W Borderlands 4 strzela się świetnie i jest kot, ale to nie jest ryzykowna kontynuacja
Borderlands 4 stawia na fabułę oraz drobne zmiany w zabawie. Spędziłem z grą 4 godziny i mogę powiedzieć, że w końcu ulepszono takie elementy jak poruszanie się i broń ciężka oraz dodano możliwość użycia apteczki. No i jest kot! Będzie hit? Możliwe, ale...

- Gra ma „kłaść nacisk na opowieść oraz dobrze napisane postacie”
- Jak wypadają nowi vault hunterzy?
- Dużo wybuchów i jeszcze więcej piu, piu
- Ruszaj tym ciałem, ale nie mów, łowco, że cię nie ostrzegałem!
- Skarbce w końcu będą miały większe znaczenie dla rozgrywki, a nie tylko dla fabuły
- Lifting graficzny jest widoczny, ale nie radykalny
- Jest dobrze, ale ci, którzy liczyli na rewolucję, mogą nie być zadowoleni
Dzięki uprzejmości Cenegi oraz 2K miałem przyjemność wybrać się do Monachium, aby spędzić nieco czasu z nadchodzącym Borderlands 4, zarówno w otwartym świecie, jak i w skarbcu. Nie ukrywam, że była to dla mnie, jako fana serii, nie lada gratka, gdyż co-opowi w tej grze poświęciłem dziesiątki godzin we wszystkich jej częściach. W „czwórce” Gearbox Software stawia na sprawdzone rozwiązania, eliminując to, co nie przypadło fanom do gustu, i rozwijając mechaniki, które wcześniej nieco kulały. Jak obiecują twórcy, mocny nacisk położono na fabułę oraz dobrze pomyślane postacie.
Akcja gry dzieje się po wydarzeniach z Borderlands 3, kiedy to nowe pokolenie vault hunterów ląduje na planecie Kairos. Ta zarządzana jest przez bezwzględnego dyktatora noszącego miano The Timekeeper, który jednocześnie kieruje siłami Zakonu (The Order), a jego panowanie zostało zachwiane przez poświęcenie Lilith w celu ocalenia Pandory. Uwolniona energia doprowadziła do tego, że księżyc Pandory Elpis teleportował się na orbitę Kairos, co wywołało niepokoje społeczne oraz zaowocowało pojawieniem się militarnego ruchu oporu. I w tym całym wesołym chaosie nie może, rzecz jasna, zabraknąć naszych łowców.
Gra ma „kłaść nacisk na opowieść oraz dobrze napisane postacie”
O samej fabule nie mogę, niestety, za wiele powiedzieć. Przeszedłem zaledwie jedną, dość prostą misję – pomagałem przywódcy rebeliantów o imieniu Rush najpierw obronić ich bazę, a następnie wykraść informacje na temat reżimu, które pozwolą na dalszą walkę. Nie brakowało zabawnych dialogów, satyry oraz górnolotnych hasełek o wolności. Humor będzie więc obecny, ale ton całej opowieści w moim odczuciu stał się nieco poważniejszy. Z rozmów z twórcami dowiedziałem się, że The Timekeeper będzie dużo poważniejszym antagonistą od bliźniaków Calypso z „trójki”; ma być „złożoną osobowością, która ma nas zaskoczyć”.
Handsome Jack był świetnie pomyślanym złoczyńcą i nie ukrywam, że grając w Borderlands 3, byłem solidnie rozczarowany, iż walczyliśmy z dwójką galaktycznych influencerów zarządzających sektą. Nawet pasowali do tego pokręconego uniwersum, ale niestety – pomimo wielu prób narracyjnych – na tle Przystojnego Jacka wypadali raczej jako mocno przerysowana parodia. Trzymam więc kciuki, byśmy tym razem dostali antagonistę z krwi i kości.
Sprawdziłem też jedną misję dodatkową, w ramach której powrócił Claptrap. Ta sympatyczna robotyczna gapa jak zwykle zleca nam „niezwykle ważne zadanie” – wszak jesteśmy jej rekrutem – polegające na... zbieraniu jej prywatnych pamiątek. Jest tam masa nawiązań do poprzednich części, takich jak wzmianka, że robot, którego największym wrogiem są schody, miał bliskie stosunki z samą Moxxi (albo przynajmniej tak myśli). Było to typowe zadanie w stylu „idź, zabij, przynieś”, ale nie ukrywam – całkiem sympatyczne.

