To fantasy zasługuje na serial bardziej niż Władca Pierścieni czy Ród smoka

Słyszycie ten łoskot? Nadjeżdża nowy hypetrain fantasy, ciągnięty przez Pierścienie Władzy i Ród Smoka. Oby im się udało i zrobiły miejsce dla czegoś nowego. Dla świata, który na ekranach jeszcze nie gościł, a powinien. Mam świetnego kandydata.

nasze opinie
Hubert Sosnowski 22 lipca 2022
34

Cóż to za moment, by być fanem graficznych opowieści fantasy! Berserk będzie kontynuowany, niedługo dostaniemy Ród smoka i Pierścienie władzy. Trailer Dungeons & Dragons zwiastuje uroczą komedię przygodową, a co jakiś czas wskakuje jakiś naprawdę dobry serial animowany (np. Castlevania). Nawet jeśli część produkcji zawodzi – jak Wiedźmin czy Koło czasu – to będzie w czym wybierać. Możliwe, że już pora na nową, silniejszą niż dotąd modę na ekranizacje spod znaku mieczy i smoków. Po Władcy Pierścieni mieliśmy kilkoro naśladowców, ale tak naprawdę nikt nie podołał wyzwaniu. Dopiero Gra o tron przywróciła temat do łask i nadała mu nowego, mrocznego blasku, nawet jeśli sama się na koniec koncertowo wyłożyła. Niedługo wrócimy i do Śródziemia, i do Westeros. Pora jednak na nowe uniwersum. Pewnie każde z Was ma jakiegoś kandydata. Pozwólcie, że wskażę takiego, którego przełożenie na język serialu nie tylko sprezentuje nam znakomitą historię, ale też leży w zasięgu tego, co możliwe. To trylogia Pierwsze prawo Joego Abercrombiego.

Jak najprościej określić ten cykl? Wyobraźcie sobie, że ktoś wziął się za Pieśń lodu i ognia, uczynił ją powieścią dla dorosłych, a jednocześnie napisał lżej, z większym polotem i bardziej przygodowo. Oraz kończył to, co zaczął. Intrygi polityczne, ekonomiczne i wojenne przeplatają się tu z wyprawami charyzmatycznych, często pokaleczonych przez życie straceńców uwikłanych w sieć ponurych zależności.

Świat na sprzedaż

To świat, z którego magia powoli odpływa, a wiele elementów, podobnie jak u Martina, wydaje się dziwnie znajomych. Imiona wpadają w ucho i nie poszatkowano ich trzema apostrofami. Technologicznie i cywilizacyjnie Pierwsze prawo stanowi miks średniowiecza i nowożytności lub baroku – zależy od tego, gdzie spojrzeć. W górach swoje spory toczą barbarzyńcy z siekierami i łukami, gdzieś na południu fanatycy religijni parają się zakazaną magią, a pośrodku tego wszystkiego tkwi przypominająca państwa europejskie Unia. Państwo z jednej strony delikatnie romansuje z technologią, która może je pchnąć w nową epokę, z drugiej – powoli, ledwie zauważalnie koroduje. Wszystkim sterują zakulisowi gracze, którzy siłę czerpią z dużo bardziej stabilnych zasobów niż jarmarczne sztuczki.

To fantasy zasługuje na serial bardziej niż Władca Pierścieni czy Ród smoka - ilustracja #1

Abercrombie w swój świat wpuścił szwadron trudnych do zapomnienia, bardzo złożonych bohaterów pierwszo- i drugoplanowych. To oni trzymają nas przy tych opowieściach od początku do końca. To dla nich wracamy po więcej i więcej. Niemal każdy z nich służy do kreatywnego ogrania wyświechtanych tropów fantasy i nadania im głębi. Nieważne, czy to „typowy protagonista” – wybraniec Jezal Dan Luthar, umęczony, okrutny inkwizytor Glokta czy „życzliwy barbarzyńca” Logen Dziewięciopalcy – albo ktoś inny ze szwadronu bohaterów.

Każde z nich ma do odkrycia przed czytelnikiem dwie–trzy warstwy osobowości, a w każdej z nich kryje się coś zaskakującego, pogrywającego z naszymi oczekiwaniami względem tego typu postaci. Co więcej, często zmuszają wręcz do zastanowienia się nad społecznymi mechanizmami, np. kreowania legend i bohaterów, na których potem się wzorujemy. A to tylko jeden z wielu przykładów, bo dowody na siłę przekazu Pierwszego prawa można mnożyć i mnożyć. Przypomnę, że mówię o nieco westernowym, przygodowym low-fantasy.

