konsolowych klimatach;
  2. świetne sterowanie na padzie;
  3. muzyka i oprawa graficzna.
MINUSY:
  1. zerwanie z pecetową tradycją serii;
  2. dosyć ubogi system rozwoju postaci i ekwipunku;
  3. niewielkie zróżnicowanie działań adwersarzy, słabe i powtarzające się starcia z bossami;
  4. znaczne uproszczenie budowy świata gry.

Seria Sacred, chyba jak mało który konkurent Diablo, zaskarbiła sobie przychylność graczy i mimo że przez cały czas pozostawała w cieniu dzieła studia Blizzard, to trudno odmówić tworzącemu ją niemieckiemu Ascaronowi zapału i trafionych pomysłów. Jednak od premiery części drugiej minęło już sześć lat, drogę do serc pecetowców i konsolowców wykuł sobie Diablo III i stawanie w szranki z takim rywalem byłoby prawdopodobnie rzucaniem się z motyką na słońce. Nie wiem, czy właśnie w ten sposób rozumowali deweloperzy z Keen Games, którzy przejęli pałeczkę po poprzednim twórcy, ale rezultat ich pracy skłania właśnie do takich podejrzeń. Sacred 3 jest grą zupełnie inną niż poprzedniczki, inaczej stawiającą akcenty i przede wszystkim skierowaną do innych graczy. Czy to źle? To zależy, z jakiego punktu widzenia spojrzeć.

Fabuła, jak w większości tego typu produkcji, jest jedynie pretekstem do tego, by wytłuc tysiące wrażych pomagierów. W jej centrum mamy artefakt o nazwie Serce Ankarii i przeokrutnego lorda Zane’a, który chce zdobyć i wykorzystać ów przedmiot do niecnych celów. Naprzeciw niemu staje czworo superbohaterów o zróżnicowanych umiejętnościach ofensywnych i pochodzeniu. W ramach równouprawnienia płci są to dwaj mężczyźni i dwie kobiety. Sacred 3 nie ucieka w tym przypadku od serwowanej nam przy takich okazjach sztampy fantasy. Jest mocarny wojownik safiri o śniadej skórze i imieniu Marak, wymachujący wielgachną, dwuręczną bronią niczym suchym patykiem. Jest łucznik, siejący spustoszenie wśród wrogów za pomocą strzał, i są dwie panie: ankariańska włóczniczka Alithea i charakterystyczna dla serii paladynka o anielskich skrzydłach, czyli Claire. Każda z postaci dysponuje odmienną bronią i umiejętnościami specjalnymi, ale po bliższym zapoznaniu się z mechaniką rozgrywki tak naprawdę nie ma znaczenia, którym bohaterem będziemy się bawić. W chaosie bitwy i tak zwykle nie ma czasu na zastanawianie się, czym dowalić hordzie potworów i jeżeli już coś decyduje o wyborze, to są to bardziej względy estetyczne. Tym bardziej że po rozpoczęciu rozgrywki na danej planszy nie mamy możliwości zmiany przypisanych wcześniej umiejętności.

Jednocześnie w ataku na naszego bohatera może uczestniczyć mięso armatnie i wysoce wykwalifikowani wojownicy.

Wspominam o planszy nie bez powodu, bowiem Sacred 3 porzuca otwarty świat i zamienia go na serię mniejszych lub większych pojedynków w całkowicie zamkniętych lokacjach. Gracz widzi mapę świata i, niczym w grze planszowej, przesuwa swój pionek wzdłuż ścieżki zgodnej z opowiadaną fabułą. Przy czym nie jest ona całkowicie liniowa i zdarza się, że możemy wybrać na rozdrożu kierunek marszu. Dłuższym misjom głównym towarzyszą różne poboczne minizadania sprowadzające się do stania na niewielkiej arenie i pozbywania się kilku kolejnych fal przeciwników celem otrzymania nagrody. Ujmując krótko, hack’n’slashowy pomysł na hordę, jednak z racji możliwości wyboru na starcie spośród trzech poziomów trudności, niekoniecznie wymagający. Przy okazji trudno nie wspomnieć, że na mapie znajdują się już teraz zablokowane lokacje odwołujące się do przyszłych DLC. Bardzo brzydko się bawicie, panie i panowie z Deep Silver.