Bossowie jak zawsze gadają od rzeczy. Nie są już tak irytującymi gąbkami na obrażenia, ale wciąż potrafią stanowić wyzwanie.Borderlands 4, 2K Games, 2025.
Obok tego powracają zlecenia, czyli proste misje polegające na likwidowaniu niebezpiecznej fauny. Są to typowe zapychacze bez szerszego fabularnego kontekstu; szkoda, bo – szczerze mówiąc – były nużące już w poprzednich odsłonach cyklu i żal, że deweloperzy nie wpadli na ciekawsze aktywności poboczne. Podczas gry w otwartym świecie mają się zdarzać sytuacje losowe i na kilka takowych natrafiłem – np. grupa bandytów została zaatakowana przez Zakon.
Z racji obecności Claptrapa musiałem zapytać o ewentualny powrót kolejnych postaci z poprzednich części. Ponownie spotkałem się z murem o nazwie NDA, ale deweloperzy wspomnieli, że obok Amary „pojawi się kilka postaci, ale tylko tych, które będą pasować do historii dziejącej się na Kairos”. Pozostaje więc czekać do premiery gry, aby przekonać się, kto powróci, ewentualnie można zgadywać w komentarzach.
Jak wypadają nowi vault hunterzy?
Do wyboru mieliśmy dwójkę vault hunterów – Rafę, czyli najemnika odzianego w egzoszkielet, który może w każdej chwili wybuchnąć (o czym Rafa dość regularnie wspomina), oraz Vex, młodą syrenę, która dopiero odkrywa swoje możliwości, ale już teraz potrafi przywoływać uroczego kotka bądź swoje „alternatywne wersje” do pomocy. Jako że technologiczne gadżety zawsze mi się bardziej w tym uniwersum podobały, w otwartym świecie pośmigałem jako Rafa. Jego zdolności opierają się na modyfikacjach egzoszkieletu – mamy do wyboru blaster zadający potężne obrażenia, bliźniacze ostrza do sieczenia wrogów z bliska bądź pełniące funkcję wspierającą dwa karabiny laserowe, automatycznie ostrzeliwujące wrogów w zasięgu.
Rozwój umiejętności mocno przypomina to, co znamy z Borderlands 3. Widać, że twórcy nie chcieli za bardzo kombinować i to, co było dobre w poprzednich częściach, zostało przeniesione do kontynuacji oraz rozbudowane. Już czuję, że spędzę długie godziny, by znaleźć swój styl rozgrywki, eksperymentując z buildami. Ponownie zaistnieje możliwość resetowania drzewka, więc nie ma obaw, że źle rozwiniemy swoje postacie.
W samej customizacji wracamy natomiast do motywu z poprzedniej odsłony cyklu – w świecie gry znajdziemy ciuszki do zmiany wyglądu. Deweloperzy zdecydowali się na odgórnie narzuconych bohaterów, bo jak sami stwierdzili, świetnie wychodzi im pisanie ciekawych postaci. Podobała mi się wolność w stylu RPG z Tiny Tina’s Wonderlands, ale zważywszy, że fabuła ma tutaj odgrywać istotną rolę, nie dziwię się, iż każde z czwórki protagonistów ma jasno określone umiejętności oraz własną historię.
Dużo wybuchów i jeszcze więcej piu, piu
Ja wiem, że rozmowy o „feelingu strzelania” niektórych bawią, ale jest to określenie, które pozwala mniej więcej oddać swoje odczucia w strzelankach. W przypadku Borderlands 4 rzeczony feeling okazuje się o wiele przyjemniejszy niż w „trójce”. Bronie są bardziej zróżnicowane i z każdej z nich strzela się inaczej (tak, odkryłem Amerykę, ja wiem). O ile w poprzednich częściach szybko można było zauważyć podobieństwa pomiędzy pukawkami, tak tutaj jest to mniej odczuwalne. I znów mamy całą gamę uzbrojenia – od strzelb i pistoletów po karabiny szturmowe, więc każdy wybierze sobie coś, co mu pasuje. Powraca także motyw niestandardowego przeładowywania – niektóre bronie są wyrzucane i robią za granat, inne zmieniają się w miniaturowe wieżyczki, które wspierają nas przez jakiś czas. Moim faworytem stał się karabinek, który pozwala ostrzelać przeciwnika gradem miniaturowych rakiet.

Walka to chaos, szukanie osłon, eliminowanie przeróżnych rodzajów przeciwników. I to lubię!Borderlands 4, 2K Games, 2025.
Recykling przeszła natomiast broń ciężka, granaty oraz szeroko rozumiana broń miotana. Zamiast taszczyć to wszystko ze sobą, będziemy musieli uważać na czas odnowienia. To udana zmiana, bo przez małą ilość amunicji w po prostu rezygnowałem z nich w ogóle – zwyczajnie zajmował mi slot na pukawki, co do których na amunicji miałem mnóstwo. Świetnie bawiłem się także nożami do rzucania, bo te oprócz zadawania sporych obrażeń dodatkowo wybuchały bądź zatruwały przeciwników.
Cieszy mnie też mocno ogromna zmiana w domenie złotej, czyli potencjalnie najlepszej broni. Ta wypada tylko po walce z bossami; nie natrafimy na nią „przypadkowo”, jak miało to miejsce w poprzednich odsłonach serii. Teraz faktycznie elitarna broń jest elitarna, a jej właściwości wykraczają daleko poza typowy złom, który znajdujemy.

