Praca z domu staję się przeszłością. Coraz więcej firm wymaga powrotu do biur
decyzje te zapadają bez konsultacji z pracownikami > pracownik ma jedynie być uprzedzonym o zmianie znacznie wcześniej.
Farta mają ci co zawczasu dostali aneks do umowy zgodnie z którym będą pracować zdalnie forever z powodu dalekiego miejsca zamieszkania od miejsca pracy.
Znam ludzi, którym takie aneksy nie pomogły. Ludzie przeprowadzili się 200 km od najbliższego biura i na początku jeździli 2 godziny w jedną stronę 3x w tygodniu. Ba. U mnie w firmie niektórym nawet każą wracać do biura na 5 dni w tygodniu, jeżeli mają małe dzieci do lat 4 (art. 67 § 6 Kodeksu pracy), a przez prawie 5 lat jakimś cudem mogli pracować zdalnie bo covid. Teraz ich obecność w biurze jest niezbędna, bo mają dostępy administracyjne i to zbyt niebezpieczne, aby pracowali zdalnie. To znaczy chyba, że chcą pracować po godzinach, albo w weekend, albo mają on-calla... Wtedy już jest bezpiecznie.
Niedawno były czystki i w pierwszej kolejności na grupowe zwolnienia załapały się osoby, które do biura nie chodziły. Gdybym wiedział, że tak będzie to też siedziałbym na tyłku.
https://www.youtube.com/watch?v=N4FvOqTdnPI
Edit: A najlepiej mają ludzie z kraju, gdzie jest główna siedziba firmy. Nagle się okazuje, że nie mogą korzystać z biura 15 minut od ich domów, tylko co najmniej 3 razy w tygodniu muszą się stawić w centrali, do której mają ponad 2h pociągiem. I nie mogą pracować będąc już w pociągu :)
a przez prawie 5 lat jakimś cudem mogli pracować zdalnie bo covid. Teraz ich obecność w biurze jest niezbędna
Podobnie było w mojej pracy. Full remote przez 2 lata i nie było problemów, a potem powolne przykręcanie śruby. Najpierw parę razy w miesiącu w biurze, potem 2x w tygodniu, a teraz chodzą słuchy o 3/tydzień z biura. Żeby było śmieszniej, argumenty przytaczane najczęściej za powrotem i zwiększaniem obecności w biurze nie mają sensu, bo bardzo często ludzie mają managerów urzędujących w innych oddziałach i pracują z zespołami z wielu innych biur.
Dochodzi do absurdów, że ludzie muszą siedzieć w zapchanym biurze, przy "hot deskach", które trzeba zarezerwować z miesiąc wcześniej, a w zasadzie całe 8h siedzą na słuchawce rozmawiając przez Teams z ludźmi z innych oddziałów.
Jesli mi wynajmia mieszkanie w cetnrum miasta na ich koszt, zebym mial blisko do tej pracy to moze sie zdecyduje.
Bo ja nie beda bulil 7000zl za wynajem mieszkania w centrum Warszawy bo jakis debil Menago przczytal ankiete na LinkedIn ze to ułatwia wymianę wiedzy między pracownikami
Jeśli bez problemu znajdą nowego pracownika (albo AI), który Cię zastąpi to raczej nie będziesz musiał ani bulić ani się decydować
Skoro 5 lat temu sobie radziłeś to i dziś sobie poradzisz. A jeśli nie umiesz się dostosować, na pewno znajdziesz okazję do dalszego braku rozwoju poza strukturami firmy.
Korporacje tłumaczą się tym, że obecność w biurze ułatwia wymianę wiedzy między pracownikami, a menedżerom łatwiej jest organizować pracę i konsultować zlecane projekty.
Jedna z największych bredni powtarzana przez korpo, które po prostu nie wyleczyło się z feudalnej mentalności. Rynek na szczęście wszystko weryfikuje i hybryda to na dziś minimum. Młodzi ludzie nie dadzą już się zamknąć w biurach przez cały tydzień, współczesne niewolnictwo to przeszłość.
Pracujesz jako manager?
Dla mnie jako program managera w techu praca zdalna to było przekleństwo, udawany status online, fajkowe zajęte kalendarze, wiecznie zapracowani, wieczne obsuwy terminow.
Teraz jak mam wszystkich na miejscu pod ręką to zwyczajnie idę i załatwiam problem od ręki.