Dostajemy więc miks z wierzchu podobny do Gry o tron – świat, który wygląda i brzmi na tyle znajomo, że nawet nie siedząc w klimacie, łatwo się z nim oswoić.

To fantasy zasługuje na serial bardziej niż Władca Pierścieni czy Ród smoka - ilustracja #2

Malazańska Księga Poległych

Pewnie każdy, kto siedzi w klimatach fantasy, ma swojego ukochanego autora i chciałby widzieć jego powieści omawiane w miejscu Pierwszego prawa, a najlepiej – już ekranizowane (tak jak pierwsze sezony Gry o tron, nie jak ostatnie). Też mam takiego drugiego autora, i to z gatunku „niemal niemożliwe” – to Steven Erikson z oszałamiającą Malazańską Księgą Poległych. Facet natrzaskał dziesięć opasłych tomiszcz w dwanaście lat i każdy kolejny był lepszy od poprzedniego. Były trochę hermetyczne ze względu na wysoki próg wejścia i niewyjaśnianie zbyt wielu aspektów na początku, ale warto dać im szansę. Wyróżniają się bardzo ładnym, żywym i literackim stylem, zaludnia je szwadron charakternych bohaterów. I są póki co niemożliwe do przeniesienia na ekran, choć bardzo chciałbym je tam zobaczyć.

Erikson wraz z kumplami od RPG-owego stołu wypełnił swój świat tysiącami lat historii rozmaitych ludów, kultur i cywilizacji, z których każda miała swój system religijny i magiczny, a akcja powieści rzuca nas w sam środek wojny. Nie wiem, jakiego szalonego geniusza potrzeba, żeby to wszystko udźwignął. Co więcej – nie wiem, jakiego szaleńca trzeba by posadzić na fotelu sponsora, żeby wyłożył forsę na to przedsięwzięcie. Na charakteryzację, cudaczne krainy, stwory, efekty czarów, inscenizacje wielkich wojen.

Dlatego wróćmy do tego, co wydaje się w zasięgu. Nim to jednak nastąpi – zachęcam do podzielenia się swoimi propozycjami na ekranizację, zarówno tymi realistycznymi, jak i niemożliwymi niczym Malazańska Księga Poległych!

Wszystko w Pierwszym prawie utrzymano w stylistyce, gdzie klasyczna broń i pancerze fantasy przemieszano z nowożytnymi mundurami i kiecami oraz mentalnością, którą dosyć dobrze znamy, a przynajmniej kojarzymy. Widzowie bez trudu odnaleźli się w tej oprawie, strojach i dekoracjach – o ile ktoś postawi na namacalność, dobrą fakturę, a nie odleci w stronę fantazyjnych esów floresów w tle czy na ubraniach.

Kwestia ceny

Może nawet Pierwsze prawo wyszłoby taniej niż serial na motywach prozy Martina, bo choć znajdzie się tu trochę spektakularnych bitew, wypraw, cudowności i zbiorowych scen, to nie uświadczymy na przykład smoków. Dziwność – nie licząc jednej rasy najeźdźców oraz pewnego olbrzyma z końcówki trylogii – jest tu bardziej punktowa, jak w pierwszych sezonach Gry o tron.

To fantasy zasługuje na serial bardziej niż Władca Pierścieni czy Ród smoka - ilustracja #3

Pierwsze prawo ma jeszcze jedną przewagę nad cyklem Martina i resztą konkurencji. Z jednej strony w tym świecie powstało już dziesięć książek, z drugiej – historię podzielono na mniejsze, zamknięte łuki fabularne. Trylogia Pierwszego prawa w zupełności wystarczy do sfilmowania porządnego serialiszcza fantasy, które zapadnie nam w pamięć i jednocześnie da satysfakcję doświadczenia kompletnej, wybrzmiewającej w pełni podróży. A potem dostajemy jeszcze więcej.

Po trzech tomach następuje ciąg czterech solowych książek (w tym jeden zbiór opowiadań) i każde zabiera nas w nieco inny zakątek świata, opowiada odrębną historię, która jednocześnie stanowi element większej układanki, potem zaś na arenę wkracza kolejna trylogia wprowadzająca nowych bohaterów. I też już doczekała się domknięcia, więc nie zaistnieje ryzyko, że showrunnerzy nagle zgubią się w połowie drogi do finału. Czy będzie więcej? Całkiem możliwe, ale na każdym z tych etapów można w razie potrzeby uciąć i zamknąć opowieść tak, by odbiorca skończył zadowolony, a nie zniesmaczony.