Interfejs został przebudowany i jest bardziej czytelny oraz futurystyczny.Borderlands 4, 2K Games, 2025.
Kolejną zmianą w systemie walki jest dodanie apteczki. Jak sami twórcy zaznaczyli, jej głównym celem będzie pozwolenie na dłuższe pozostawanie na placu boju. Przywraca ona z czasem część życia, ale jeśli otrzymamy obrażenia, leczenie zostanie przerwane. Jej użycie ma być ograniczone tylko przez cooldown, więc nie musimy biegać i szukać nowych medykamentów, skupiając się wyłącznie na strzelaniu.
Ruszaj tym ciałem, ale nie mów, łowco, że cię nie ostrzegałem!
Największe zmiany, jakie zaszły w samej rozgrywce, dotyczą poruszania się postaci – te mogą teraz używać podwójnego skoku, szybować, robić wślizgi w dowolnym kierunku oraz uniki. Mocno przypomina mi to omnimovement z Call of Duty: Black Ops 6 i pozytywnie to oceniam. Zdynamizowało znacznie samą walkę oraz ułatwiło poruszanie się po terenie. Nowy dodatek stanowi także linka pozwalająca się przyciągać w wybranych punktach, aby dostać się na dachy budynków bądź klify. Najlepsze okazuje się jednak to, że można też przyciągać rozmieszczone w różnych miejscach beczki z materiałami wybuchowymi i ciskać nimi w twarz przeciwnikom. Moim zdaniem to ważny dodatek do ogólnego chaosu!
Cudowne w nowym sposobie poruszania się w otwartym świecie jest natomiast to, że w końcu w niepamięć odchodzą stacje pojazdów. Teraz przywołujemy swój w dowolnym miejscu i możemy śmigać w dowolnym kierunku. Jest to o tyle wygodne rozwiązanie, że w końcu, grając wspólnie, nie będziemy zmuszani do... wspólnego podróżowania i ciągłego trąbienia na kogoś, kto akurat zainteresował się pobliską skrzynką; teraz każdy ma swój pojazd.

ECHO-4 to przydatny towarzysz, który bardzo dokładnie wyznacza ścieżki do celu.Borderlands 4, 2K Games, 2025.
Dodatkowo w końcu dostajemy łowców, którzy potrafią pływać. Teraz, zamiast omijać na piechotę wszelkie podmokłe obszary, możemy po prostu przez nie przepłynąć. W prezentowanym fragmencie nie odgrywało to większej roli, ale możliwe, że w pełnej wersji będą lokacje do pływania.
Nawigacja także została ułatwiona za sprawą obecności drona Echo-4. Ten sympatyczny koleżka nie tylko podświetla trasę do celu, ale także wskazuje regiony, w których można zaliczyć opcjonalne zadania w ramach misji. Dodatkowo odpowiada za przenoszenie amunicji, hakowanie czy zmiany wyglądu postaci. Bardzo fajny dodatek w ramach typowego interfejsu czy skrótów klawiszowych.
Skarbce w końcu będą miały większe znaczenie dla rozgrywki, a nie tylko dla fabuły
Nowością w serii ma być mechanika skarbców, bo tych będzie więcej niż w poprzednich odsłonach. W skrócie: będą to po prostu liniowe lochy, w których pokonamy bossa i zdobędziemy słodki loot. Gra pozwoli później wrócić, aby odpalić loch na wyższym poziomie trudności, co zaowocuje jeszcze lepszymi zdobyczami. W praktyce cały obszar jest podzielony na mniejsze areny, na których musimy zlikwidować przeciwników, aby przejść dalej. Na samym końcu czeka na nas strażnik, którego pokonanie zaowocuje dużym dropem itemów.
Tym razem wybrałem Vex i nie ukrywam, jej umiejętności są dużo silniejsze niż Rafy, co budzi moje lekkie obawy o balans. Wygadana syrena może przyzwać bojowego kotka, który potrafi nieźle namieszać. Zdecydowanie jednak najbardziej przypadła mi do gustu zdolność „incarnate” pozwalająca na stworzenie trzech kopii Vex równocześnie, uzbrojonych w kosy bądź w karabiny snajperskie.