Czyli robota była źle zorganizowana, kolejna tania wymówka pracodawców. Od 2020 pracuję głównie zdalnie w dużej korpo, nie ma możliwości markowania roboty, udawania, przekraczania terminów, wszystko od razu wychodzi na wierzch.
Jeśli w XXI w. w czasach teamsa, M365 itd. pracodawca musi widzieć gębę pracownika w biurze aby uznać, że pracuje, to tak, to znaczy, że nie potrafi porządnie tej roboty zorganizować albo nie chce tego zrobić. Zakładam, że charakter pracy nie wymusza z rzeczywiście istotnego powodu przyjazdu do biura. Zwykła, biurowa robota, czyli jakieś 80% tego co jest w standardowym korpo, można spokojnie robić zdalnie.
Pomijam oczywiste korzyści dla pracodawcy jak ogromne oszczędności na korzystaniu z biura czy brak L4. Przez ostatnie 5 lat byłem może w sumie tydzień na L4, a wiemy jakie tutaj wały Polacy potrafią robić i ile kasy się marnuje. Jak mnie pracodawca szanuje i traktuje stosunek pracy jako partnerski a nie pan-sługa, to zupełnie inaczej człowiek pracuje. Wyrabianie dupogodzin w biurze to archaizm, jak pracujące soboty czy 9h tydzień pracy, które też kiedyś były standardem i nie wyobrażano sobie aby było inaczej. A dziś wprowadza się 4 dniowy tydzień pracy.
Drackula - opisujesz realny problem, ale od tego jest pracodawca, żeby połowę tych ludzi zwolnić. Wtedy druga połowa (która faktycznie pracuje) będzie robić z pełną wydajnością z domu i będzie mieć większą satysfakcję + oszczędność czasu. Dla mnie praca zdalna jest nagrodą samą w sobie, więc nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby się obijać, wręcz zostawiam sobie część zadań na zdalną, a "obijam" się częściej w biurze, bo jest więcej okazji np. wyjście na kawę, albo taki Drackula przyjdzie o coś służbowo zapytać, ale przy okazji opowie co robił na urlopie ;)
Fydraka no właśnie widzę jakie masz pojęcie o korpo. Bo korpo to tylko biuro…
pieterkov u mnie osobista interakcja to podstawa, nawet jeśli połowę czasu poświęcę na gadki i dupie maryni ale końcowy efekt osiągnięty to jest to plus.
Jak pisałem pracuję w techu. Już pomijam że spotkania w sali z tablicą i interakcją z teamem jest bardziej wydajna to wiele elementów zwyczajnie w zdalnym nie działa.
Czasem to że “inżynier”akurat pracuje w danym dniu z domu robi mi miesięczną obsuwę bo nie jest w stanie rozwiązać problemu w danym dniu. Nawet takie blachę 5 minutowe sprawy są ogromnym problemem.
Jeśli dostaje okienko od produkcji na test x lub y i coś nie idzie a osoba odpowiedzialna akurat w domu to nie tylko nie mam zrobionego testu ale również koszty na produkcji rosną.
W czasie okresu hybrydowego pilotażowy cykl produkcyjny to minimum 6 miesięcy. Teraz kiedy już wszyscy muszą być w miejscu pracy, ten sam cykl jestem w stanie zamknąć w 6 tygodni.
Zwolnienie wykwalifikowanych i przeszkolonych pracowników w techu to nie jest bułka z masłem niestety :/
Wydaje mi się, że częściej to jest problem możliwości weryfikowania efektów i wydajności pracy. Są zawody, gdzie da się to łatwo zweryfikować, bo wiadomo, że dana osoba powinna byc w stanie zrobić X rzeczy w ciągu dnia - np. wprowadzanie faktur / rozliczanie materiałówki w księgowości.
A w innych zawodach, na przykład programista, trudniej to zweryfikować. Bo niespodziewany błąd produkcyjny, bo refaktor, bo problem środowiska, bo czekanie na code review, bla bla bla. W dodatku technologia zmienia się na tyle szybko, że kadra zarządcza nie ma wypracowanego doświadczenia w weryfikacji i estymacji kosztowności zadań. I wtedy łatwiej udawać, że coś się robi, nie robiąc nic.