Podział cyklu Joego Abercrombiego:

Trylogia Pierwszego prawa:

  1. Ostrze
  2. Zanim zawisną
  3. Ostateczny argument królów

Samodzielne książki:

  1. Bohaterowie
  2. Zemsta najlepiej smakuje na zimno
  3. Ostre cięcia
  4. Czerwona kraina

Trylogia Wiek szaleństwa:

  1. Szczypta nienawiści
  2. Kłopotliwy pokój
  3. Mądrość tłumu

Trylogia Pierwsze prawo ma więc wszystko, czego potrzeba, by móc ją z sukcesem przenieść na ekran. Całe partie dialogów gotowe do odegrania, nośne i wyraziste. Uniwersum, w które łatwo wsiąknąć. Bohaterów, których losem będziemy się przejmować – zwłaszcza że los ma w zwyczaju przeczołgiwać ich konkretnie. Z punktu widzenia realizatorów to czysta zachęta – dostają do ręki dobrze opisane, przepastne uniwersum z materiałem na wiele sezonów i przewidzianą „zmianą pokoleniową” (w drugiej trylogii autor skupia się na nowej generacji postaci). Kultury, stronnictwa i bohaterów autor rozpisał tak, że łatwo ich rozpoznać, choćby po odzywkach, przemyśleniach czy symbolach. Mimo że reprezentuje ich zbiór literek, wbili się w nasze głowy z dosyć charakterystycznym wizerunkiem. Raz poznawszy Logena (czy kogokolwiek z tej charakternej ferajny), już zawsze będziecie go pamiętać

To fantasy zasługuje na serial bardziej niż Władca Pierścieni czy Ród smoka - ilustracja #4

Generalnie twórcy w stajniach wielkich stacji i platform VOD mają odpowiednie narzędzia, by to nakręcić (z pominięciem ekipy, gdzie za scenarzystów musi nadrabiać Henry Cavill... może tam powinien pomagać też scenografom i operatorom?). Wystarczy nieznacznie dostosować materiał źródłowy pod język filmu. W dodatku spora rzesza czytelników na całym świecie tylko czeka na taką wiadomość. Same zalety. I jest tylko jeden mały problem. Fani Abercrombiego najprawdopodobniej muszą ustawić się w naprawdę długiej kolejce.

Obok trudniejszych do nakręcenia tworów wspomnianego wcześniej Stevena Eriksona czy skrzących się od magii cykli Brandona Sandersona na ekranizację czeka wiele wziętych serii low i dark fantasy, które mają podobny potencjał. I szwadron liczących na ekranizację fanatyków. Nawet jeśli są gorsze literacko, potrafią być odrobinę bardziej rozpoznawalne. A jak mawia najsympatyczniejszy zbój w fantasy od czasów Cohena Barbarzyńcy – trzeba być realistą…

OD AUTORA

… co nie zmienia faktu, że nawet realiści mają prawo głośno mówić o tym, czego chcą. I może, jeśli obecny wysyp fantasy nie skończy się blamażem, a flagowe seriale dadzą radę lepiej niż Wiedźmin (sorry, Geralt, sorry, Henry, wiem, że próbowaliście) – to może i warto będzie pokazywać palcem, czego chcemy. A niektórzy z nas chcą właśnie zobaczyć na ekranach wcielone w życie Pierwsze prawo.

Chcesz ze mną porozmawiać o Pierwszym prawie albo innych książkach fantasy? Zapraszam na fanpage lub instagrama.

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Obecnie jest szefem działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

Sand Land - recenzja filmu. Anime twórcy Dragon Balla przypomniało mi o dzieciństwie

Sand Land - recenzja filmu. Anime twórcy Dragon Balla przypomniało mi o dzieciństwie

Serial Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy Amazona zastąpił ważną gwiazdę i teraz naprawdę możemy się bać

Serial Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy Amazona zastąpił ważną gwiazdę i teraz naprawdę możemy się bać

Shonen Jump oficjalnie ogłasza koniec przerwy w wydawaniu Dragon Ball Super i nagle ją cofa. Fani są zdezorientowani, ale pełni zrozumienia

Shonen Jump oficjalnie ogłasza koniec przerwy w wydawaniu Dragon Ball Super i nagle ją cofa. Fani są zdezorientowani, ale pełni zrozumienia

Problem trzech ciał - recenzja. Serial Netflixa to niezła adaptacja trudnego do przełożenia SF

Problem trzech ciał - recenzja. Serial Netflixa to niezła adaptacja trudnego do przełożenia SF

Problem trzech ciał od dziś obejrzysz na Netflixie. Megaprodukcja sci-fi od twórców Gry o tron kosztowała więcej niż hit HBO

Problem trzech ciał od dziś obejrzysz na Netflixie. Megaprodukcja sci-fi od twórców Gry o tron kosztowała więcej niż hit HBO