PSN - jakość usług sieciowych. 8 rzeczy, które wkurzają w graniu na konsolach

- 8 rzeczy, które wkurzają mnie w graniu na konsolach
- PSN - jakość usług sieciowych
- Konieczność grania na padzie
- Ograniczone wsparcie dla modów
PSN - jakość usług sieciowych
Przyznaję się bez bicia – tekst piszę z perspektywy osoby, która konsolowy rynek gier poznawała jako posiadacz platform PlayStation. Z marką Xbox jestem znacznie słabiej związany, a z tego co słyszę usługi sieciowe na sprzęcie Microsoftu oferują zdecydowanie lepszą jakość. Niemniej, na PlayStation – w erze PlayStation 3 i PlayStation 4 – to była prawdziwa tragedia.
Po pierwsze, sieć działała niesamowicie wręcz ociężale. Ściągnięcie nawet relatywnie niewielkiej gry zajmowało kupę czasu, bo konsola z jakiegoś powodu nigdy nie była w stanie wykorzystać pełnego potencjału łącza internetowego. Co gorsza, często PlayStation Network po prostu nie funkcjonowało tak, jak powinno. Konsola wywalała błędy, traciła połączenie z siecią. Z czasem sytuacja nieco się poprawiła i w ostatnich latach było już niemal dobrze, ale i tak robiło mi się smutno za każdym razem, gdy patrzyłem, jak na Steamie mój pecet pobiera gry kilkukrotnie szybciej od konsoli.
I ktoś może powiedzieć, że się czepiam, ale osobiście uważam, że mam do tego pełne prawo, bo sprawne działanie sieci i rozmaitych funkcji to kwestia absolutnie kluczowa. Zresztą, prawo do stroszenia się na kiepską jakość usług daje mi jeszcze jedna rzecz, z której postanowiłem uczynić osobny punkt tego zestawienia, czyli…
Płatny multiplayer, czyli drenaż portfela
No właśnie. Nie dość, że konsolowy ekosystem niejednokrotnie nie działa tak, jak powinien, to jeszcze każą nam za niego płacić (i to wcale niemałe – a z biegiem lat coraz większe – pieniądze). Konieczność uiszczania opłat za coś tak banalnego, jak granie w trybie wieloosobowym, jest faktem od lat wyśmiewanym przez pecetowców. I w gruncie rzeczy trudno się dziwić.
Oczywiście mam świadomość, że wszystko kosztuje, że infrastrukturę trzeba jakoś utrzymać, ale powiedzmy sobie szczerze, że gry konsolowe i tak nie kosztują mało i niemało zarabiają. Prawda jest taka, że firmy po prostu znalazły kolejny sposób, na wyciąganie od graczy pieniędzy. I to sposób niezwykle pożądany, bo stały, cykliczny – słowem, generujący zyski, którymi kwartał za kwartałem, rok za rokiem można pochwalić się przed inwestorami, wraz z rekordowymi liczbami użytkowników PlayStation Plus czy Xbox Live Gold.

W ostatnich latach pokusie wymuszenia na graczach opłaty abonamentowej za granie w trybie multiplayer nie oparło się nawet Nintendo, które klasycznie w pewnych względach trzyma się kilka kroków za resztą konsolowej stawki. Miesięczna kwota, której zażyczyli sobie ojcowie Mario jest zauważalnie mniejsza od tych, które pobierają konkurenci, ale to kwestia czasu – wiadomo, że kropla drąży skałę (w tym przypadku rolę skały odgrywają nasze portfele).
Nawiasem mówiąc, cena abonamentu Nintendo Switch Online pokazuje, że mityczne „koszty utrzymania infrastruktury” nie są nawet w połowie tak wysokie, jak utrzymują Sony i Microsoft.