Rafa ma świetne ostrza, ale w trakcie walki wydaje się on zbyt papierowy na tego typu wyposażenie.Borderlands 4, 2K Games, 2025.
Nie dość, że widmowe żniwiarki zadawały spore obrażenia, to były traktowane przez przeciwników jako kolejne cele do zlikwidowania. Skutecznie więc odwracały uwagę ode mnie, co było zbawienne, bo w skarbcu przeciwnicy okazali się dużo silniejsi niż w otwartym świecie. Podobnie uratowały mnie w starciu z końcowym bossem zwącym się Primordial Guardian Inceptus. Paskuda przypominająca skrzyżowanie dwuogoniastej jaszczurki i rośliny dała mi nieźle w kość, ale finalnie udało mi się ją położyć. I z czego byłem bardzo zadowolony – zrobiłem to za pierwszym podejściem, chociaż po drodze padałem nie raz i nie dwa; jednak standardowo dla serii po arenie biegały potworki, które można było szybko uśmiercić i dzięki temu stanąć na nogi.
Poza tym sam skarbiec nie wyróżniał się niczym szczególnym. Na pewno będą to dobre miejsca do „farmienia” coraz to lepszych broni oraz testowania naszych umiejętności. Miałem także przyjemność spróbować tego trybu w ramach kooperacji i wówczas zabawa była jeszcze lepsza, ale rozgrywka na podzielonym ekranie zawsze stanowiła jeden ze znaków rozpoznawczych tej serii. Liczę jednak, że kolejne skarbce będą czymś ciekawszym niż areny, na których toczymy walki, by finalnie zmierzyć się z bossem.
Lifting graficzny jest widoczny, ale nie radykalny
Nie byłbym sobą, gdybym nie zaczął „lizać ścian”, aby ocenić oprawę graficzną. Tutaj widać lekkie zmiany, ale znowu bez większych szaleństw. Postacie wciąż charakteryzują się komiksową oprawą, przy zastosowaniu mocnych konturów i uproszczonych tekstur, co na pewno ucieszy wyjadaczy serii. Zawsze bolało mnie w poprzednich częściach to, że pozostałe elementy graficzne odstawały liczbą detali. Teraz zarówno pomieszczenia, jak i przedmioty czy tekstury powierzchni są ostrzejsze i renderowane w większej rozdzielczości.
Do tego dochodzi system dnia i nocy, który prezentuje się naprawdę ładnie, zwłaszcza gdy na niebie widnieje pechowy księżyc Pandory. Sama gra światła wydaje się o wiele bardziej złożona – widać, że deweloperzy się przyłożyli. Co do wydajności, trudno mi w tym momencie powiedzieć coś więcej, bo grałem na odpowiednio dostosowanym sprzęcie, z użyciem pada. Zdarzały się momenty, że coś „chrupnęło”, ale przez 95% czasu utrzymywało się stabilne 60 kl./s. Inni uczestnicy pokazu wspominali, że w otwartym świecie, w trybie kooperacyjnym, pojawiały się problemy ze stabilnością połączenia pomiędzy graczami. Deweloperzy zaznaczali jednak od początku, że takowe problemy mogą występować, bo testowaliśmy wstępny build gry, który wciąż wymaga doszlifowania. Dlatego z obowiązku o nich wspominam i liczę na to, że zostanie to poprawione w finalnej wersji.
Jest dobrze, ale ci, którzy liczyli na rewolucję, mogą nie być zadowoleni
The Borderlands 4 z tego, co mogłem zobaczyć, stawia więc na klasykę z lekką nutką ewolucji. Zapowiada się produkcja, która trafi do fanów serii oraz looter shooterów. Będzie to ciekawa propozycja do kooperacyjnego grania na kanapie oraz lekkostrawna pozycja dla tych, którzy lubią czarny humor, dynamiczną rozwałkę i chcą złapać chwilę oddechu po ciężkim dniu pracy.

Personalny pojazd to jedna z najprzyjemniejszych zmian, jakie zaszły w Bordelands 4.Borderlands 4, 2K Games, 2025.
Po spędzeniu blisko 4 godzin z grą mam pozytywne odczucia, ale także lekkie obawy – z jednej strony niewielkie zmiany w rozgrywce traktuję jako ogromny plus, bo w końcu w takiej formie pokochałem tę serię. Z drugiej niektóre nowości, jak np. skarbce, wydają się zbyt małe, aby przezwyciężyć powtarzalność – ta potrafiła się dać odczuć po kilkunastu godzinach rozgrywki np. w Borderlands 3.
Pozostaje zatem poczekać na wersję recenzencką, która pozwoli na pełniejsze zapoznanie się z grą. Na pewno wiem, że jest to tytuł, który kupię i będę wspólnie z dziewczyną ogrywał przez długie godziny. Trzymam jednak kciuki, aby fabuła dała radę, a nowe aktywności okazały się na tyle ciekawe, bym chciał poznać wszystkie sekrety planety Kairos.