Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 11 kwietnia 2022, 17:23

Kupiłam jedną grę, dostałam cztery. Fire Emblem: Three Houses to kolos

Gdy w końcu dorwałam Fire Emblem: Three Houses, spodziewałam się, że czeka mnie długa rozgrywka na około 100 godzin zabawy. Nie sądziłam jednak, że w maleńkim kartridżu do Switcha znajdę właściwie cztery osobne gry i wsiąknę na... ponad 280 godzin.

Fire Emblem: Three Houses to najnowsza gra z uniwersum Fire Emblem, wydana ponad dwa lata temu. Na szczęście działa jako zupełnie niezależna, osobna historia, co w obecnych czasach graniczy z cudem ?– małe śledztwo w internecie wystarczy, by ze smutkiem odkryć, że zagranie w poprzednie części wymaga sięgnięcia po konsole znacznie starsze niż Nintendo Switch. Na szczęście, aby zagłębić się w świat FE3H, nie musimy buszować po Allegro w poszukiwaniu używanych DS-ów. Wystarczy odpalić grę, nawet nie mając wcześniejszych doświadczeń z tą serią, by stracić dla niej głowę na długie tygodnie.

Średniowieczny Hogwart

Główny trzon gameplayu do złudzenia przypomina prosty schemat znany z serii o Harrym Potterze. Mamy prestiżową szkołę, w której przyszłość narodu szkoli się pod okiem najlepszych, między innymi z zakresu magii. W Officers Academy zamiast czterech domów występują trzy. Każdy z nich jest powiązany z innym krajem na terytorium Fódlan, krainy, w samym centrum której znajduje się szkoła. Oczywiście każdy ma też swoje kluczowe cechy – w jednym króluje walka na miecze i włócznie, w innym łucznictwo, a w jeszcze innym magia. Jako protagonista bądź protagonistka (zależnie od naszego wyboru) w wyniku serii różnych zdarzeń trafiamy w samo centrum politycznych konfliktów i problemów arystokratycznej młodzieży, by nauczać w szkole. Zostajemy też z miejsca opiekunem wskazanego przez nas domu – a ta kluczowa decyzja wcale nie jest łatwa. W każdym z nich nie brakuje bowiem barwnych, różnorodnych osobowości, pociąga to też za sobą konkretną ścieżkę fabularną.

Kupiłam jedną grę, dostałam cztery. Nowe Fire Emblem jest ogromne! - ilustracja #1

Znaczna część rozgrywki kręci się właśnie wokół szkoły. To w niej uczymy naszych podopiecznych (czyli zwiększamy ich umiejętności i statystyki), rozwijamy samych siebie, budujemy relacje i wykonujemy różne zadania. Szkoła jako centrum fabularne i ośrodek życia bohaterów faktycznie brzmi znajomo, ale fakt, że świat gry przypomina średniowiecze, wprowadza lekki powiew świeżości.

Ale jak to cztery gry w jednej?

Też byłam zdziwiona. Rosnąca popularność gier, w których nasze decyzje wpływają na fabułę, sprawiła, że myślałam, iż nic mnie już nie zdziwi – a jednak. W większości tego typu tytułów wybory w trakcie fabuły wpływają na pomniejsze wydarzenia, a faktycznie istotne decyzje zdarzają się dopiero pod sam koniec (czego książkowym przykładem jest popularne Life Is Strange). W Fire Emblem: Three Houses dom, który wybieramy w pierwszych paru minutach rozgrywki, decyduje o tym, jaką historię przeżyjemy.

Kupiłam jedną grę, dostałam cztery. Nowe Fire Emblem jest ogromne! - ilustracja #2

Kilka początkowych rozdziałów pokrywa się w przypadku każdej ścieżki, ale nie jest to odczuwalne z uwagi na fakt, że w każdym z domów mamy zupełnie innych uczniów. Poznawanie dziewiątki nowych postaci, zarówno osobiście, jak i podczas walki, gdy odkrywamy potencjał ich umiejętności, okazuje się wyjątkowo zajmujące. Momentami trudno się zorientować, że „wstęp” do gry prezentuje się niemal identycznie, kiedy wokół tak dużo się dzieje.