Sama rozwałka na ekranie jest widowiskowa i dosyć szybka. Z racji zdecydowanie zręcznościowego podejścia do walki nie ma tu mowy o staniu w miejscu i rozprawianiu się z wrogiem poprzez rzucanie zaklęć. W trakcie starć trzeba starać się być bardzo mobilnym i pamiętać o stałych unikach lub blokowaniu. Pod względem sposobu przedstawiania walk i zachowania się w ich trakcie Sacred 3 bardzo zbliża się do Dungeon Siege III, w którym również umiejętne wykorzystanie lokacji do ominięcia spadających ciosów miało zasadnicze znaczenie dla odniesienia sukcesu. Dziełu Keen Games znacznie bliżej do wspomnianej wyżej gry niż do Diablo i trzeba mieć to na uwadze, decydując się na jego zakup.

Marak do eksterminacji wrażych sił wykorzystuje wielkie dwuręczne bronie.

W procesie tworzenia Sacred 3 najważniejszą rolę odgrywały konsole. Nie tak dawno zachwycaliśmy się przeniesieniem sterowania na pada w przypadku Diablo III. Również recenzowana tutaj gra pod tym względem sprawuje się świetnie i zdecydowanie przedkładałem na komputerze korzystanie z pada nad myszkę i klawiaturę. Wszystkie akcje wykonywane przez bohaterów zostały rozłożone na przyciskach dodatkowego kontrolera tak, jakbyśmy rzezali przeciwników w dobrze zaprojektowanym slasherze. Jako że dowolna zmiana kąta kamery nie jest możliwa, do poruszania się służy jedna gałka analogowa, druga zaś pomaga w szybkim wyborze dodatkowej umiejętności lub przedmiotu, na przykład eliksiru zdrowia. Liczba przedmiotów znajdujących się w ekwipunku podlega ścisłemu ograniczeniu. W grze co prawda istnieje sklepik, ale korzystałem z niego dość rzadko. Rozdawanie ciosów, wykonywanie uników i wykorzystywanie dwóch specjalnych umiejętności bojowych przypisanych bumperom sprawdza się wyśmienicie. Rozgrywka przebiega płynnie, czas upływa przyjemnie, a jeżeli coś ulega zmęczeniu, to tylko kciuk. Urozmaiceniem zabawy są trzy specjalne rodzaje ataków: jeden pozwalający przytrzymać wroga lub na przykład bombę, by następnie rzucić nim wywołując w ten sposób obrażenia, atak wyłączający na chwilę osłonę przeciwnika lub porozmieszczane czasem na ścieżkach pułapki i atak ostateczny, dzięki któremu kończymy żywot osłabionego ranami stwora.

Walka w Sacred 3 składa się z całkiem przyjemnej, niezobowiązującej, konsolowej młócki oferującej po każdym z etapów punktowe podliczanie skuteczności gracza – niczym w jakiejś azjatyckiej produkcji – i powtarzalnych, nudnych schematów bez choćby odrobiny polotu. Narzekając, mam na myśli zdecydowanie zbyt częstą konieczność wykonywania uników przed nadlatującymi pociskami czy odłamkami skalnymi. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy nie mieli czym zapełnić niektórych lokacji i żeby gracz się nie nudził, serwowali stale jeden i ten sam sposób na utrudnienie mu życia. Druga sprawa to bossowie i minibossowie, z którymi niemal każda walka wygląda identycznie. Nie ma przez to elementu zaskoczenia i jeżeli pokonało się kilku pierwszych “szefów”, to prawie tak, jakbyście już widzieli i pokonali tych ostatnich.

Przeciwnicy nie stronią od korzystania z magii.

Rozwój postaci opiera się na odblokowywaniu i późniejszym wyborze umiejętności przypisanych każdej z postaci. Służy do tego oczywiście zdobyte w trakcie misji złoto. Każdą z umiejętności można także ulepszać, posługując się prostym drzewkiem rozwoju. Jest to rozwiązanie bardzo podobne do tego zastosowanego w Mass Effect 3 – decydując się na jedno ulepszenie, blokujemy inne. Jednak nie jest to stan permanentny i płacąc odpowiedni haracz, można zrobić krok wstecz i przebudować postać. Warto przy tym wspomnieć, że poza kulami zdrowia i energii koniecznej do korzystania ze specjalnych umiejętności bojowych oraz pieniędzy, w Sacred 3 nie ma żadnego lootu. „Ekwipunek” sprowadza się do przypisanych każdemu z bohaterów kilku rodzajów broni i pancerza, posiadających własne drzewka rozwoju, oraz czegoś, co twórcy nazwali Duchami oręża. W miarę postępów fabularnych będziemy odkrywać ich nowe rodzaje (Gladiator, Driada, Wampir itp.), a każdy z nich inaczej wpływa na przebieg walk. Z bonusów może to być na przykład zwiększenie zadawanych przez bohatera obrażeń o 100%, kiedy ma on niski poziom zdrowia. Jednak odbywa się to kosztem zmniejszenia o jakąś wartość procentową szansy na wypadanie z wrogów kul zawierających energię magiczną. Coś za coś. Duchy oręża potrafią także czynić jakieś zabawne uwagi w czasie gry, a niektóre nawet sobie podśpiewują, co muszę przyznać, niezmiernie mi się spodobało.

