„To ma być mistrz Jedi?!”. Liam Neeson po 25 latach krytykuje słynną scenę z Mrocznego widma i zdradza: George Lucas nie lubi reżyserować
Na wielkich ekranach gości nowa Naga broń, ale Liam Neeson opowiedział o kulisach kręcenia Mrocznego widma. Wyjawił także sekret twórcy Gwiezdnych wojen.

Liam Neeson jest gwiazdą świetnie przyjętej przez krytyków nowej odsłony Nagiej broni. Przy okazji promocji filmu, który w ubiegły piątek zadebiutował w kinach, aktor rozmawiał z GQ o swoich wcześniejszych kreacjach. Fani Gwiezdnych wojen z pewnością najlepiej kojarzą go z roli Qui-Gona. We wspomnianym wywiadzie artysta wspominał pracę na planie produkcji George’a Lucasa i opowiedział, co dziś myśli o swoim bohaterze.
Jak się okazuje, Liam Neeson nie ocenia zbyt wysoko sceny śmierci swej postaci. Moment, w którym mistrz Jedi zostaje pokonany w Mrocznym widmie, aktor określił jako „niemrawy” i niepasujący do bohatera.
Myślę, że moja śmierć była trochę niemrawa. Miałem być mistrzem Jedi, tymczasem mój bohater dał się nabrać na: „Oh, uderzę cię w twarz. A jednak nie, zaatakuję cię w brzuch”. „O nie, masz mnie!”. To ma być mistrz Jedi? Ale mimo to, [Gwiezdne wojny – dop. red.] były świetne.
To nie pierwszy raz, kiedy Liam Neeson skrytykował Gwiezdne wojny. Jakiś czas temu aktor powiedział, że nie podoba mu się kierunek, w jakim podąża Lucasfilm. Stwierdził, że tworząc zbyt wiele produkcji, rozcieńcza się całą serię.
W nowym wywiadzie gwiazdor opowiedział także o samej współpracy z twórcą Star Wars. Jak się okazuje, George Lucas nie czuł się zbyt komfortowo na planie z aktorami. Jeśli chodzi o proces tworzenia filmu, to wolał pracę w montażowni.
George nie lubi reżyserować. Powiedział mi to. Kiedy kończył scenę, mówił: „Natalie, trochę szybciej. Liam, trochę szybciej”. Dopiero w montażowni cieszył go ten proces. Ale reżyserowanie aktorów i te sprawy… Powiedział mi, że tego nie lubi.
Nagą broń z Liamem Neesonem można oglądać w kinach, a widowiska George’a Lucasa z uniwersum Star Wars na platformie Disney+.
Część odnośników na tej stronie to linki afiliacyjne. Klikając w nie zostaniesz przeniesiony do serwisu partnera, a my możemy otrzymać prowizję od dokonanych przez Ciebie zakupów. Nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!