Każda z tych person ma swoją unikatową historię, którą zgłębiamy przede wszystkim wtedy, gdy uczeń ten należy do naszego domu. Dzięki temu owe poboczne treści, powiązane z postaciami, a nie z głównym wątkiem, tworzą duże różnice między fabułami. Historię wrażliwego chłopaka, którego cały naród został brutalnie wymordowany, poznajemy w jednym domu, a historię dziewczyny, która wysługuje się wszystkimi dookoła, wykorzystując do tego swoje wdzięki, w zupełnie innym. Obie są równie ciekawe.

Tym samym nie pozostajemy przez cały czas w ramach jednej opowieści – każdy dom zapewnia zupełnie inne doświadczenia. Skąd więc czwarta gra, skoro mamy trzy domy? Jak to zwykle bywa, jedna ścieżka jest „sekretna”. Odkrycie jej nie zostało jednak owiane jakąś wielką tajemnicą, bo gra wyraźnie zaznacza, który wybór decyduje o jej odblokowaniu. Każda z czterech ścieżek faktycznie doprowadza ogólną historię do końca, ale pozostawia tak wiele niedopowiedzeń, że niemożliwe jest nie sięgnąć po inny dom, by dowiedzieć się więcej. Rozgrywka w każdym z nich bazuje na podobnych wydarzeniach, ale przedstawia je z zupełnie innych perspektyw. Tylko dzięki sprawdzeniu wszystkich ścieżek dowiemy się wszystkiego o tajemniczej przeszłości bohatera czy przyszłości całego kontynentu, a historia nabierze sensu (stąd też moje 280 godzin w grze). Oczywiście, jeśli ktoś nie ma parcia na poznanie pełnego obrazu tego, co dzieje się w Fódlan, jedno zakończenie może mu wystarczyć. Gra została jednak pomyślana tak, że wątpię, by komuś udało się bez trudu odłożyć ją na bok po jednej tylko rozgrywce – pojedyncze zakończenia pozostawiają nas ze zbyt dużym niedosytem.

Okrutna gra czy relaksująca historia?

Na gameplay FE3H składają się trzy kluczowe elementy: eksploracja szkoły (w tym misje poboczne, nauka czy nawet podlewanie kwiatków w szklarni), sceny fabularne i walka. Sceny fabularne mają charakter raczej relaksujący; w końcu klikanie w kółko przycisku „A” nie jest niczym skomplikowanym. Przerywniki te to faktycznie miła odskocznia od bardziej emocjonujących wydarzeń. Jednocześnie nie są nudne, bo nie dość, że pokazują rozwój naszych relacji z innymi postaciami, to jeszcze pozwalają obserwować, jak uczniowie bliżej poznają się nawzajem.

Kupiłam jedną grę, dostałam cztery. Nowe Fire Emblem jest ogromne! - ilustracja #3

Okrucieństwo zaczyna się w momencie, gdy na początku gry zdecydujemy się wybrać tryb klasyczny zamiast normalnego. Co to w praktyce oznacza? Że gdy jakiś uczeń czy sojusznik umrze nam w walce, to odchodzi już na zawsze. Nie ma go w grze, nie da się go ożywić, pozostaje tylko chlipać po cichu nad jego losem, jeśli akurat się do niego przywiązaliśmy. Właśnie z tego powodu zdecydowałam się na tryb normalny – bohaterów polubiłam za bardzo, by bez bólu serca pozwolić im odejść.