A siedząc w biurze przynajmniej taki pracownik nie może się zajmować czymś innym
BTW, jest południe w piątek a my tu siedzimy na forum. Ile osób tutaj w tej chwili "pracuje"? :D
Najważniejsze Dracula, że ty masz o wszystkim pojęcie i na każdy temat zdanie.
Po prostu twoja robota do pracy zdalnej może się nie nadawać, co jest normalne, są takie prace. Ale lwią część biurowej roboty, która przeważa w tradycyjnym korpo, można z powodzeniem i na luzie robić zdalnie.
Nie, to akurat ty chcesz narzucić swoją perspektywę o korpo innym. Bo dla ciebie korpo to tylko biuro i klepanie faktur w excelu.
Z mojego doświadczenia w techu i doświadczenia żony pracującej w korpo bankowym, wszędzie tam gdzie wymagana jest praca zespołowa, praca zdalna jest mniej efektywna lub/i prowadzi do nadużyć.
No to mamy różne doświadczenia, bo również pracuje w korpo bankowym i praca hybrydowa z przeważającą częścią pracy zdalnej (3-4 dni w tygodniu) od czasów pandemii się sprawdziła/przyjęła i nic się nie wyłożyło.
Dodam tylko, że w firmie, gdzie pracuję, od covidu, i przejścia na pracę zdalną, zmorą są osoby pracujące na kilku etatach. Przy nowej osobie ciężko poznać, bo dopiero się wdraża więc naturalnie jest mniej wydajna. I dopiero po kilku miesiącach da się ocenić i ewentualnie nieprzedłużyć umowy. A zeby zerwać ją wcześniej trzeba by udowodnić, że ktoś pracuje na kilka etatów (co jest bardzo trudne). I jest spalany czas na rekrutację i wdrażanie tylko po to żeby po 3 miesiącach zwolnić osobę.
Dlatego firma wprowadziła wymóg, że nowi pracownicy muszą przynajmniej 2 razy w tygodni pracować z biura. Bo wtedy nie mogą pracować na kilka etatów.
Tak właśnie wygląda szacunek do pracownika. A potem smarkaj pod siebie. Trzeba liczyć na kolejnego wirusa, innej opcji chyba nie ma niż odgórne nakazy rządowe.
Pracowałem stacjonaranie, a od ponad dziesięciu lat pracuję wyłącznie zdalnie.
Praca stacjonarna znacznie wykracza poza ustawowe 8 godzin - w praktyce w moim przypadku to było 10-12 - zależy gdzie się trafiło pracować. Ten dodatkowy czas traciłem na przygotowywanie się i dojazdy do pracy oraz powroty z niej. To był czas bezpowrotnie i bezproduktywnie stracony, za który nikt mi nie zapłacił.
Do tego dochodzi moja osobista sytuacja: mieszkam na wygwizdowie, ponad 120 km od najbliższego dużego miasta (to nie ja wybrałem ten spawn point...). Wynajem mieszkania i dojazd np. do Warszawy pochłonąłby tyle pieniędzy, że z miejsca odechciewa mi się wszystkiego.
Jak widać - patrzę na to z zupełnie innej perspektywy niż osoba która mieszka w dużym mieście, rano wychodzi z mieszkania, wskakuje w tramwaj i po 10-20 minutach melduje się w robocie.
W dużych miastach to mało kto do pracy ma 10-20 minut, farciarz jakiś. Ja od wyjścia z domu do wejścia do biura mam niemal 60 minut a mam świetny dojazd (metro) :) To jest dopiero strata czasu.
Jedyny bonus jazdy do biura w moim wypadku jest taki, że mam przystanek pod nosem i przy biurze to ok 500 metrów spacerkiem. W ładną pogodę da się wytrzymać.
I wolę jeździć autobusem, bo mogę dzięki temu zajmować się swoimi rzeczami. Przez kilka lat covidu przeczytałem może 2-3 książki. Od początku tego roku zaliczyłem już 8.
Rynek weryfikuje i wychodzi na to, że kwestia zdalnego zaczyna się regulować. Według mnie, bardzo dobrze. Z drugiej strony, skoro firma postanawia zrezygnować ze zdalki i nam to nie pasuje, no to trzeba poszukać innego pracodawcy. No nie ma innego wyjścia, a zwłaszcza jak szef nie daje się przekonać. Co innego niby zrobić, skoro to takie ważne? Zdarza się i nie ma co się pieklić, że trend nam się nie podoba.
