Konieczność grania na padzie. 8 rzeczy, które wkurzają w graniu na konsolach

- 8 rzeczy, które wkurzają mnie w graniu na konsolach
- PSN - jakość usług sieciowych
- Konieczność grania na padzie
- Ograniczone wsparcie dla modów
Konieczność grania na padzie
Kolejnym poważnym ograniczeniem konsol są ich kontrolery. Ja wiem, wiem, konsolowcy pewnie zaraz zaczną obrzucać mnie błotem, ale nie wyobrażam sobie sensownego grania w pierwszoosobową strzelankę na czymkolwiek innym, niż „prawilna” mysz i klawiatura. Nie jest to zresztą jedyny gatunek, bo podobnie jest choćby z grami strategicznymi. Jasne, technicznie rzecz biorąc się da, ale fakt, że można coś robić nie oznacza, że się powinno…
W czym leży problem? Podstawowym jest liczba przycisków na padzie, która zmusza projektantów gier do stosowania w swoich interfejsach pokrętnych kombinacji dwóch czy trzech klawiszy, a także implementowania różnego rodzaju rozwijanych menu pauzujących rozgrywkę w momencie aktywacji. Nie lubię tego typu rozwiązań, bo spowalniają zabawę i psują rytm akcji (jeśli nie wiecie o co mi chodzi, spróbujcie zagrać w The Elder Scrolls V: Skyrim na PC, szczególnie magiem, a potem przesiądźcie się na dowolną konsolę). Druga rzecz to precyzja sterowania, która po postu nigdy nie jest tak wysoka, jak w przypadku myszy.
Tak, technicznie rzecz biorąc można podłączyć klawiaturę i myszkę do konsol. Nowe Xboxy nawet wspierają to rozwiązanie na zasadzie plug & play, czyli podpinasz i wszystko działa (do innych konsol potrzebne są specjalne przejściówki). Problem w tym, że biblioteka gier, które poprawnie wykrywają ten sprzęt ciągle jest niewielka, a wygoda korzystania z myszki i klawiatury na kanapie, no cóż, jest po prostu taka sobie.
Żeby była jasność, pady mają też niewątpliwe zalety – w niektórych tytułach sprawdzają się świetnie, a wibracje czy gałki analogowe oferują graczom dodatkowe możliwości i doznania, których próżno szukać używając myszki i klawiatury. Wraz z nadejściem dziewiątej generacji technologia posunęła się jeszcze dalej, szczególnie w przypadku PS5. Twórcy konsoli zaoferowali w swoim padzie jeszcze więcej bajerów, takich jak adaptacyjne triggery czy znacznie bardziej zaawansowany mechanizm wibracji. Tylko że… to dalej jest pad, z mocno ograniczoną liczbą przycisków oraz taką sobie precyzją kontroli.

Problemy z wydajnością, na które nie można nic poradzić
Jesteśmy na początku nowej generacji, a PlayStation 5 i Xbox Series X radzą sobie śpiewająco z większością gier, które na nich odpalamy. 4K (często trochę oszukiwane, ale to akurat niekoniecznie coś złego – choć to temat na zupełnie inny tekst), 60 klatek animacji na sekundę, nawet ray tracing – nic nie wydaje się być poza zasięgiem nowych maszynek Sony i Microsoftu. Powstaje jednak pytanie: jak długo tak będzie?
Trochę się martwię, że niestety nie za długo i z czasem, gdy deweloperzy zaczną wyciskać coraz więcej z tych platform, powrócą koszmary znane z poprzednich generacji. Mowa o rozdzielczości zbyt niskiej dla stosowanych obecnie ekranów oraz 30 fps, jako standardzie płynności animacji stosowanym w większości gier. Niewykluczone też, że zaczną pojawiać się poważne problemy z wydajnością, zaś ray tracing będzie ograniczony do kilku efektów, którymi można pochwalić się w materiałach promocyjnych – lub zostanie porzucony całkowicie.

To oczywiście czarny scenariusz, który wcale nie musi się spełnić, ale trzeba pamiętać, że konsole to z natury maszyny, które przez kilka lat posiadają dokładnie taką samą konfigurację – słowem, stoją w miejscu, podczas gdy cały świat interaktywnej rozrywki idzie do przodu. Cudów nie ma i w pewnym momencie muszą pojawić się kompromisy.