Przykład jednego z duchów oręża.

Być może taką, a nie inną budowę gry zawdzięczamy popularności zabawy kooperacyjnej. Sacred 3 umożliwia jednoczesną zabawę aż czterem osobom. Temu trybowi rozgrywki przypisane są także oddzielne umiejętności wpływające na całą grupę. Zabawa nie różni się znacząco od tego, co można przeżyć w pojedynkę, ale rozumiem, że wspólne rozczłonkowywanie piekielnych istot może komuś sprawiać niekrytą satysfakcję. Dla mnie ponowne pokonywanie tych samych lokacji, tyle że w towarzystwie, nie wiązało się ze szczególną frajdą.

Oprawa graficzna jest bardzo przyjemna dla oka, co tylko podkreśla, że gry powstające głównie z myślą o poprzedniej generacji konsol naprawdę mogą się wciąż podobać. Co prawda testowałem edycję pecetową, ale jak sądzę, pomijając różnice dotyczące rozdzielczości obrazu, nie oferuje ona znacząco więcej od wersji na PS3 i X360. Także o dźwiękach można mówić w samych superlatywach. Dialogi i głosy postaci nie drażnią i są dobrze dobrane, a muzyka, jak zawsze w tej serii, stoi na wysokim poziomie.

Odnalezienie wielkiej skrzyni z mnóstwem złotych monet to okazja do graficznych fajerwerków.

Sacred 3 jest grą zupełnie inną niż poprzednie części i lojalnie ostrzegam, że fani nastawieni na eksplorację otwartego świata i rozwiązania rodem z klasyki gatunku hack’n’slash srogo się zawiodą. Może pisanie, że jest to gra dla nowego pokolenia konsolowych graczy, byłoby nieco na wyrost, ale nie da się ukryć, że to właśnie stojące pod telewizorami platformy są głównymi beneficjentami dzieła Keen Games. Odrzucając uprzedzenia i oczekiwania, Sacred 3 to całkiem niezła nawalanka w klimatach miejscami slapstickowego fantasy. “Konserwom” zostaje jak na razie Diablo III i Path of Exile albo oczekiwanie na świetnie zapowiadającego się Grim Dawn.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

NorekJ Ekspert 2 sierpnia 2014

(PC) Nowy Sacred 3 to duże zmiany, z których większość fanów zwyczajnie nie przełknie. Czy zerwanie z PC-towymi tradycjami bardzo zaszkodziło tej produkcji?

5.5
Recenzja gry Sacred 3 - pecetowy hack'n'slash zmieniony nie do poznania
Recenzja gry Sacred 3 - pecetowy hack'n'slash zmieniony nie do poznania

Recenzja gry

Sacred 3 zrywa z tradycjami serii i podąża w zupełnie nowe rejony. Czy to rezygnacja niemieckiego dewelopera z rywalizacji z Diablo III o dusze graczy, czy też świadoma decyzja podążania w kierunku wytyczonym przez kooperacyjne nawalanki?

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Legenda wróciła, ale strzyka ją w kościach
Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Legenda wróciła, ale strzyka ją w kościach

Recenzja gry

Duchowy spadkobierca serii Suikoden robi wszystko, by ożywić wspomnienia sprzed kilku dekad. Jest przy tym tak konsekwentny, że kontakt z nim wymaga zaakceptowania wielu archaizmów i rozwiązań rozwiniętych później przez licznych konkurentów.

No Rest for the Wicked - recenzja gry we wczesnym dostępie. Czeka nas hit, o ile twórcy faktycznie dopracują grę
No Rest for the Wicked - recenzja gry we wczesnym dostępie. Czeka nas hit, o ile twórcy faktycznie dopracują grę

Recenzja gry

Dla Diablo i Dark Souls można znaleźć jakiś wspólny mianownik. Twórcy No Rest for the Wicked nie podjęli tej próby pierwsi, ale robią to najzgrabniej. Jeśli podczas trwania wczesnego dostępu poprawią grę, czeka nas znakomite action RPG.