Pracuje w korpo i mam rolę wymagającą współpracy z innymi zarówno ludźmi jak i firmami. Dla mnie trudniej jest ustalić cokolwiek na zdalnym. Podczas gdy tę samą rzecz na miejscu załatwiam w 3 minuty idąc po kawę. W covidzie byłem zachwycony pracą zdalną. Natomiast po pandemii z jeszcze większą radością wróciłem do ludzi i na szczęście dalej się to utrzymuje. O tyle to zaskakujące bo zawsze uważałem się za osobę raczej skrytą na uboczu.
Nie pochwalam i nie potępiam tych co chcą zdalnie pracować. Chętnie oddaje swoje dni z pul zdalek koleżankom/kolegom z zespołu kiedy potrzebują. Myślę, że zawsze można znaleźć jakiś zdrowy kompromis. Ale nikogo nie reprezentuję :).
Ci co pracują na 5 etatach będą mieli ukrócone, więc mnie to cieszy niezmiernie. Niech nie zabierają miejsca innym.
Jak ze wszystkim - to zależy ;-)
Od ponad roku współpracuje z ludźmi z innej miejscowości, więc moje przyjazdy do biura - poza marnowaniem czasu w kuchni na pogaduchach - mija się z celem.
Od strony managerskiej - również - to zależy ;-) - z racji tego, że mój departament zatrudnia osoby z kilku miejscowości, większość osób na wyższych szczeblach siedzi w jednej, zaś mój przełożony w innej. Wiele rozmów prowadzonych jest w kuchni albo zapominają wdzwonić tych z innych miejscowości - mój przełożony kiedyś wprost powiedział, że na zdalnej było o tyle lepiej, że wszyscy byli zdalnie i było zakładane spotkanie. Po powrotach to wiele rzeczy dzieje się adhoc i na miejscu/w kuchni.
Tak więc - nie można wrzucać wszystkich do jednego wora czy to lepiej czy gorzej.
Jeszcze wciąż w wielu miejscach organizowane są spotkania, które mogły by być mailem.. I tu plus pracy zdalnej - podłączam się, słucham, a równocześnie realizuje robotę, bo przy kiepskim zarządzaniu projektami bez takiego podejścia to wszystkie projekty miałyby obsuwy. No ale to już inna kwestia - nie pracy zdalnej a kiepskie zarządzanie :D
Z jednej strony praca z domu tworzy problemy z work-life balance, dochodzi do tego cała masa dodatkowej roboty jeśli idzie o dokumentowanie nadgodzin, no i sporo uciążliwości związanej z samej jej naturą (niektóre sprawy zajmują dużo więcej czasu).
Z drugiej strony miałem kolegę który wziął sobie pare tygodni pracy z domu i potraktował to jak płatny urlop.
Ja to widzę tak że w większości przypadków to taka prowizorka pomagająca obejść tragiczną sytuacje jeśli idzie o sytuacje mieszkaniową która jest prawdziwym źródłem obecnych problemów pogarszaną przez traktowanie mieszkań jako inwestycje przez korporacyjne giganty (na obecnym kryzysie migracyjnym w ten sposób zbijającym kokosy) które też nie rzadko trzymają je puste żeby trzymały wartość a ewentualne straty odliczają sobie z podatków.
Dwie dekady temu, w sensownym mieście, bez problemu można było wynająć/kupić mieszkanie pare minut spacerkiem od miejsca pracy.
Potem było dojeżdżanie, potem znowu praca zdalna - a warunki (płaca / koszty jej świadczenia) szybują w dół w miarę gotowania żaby.
Neo-niewolnictwo, dla najgorszego z możliwych/historycznie "Pana"...
W mojej branży covid i praca zdalna to najlepsze co mi się mogło przytrafić. Jak rozwiązała to firma? Bardzo prosto - Kto udawał, że pracuje ten dostał nakaz powrotu do biura, kto pracował bez zmian siedzi na zdalnej do dzisiaj.
czyli powywalali biurka pracownikom, ale mają przychodzić regularnie. logika tych firm normalnie powala człowieka.
i ostatecznie jak zwykle korpo niczego się nie nauczyły, lepiej jak pracownik marnuje w biurze 3 godziny i godzinę czasu prywatnego, niż pracuje efektywnie przez 6 godzin robiąc wszystko co w biurze zajmuje 9.
