Kupił używane auto, a jego mechanik znalazł w nim ukryte urządzenie do śledzenia
Pojazdy z drugiej ręki mogą kryć w sobie niespodzianki, nie tylko te związane z ich przeszłością. Warto sprawdzić, czy ktoś nie zamontował w nich czegoś „ciekawego”.

Kupując używany samochód, lepiej mieć się na baczności i wszystko dokładnie sprawdzić. Ponieważ nie jesteśmy pierwszymi użytkownikami tego auta, warto poznać jego przeszłość. Jeden z mieszkańców Sewilli przekonał się o tym osobiście, oddając kupione auto dostawcze do ekspertyzy znanemu mechanikowi, który aktywny jest także na TikToku. Angel Gaitan, bo o nim mowa, znalazł w desce rozdzielczej używanego pojazdu urządzenie śledzące z modułem GPS. Najprawdopodobniej zamontował je poprzedni właściciel.
Używane auto z urządzeniem śledzącym
Oprócz tego „szpiega” okazało się, że furgonetka miała przygodę i nosiła ślady prostowania blach z tyłu. To jednak nieco blednie przy możliwości zdalnego pozycjonowania auta przez obce osoby. Taki moduł nazywa się trackerem – może on oprócz pozycji auta zapisywać jego bieżące parametry pracy jak np. prędkość, przejechany dystans , obroty silnika czy włączone systemy.

Tutaj warto wytłumaczyć, że obecność takiego systemu nie świadczy o tym, że poprzedni właściciel mógł mieć niecne zamiary wobec nabywcy (choć wykluczyć tego nie można). W wielu firmach trackery GPS są wykorzystywane do zarządzania flotą pojazdów. Pozyskiwanych z nich danych potrzebują logistycy do śledzenia bieżącej pozycji transportu, organizowania tras, oraz planowania konserwacji samochodu. Najprawdopodobniej ktoś nie dopilnował, aby wymontować te urządzenie przed sprzedażą.
Angel Gaitan na wszelki wypadek od razu odpiął trackera. Co prawda, jest mało prawdopodobne, aby urządzenie nadal było aktywne, ale lepiej dmuchać na zimne. Po co ktoś ma wiedzieć, gdzie jeździ nowy nabywca samochodu dostawczego. Pojazd kupowany z drugiej ręki może jak widać kryć różne niespodzianki, nie tylko związane z przebiegiem, czy kolizjami.