Microsoft i Activision Blizzard otrzymały „tymczasowy zakaz zbliżania się” od sądu w Stanach Zjednoczonych. Ma to uniemożliwić firmom przedwczesne sfinalizowanie fuzji.
Sąd Dystryktowy Stanów Zjednoczonych dla Północnego Dystryktu Kalifornii przychylił się do wniosku złożonego w poniedziałek przez Federalną Komisję Handlu Stanów Zjednoczonych (ang. U.S. Federal Trade Commission, w skrócie FTC) i wydał Microsoftowi oraz Activision Blizzard „tymczasowy zakaz zbliżania się”.
Oznacza to, że do godziny 23:59 czasu pacyficznego piątego dnia roboczego od wydania przez sąd kolejnego orzeczenia firmy te nie będą mogły sfinalizować opiewającej na 68,7 mld dolarów fuzji ogłoszonej w styczniu 2022 roku.
Microsoft wydaje się robić dobrą minę do złej gry. Choć czy na pewno złej? Rzecznik prasowy firmy, David Cuddy, skomentował całą sytuację następującymi słowy:
Przyspieszenie procesu prawnego w Stanach Zjednoczonych ostatecznie zaowocuje większym wyborem i konkurencyjnością na rynku gier. „Zakaz zbliżania się” do czasu, aż sąd podejmie decyzję, ma sens, zwłaszcza że ten działa szybko.
W podobnym tonie wypowiedzieli się w ostatnich dniach Brad Smith – wiceprzewodniczący zarządu Microsoftu – oraz Bobby Kotick, CEO Activision Blizzard. Można wręcz odnieść wrażenie, że obu firmom zależało właśnie na tym, by przyspieszyć postępowanie sądowe w Stanach Zjednoczonych. Czy to pozwoli im jednak domknąć transakcję przed 18 lipca? Przekonamy się niebawem.

7

Autor: Hubert Śledziewski
Zawodowo pisze od 2016 roku. Z GRYOnline.pl związał się pięć lat później – choć zna serwis, odkąd ma dostęp do Internetu – by połączyć zamiłowanie do słowa i gier. Zajmuje się głównie newsami i publicystyką. Z wykształcenia socjolog, z pasji gracz. Przygodę z gamingiem rozpoczął w wieku czterech lat – od Pegasusa. Obecnie preferuje PC i wymagające RPG-i, lecz nie stroni ani od konsol, ani od innych gatunków. Kiedy nie gra i nie pisze, najchętniej czyta, ogląda seriale (rzadziej filmy) i mecze Premier League, słucha ciężkiej muzyki, a także spaceruje z psem. Niemal bezkrytycznie kocha twórczość Stephena Kinga. Nie porzuca planów pójścia w jego ślady. Pierwsze „dokonania literackie” trzyma jednak zamknięte głęboko w szufladzie.