O to to to. Z 2 tygodnie temu po biurze chodziła jakaś ekipa i liczyli ludzi bo dostali informacje, że się wszyscy nie pomieścimy jak zlikwidują biura w 2 innych budynkach (nawet po tym, jak wywalili kilkaset osób). Kumpel zapytał się, co robią to mu powiedzieli, że sprawdzają, czy faktycznie obawy są uzasadnione. W środku sezonu urlopowego, w piątek o 12, gdzie każdy kto może pracować z domu to robi, a reszta właśnie była na obiedzie poza budynkiem firmy :)
Podobno nowi ludzie mieli przyjść od sierpnia i siadać między nami. Ja teraz jestem na urlopie ale już się nie mogę doczekać poniedziałku, ewentualnie 2 września kiedy wszyscy wypoczęci stawią się na stanowiskach :)
Chyba każdy kto pracował zdalnie wie, że taka praca nie zawsze jest efektywna. chybam, że pracujesz na fivver a nie na etacie/b2b
Za to praca z biura jest bardzo efektywna :)
Przychodzę, loguję się, żeby mi się wszystko na VDI załadowało, odpalam skrypt do uruchomienia aplikacji, z których korzystam na co dzień, zazwyczaj do tego czasu przychodzi ekipa z którą chodzę na śniadania. 30-45 minut na śniadanie, wracam do biurka, loguję się, sprawdzam, czy firma jeszcze nie spłonęła (zazwyczaj niestety nie), blokuję kompa, idę po darmową kawę, z którą chodzę od biurka do biurka i dołączam się do konwersacji jakie tam mają miejsce zazwyczaj o dupie Maryni. Jak wypiję kawę idę po kolejną (w końcu za free!) i wracam do biurka, gdzie patrzę się na ekran, czytam maile, sprawdzam, czy typ z USA nie przypisał mi ticketów 10 minut po moim wyjściu z biura dzień wcześniej. 90% z nich mogę załatwić skryptem, ale nie chce mi się go nawet odpalać bo ciągle ktoś podchodzi i zagaduje. Ok południa jak mam przerwę w spotkaniach bezsensownych do przepalania czasu, lizania sobie wzajemnie odbytów i innych takich wychodzę "na obiad", czyli idę na przystanek, wsiadam w autobus, zakładam słuchawki, otwieram Kindla i jadę do domu. Zazwyczaj jak dojadę mam kolejną serię bezsensownych spotkań, które w 70% olewam i nawet nie dołączam chyba, że ktoś poprosi konkretnie o mnie. Coś na szybko przygotuję do jedzenia ciągle wisząc na słuchawce (ktoś, kto wymyślił słuchawki bezprzewodowe powinien dostać Nobla), zjem przed kompem, wypiję kolejną, tym razem dobrą kawę (ale już nie darmową :/) i W KOŃCU zabiorę się za robotę. PUNKT 17 wylogowuję się. W 4 literach mam, czy jestem aktualnie na callu, czy firma płonie (o ile nie mam on-calla), czy jestem w połowie jakiegoś taska, którego dokończenie zajmie mi 5 minut dziś, albo kolejną godzinę jutro.
A teraz jak wglądał mój dzień rok temu, kiedy mogłem pracować w 100% zdalnie?
Po odwiezieniu dziecka do przedszkola logowałem się, odpalałem skrypt do uruchomienia tooli na moich 3 monitorach a nie 2 jak mam w biurze (a i to jest upgradem, bo w innych biurach ciągle mają tylko 1), idę zrobić sobie kawę i śniadanie na szybko. Po max 10 minutach sadzam tyłek w wygodnym fotelu, zakładam słuchawki, uruchamiam sobie muzykę i zaczynam pracę. Olewam większość spotkań bo są bez sensu. W międzyczasie żona zrobi obiad, który zjem przed kompem ciągle coś tam klikając. Nawet jak wybija 17 to nie wylogowuję się od razu, jestem w stenie posiedzieć godzinę dłużej żeby tylko coś dokończyć, dołączyć do spotkania z kolegami z USA żeby zrobić im handover jeżeli coś się wys.. ypało, albo po prostu podzielić się ciekawym skryptem. Tej dodatkowej godziny nawet nie wprowadzam do ewidencji czasu, bo po co? I tak gdybym poszedł do biura, to tyle zajął by mi dojazd, a czasami coś musiałem pomóc żonie w domu, albo zrobiłem sobie przerwę żeby wysłuchać, co dziecko robiło w przedszkolu danego dnia.