„Okrutny” tryb klasyczny broni się tym, że nawet jeśli stracimy naszych uczniów w boju, to gra umożliwia zastąpienie ich innymi. Przy odrobinie perswazji możemy zachęcić mieszkańców innych domów, by przenieśli się do naszego i jednocześnie zasilili nasze szeregi na polu bitwy. To bardzo wygodna opcja, bo niezależnie od trybu na każdej ścieżce możemy mieć przy sobie swoich ulubieńców z różnych domów. Bywa to też odrobinę złudne – osobiście mam wrażenie, że nie poznałam potencjału każdego z bohaterów tak dobrze, jak bym chciała. Szybko znalazłam swoich ulubieńców, kurczowo się ich trzymałam i trudno mi było stanąć do walki bez nich. Wydaje mi się jednak, że to raczej wina przywiązania do fikcyjnych osób niż samej gry, co w pewnym sensie traktuję jako zaletę tej produkcji. Jeśli jesteśmy w stanie polubić postacie do tego stopnia, że nie ruszymy dalej bez nich u swego boku, jest to wyraźny znak, że mamy do czynienia z dobrze wykreowanymi bohaterami.

Strategia na długie tygodnie

Kupiłam jedną grę, dostałam cztery. Nowe Fire Emblem jest ogromne! - ilustracja #4

Walki w Fire Emblem: Three Houses są strategiczne. Najpierw każdy z naszych podopiecznych wykonuje swój ruch, następnie robi to każdy z przeciwników, a wszelkie pojedynki toczą się na planszach złożonych z małych kratek. Oczywiście mamy tu też cały szereg umiejętności czy broni do rozwijania, co w trudniejszych starciach bywa kluczowe. Nawet jeśli na co dzień preferujecie gry akcji, może to być miła odmiana, zwłaszcza w przypadku Switcha. W każdym momencie da się wygasić ekran i odłożyć konsolę bez stresu, że w końcu jesteśmy w trakcie walki. Podobnie sprawy mają się w części fabularnej, która nie wymusza ciągłego siedzenia przed ekranem, mimo że świetna robota aktorów głosowych bardzo do tego zachęca.

To gra łatwa do odpalenia czy wyłączenia w każdym momencie, co czyni z niej świetną, mobilną rozrywkę, bardzo dopasowaną do możliwości konsolki. Taki niespieszny rytm gry, gdzie zamiast ciągłej akcji możemy uważnie planować każdy ruch, bardzo pasuje mi do Switcha i ma na nim ogromny urok. Przede wszystkim jednak dostarcza zabawę świetnej jakości na naprawdę wiele godzin i faktycznie oferuje cztery gry w cenie jednej. Mając świadomość, że wychodzące na Switcha tytuły na wyłączność utrzymują wysokie ceny – czego chcieć więcej?

OD AUTORKI

Wkręcona tak bardzo, jak tylko się da, w świat Fódlan pozwolę sobie na drobną sugestię. Jeśli chcecie przejść całą grę w optymalnej kolejności, najlepiej zacznijcie od Blue Lions, potem wybierzcie Golden Deer, a na końcu Black Eagles. Rzecz jasna, to tylko moje zdanie i drobna rada; najważniejsze, żeby to Wam się dobrze grało.

Jeśli macie ochotę porozmawiać o Fire Emblem: Three Houses, zasięgnąć rady czy podyskutować o tym, dlaczego Blue Lions to najlepszy dom – znajdziecie mnie tutaj.

Aleksandra Wolna

Aleksandra Wolna

Dla GRYOnline.pl pisze od marca 2022 roku, zajmując się publicystyką zarówno o grach, jak i o filmach. Na co dzień zajmuje się tworzeniem gier od strony fabularnej, więc branżę zna od podszewki. Gra od małego; najczęściej wybiera JRPG-i czy gry niezależne, choć ma też ogromną słabość do platformówek 3D. Najlepiej odnajduje się w słowie pisanym, więc połączenie tworzenia tekstów z pasją do gier uważa za naturalną kolej rzeczy. Prywatnie kolekcjonuje Tamagotchi i zajmuje się swoją niewielką, kocią rodziną. Ulubionymi grami, zdjęciami kotów i innymi różnościami chętnie dzieli się na Instagramie.

więcej