Efekt? Zamiast ok 8 godzin pracy w spokoju firma musi opłacać prąd za mój terminal, kawę którą wyżłopię, wodę w łazience czy ze zmywarki i dostaje MAX 2 godziny dziennie i zero "darmowych" nadgodzin.
Z mojego punktu widzenia i doświadczenia, powody nacisków na powrót do biur są głównie dwa:
1) Owczy pęd korporacyjnych CEO - widzą, że inne firmy naciskają na powrót do biur to robią to samo w obawie, że jak tego nie zrobią to wartość akcji spadnie i nie dostaną swoich kilkudziesięciu milionów bonusu.
2) Chęć pozbycia się części pracowników bez konieczności robienia zwolnień grupowych, gdy firmy wiedzą, że mają przerost zatrudnienia, ale nie mogą się do tego przyznać.
Sam pracowałem:
- W pełni z biura przed covidem.
- W pełni zdalnie w covidzie i jakiś czas później.
- Hybrydowo - od jakiegoś czasu.
Oczywiście wiele zależy od indywidualnej sytuacji rodzinnej i mieszkaniowej, charakteru człowieka, itp., ale mi najlepiej robota szła w pełni zdalnie. Główne powody tego to było:
- dobre warunki pracy;
- brak rozpraszaczy;
- mniejsza liczba spotkań - wiele z tych bezsensownych łatwiej było ignorować nie odbierając połączenia lub nie akceptując zaproszenia.
Dokładnie tak jest, z tym że decyzyjni nie ogarniają że w ten sposób pozbywają się tych ambitniejszych jednostek. Miernoty będą siedzieć do końca, nawet jak ich pan będzie im kazał siedzieć w biurze codziennie.
Ciekawy jest też inny aspekt. Firmy często nie ogarniają że większość roboty często odwalają konsultanci, a Grażynki na etacie są tylko balastem. Chcą zredukować liczbę ludzi i się okazuje że grazynek nie da się zwolnić, więc zwalniają konsultantów - tych którzy ten wózek ciągną
Dokładnie tak jest, z tym że decyzyjni nie ogarniają że w ten sposób pozbywają się tych ambitniejszych jednostek. Miernoty będą siedzieć do końca, nawet jak ich pan będzie im kazał siedzieć w biurze codziennie.
Dokładnie tak też sądzę, z jedną różnicą. Moim zdaniem wielu na górze ogarnia, że pozbywają się tych ambitniejszych, ale akceptują to ryzyko lub po prostu ich to nie obchodzi ponieważ:
1. W owczym pędzie wszyscy naciskają na biuro, więc gdzie ci ambitniejsi pójdą? W zasadzie tylko małe i średnie firmy lub start upy mogą jako benefit oferować pracę w pełni zdalną, ale tam często pensja będzie znacznie niższa niż w dużym korpo.
2. Decydenci mają horyzont czasowy bardzo ograniczony, zwykle do zamknięcia danego roku budżetowego i może kolejnego. Jak coś się zacznie sypać za dwa lata to się będą martwić za dwa lata.
3. W zdecydowanej większości dużych korpo o ugruntowanej pozycji nie trzeba "gwiazd", a przede wszystkim przeciętniaków, którzy są w stanie działać według ustalonych procedur.
Chcą zredukować liczbę ludzi i się okazuje że grazynek nie da się zwolnić, więc zwalniają konsultantów - tych którzy ten wózek ciągną
Znów się w dużej mierze zgadzam, choć i tu coś dodam z własnego doświadczenia. W korpo jest wiele nieefektywności i pozostawianie niewydajnych pracowników, gdy ci najbardziej wydajni odchodzą, to jedna z nich. To czego mnie ileś lat pracy w korpo nauczyło to, że nikt nie ma chęci a często i możliwości usunięcia tych nieefektywności.
Powodów tego jest wiele, ale np. jednym dość powszechnym jest to, że często managerowie niższego szczebla sami nie są super zdolni i jest im na rękę, że mają miernych, ale przewidywalnych podwładnych, bo to nie zagraża ich pozycji.