Jak sprzedać 80-latka w kinie? Filmowcy znaleźli prosty sposób

Niedługo do kin wejdzie kolejna część przygód Indiany Jonesa. W tym roku ukaże się też czwarta część Niezniszczalnych. Prawdopodobnie zabraknie za to nowego filmu Clinta Eastwooda. Nie pozwolił mu na to David Zaslav. Skąd ta rozbieżność?

filmomaniak.pl

Marek Jura

Jak sprzedać 80-latka w kinie? Filmowcy znaleźli prosty sposób, źródło grafiki: Indiana Jones i Tarcza Przeznaczenia, reż. James Mangold, Disney 2023.
Jak sprzedać 80-latka w kinie? Filmowcy znaleźli prosty sposób Źródło: Indiana Jones i Tarcza Przeznaczenia, reż. James Mangold, Disney 2023.

Aby widzowie chcieli powrotu uwielbianych niegdyś bohaterów, musi minąć odpowiednio dużo czasu. Trzecia część Niezniszczalnych nie zarobiła dużo, bo fani aktorów kina akcji zobaczyli ich już razem kilka lat wcześniej i nie mieli powodu, by z napięciem oczekiwać powrotu. Producenci zdają się częściowo to rozumieć, z góry zakładając, że czwarta część nie przyniesie wielkich zysków, i dokonując mocnych cięć budżetowych. Wiedzą bowiem, że box-office’em (i wynikami oglądalności seriali) rządzi przede wszystkim nostalgia. Pierwsi Niezniszczalni ten właśnie efekt wywołali. Następne filmy ukazywały się po prostu zbyt często i zdążyły się znudzić. Co innego Indiana Jones. Ten pojawia się na tyle rzadko, by udało mu się z miejsca wzbudzić uczucie nostalgii. Bo choć aktor ma 80 lat, a w tym wieku artystom niełatwo jest znaleźć w Hollywood więcej niż drugoplanową rolę, jego ostatni występ w roli Indiany Jonesa łączy wiele pokoleń widzów w chęci symbolicznego powrotu do czasów, kiedy widzieli na ekranie jego przygody pierwszy raz.

Jak złożyć wypowiedzenie największemu twardzielowi w historii Hollywood?

Czasami jednak włodarze wytwórni działają bardzo radykalnie, tak jak zrobił to szef Warnera z przynoszącym wytwórni ogromne zyski przez ponad 50 lat (!) Clintem Eastwoodem. David Zaslav przekazał mu po prostu, że ich współpracę uważa za zakończoną. I to w chwili, gdy legendarny Brudny Harry przyszedł do niego z pomysłem na nowy film!

Jak sprzedać 80-latka w kinie? Filmowcy znaleźli prosty sposób - ilustracja #1
Cry Macho, reż. Clint Eastwood, Malpaso Production, Warner Bros. Pictures 2021

Dla samego Eastwooda to raczej nie jest zbyt wielki problem – dysponując odpowiednio dużym środkami finansowymi, może przecież sam wyprodukować film lub zwrócić się do innej wytwórni. Nie mam pojęcia, co w rzeczywistości zrobi. Domyślam się jednak, że odczuł tę sytuację jako osobistą zdradę.

Wytwórnie rzadko kierują się sentymentami. Choć przecież przez te wszystkie lata nauczyły się, że najlepiej zarabia się właśnie na nostalgii. To dzięki niej sukces odniósł Stranger Things, od niedawna coraz lepiej oglądają się dwa średnie seriale z Sylvestrem Stallone’em, a wcześniej hitem stało się kontynuowane po niemal trzech dekadach Miasteczko Twin-Peaks.

Po co nam tyle seriali, jeśli i tak nie zdążymy ich wszystkich obejrzeć?

Ludzka psychika u każdego działa podobnie. Zazwyczaj nudzimy się tym, co możemy mieć na wyciągnięcie ręki, choćby był to film czy serial najwyższej klasy. To dlatego Netflix i HBO najczęściej kasują seriale po jednym sezonie lub dwóch. Nawet jeżeli należymy do wąskiej grupy nienudzących się dostarczoną nam treścią fanów produkcji, statystyki jasno pokazują, że oglądalność najczęściej osiąga szczyt w pierwszym sezonie.

Jak sprzedać 80-latka w kinie? Filmowcy znaleźli prosty sposób - ilustracja #2
Stranger Things, showrunnerzy: Matt i Ross Duffer, 21 Laps Entertainment, Netflix

Wyjątki od reguły oczywiście się zdarzały. Odwrotną tendencję zanotowało Breaking Bad (średnio 1 230 000 w pierwszym sezonie i niebotyczne 4 320 000 w piątym). Hannibal, o którego czwartą odsłonę wciąż dopominają się fani, spadł na przestrzeni kilku lat z poziomu średniej 2 900 000 widzów do 1 310 000. Americann Horror Story z kolei szczyt oglądalności zaliczył późno, bo dopiero w trzecim sezonie (4 000 000), by w dziesiątym spać na niemal samo dno z wynikiem 650 000.

Może nam się wydawać, że lubimy długie seriale, ale tak naprawdę jesteśmy „wierni” ledwie kilku z dziesiątek, które widzieliśmy. A to dla producentów za mało. Nie znaczy to jednak, że anulowane seriale naprawdę trafiają do kosza. Nie, producenci lubią wypowiadać się w kwestii ich zakończenia kategorycznie, by wzbudzić w widzach poczucie nostalgii. Wówczas może się okazać, że liczba fanów serialu wzrośnie tak bardzo, że platformie będzie opłacało się sprzedać prawa do emisji komuś innemu. Albo nawet zrealizuje je sama!

Wynikami box-office’u rządzi nostalgia

Ale to kwestia bardziej nastu niż kilku lat. To kwestia nostalgii kumulowanej przez długie miesiące, umacnianej memami, gifami, youtube’owymi przeróbkami i niemożliwym do zdefiniowania statusem swoistej kultowości produkcji. Nie ma co ukrywać, czasami producenci czy sami reżyserzy w jakimś stopniu w ten proces ingerują. Najczęściej jednak odbywa się on samoistnie.

Teraz wróćmy na chwilę do dwóch najważniejszych bohaterów tego felietonu – Harrisona Forda i Clinta Eastwooda. Obaj mają status absolutnych legend Hollywood. Obaj są powszechnie lubiani. Obaj zarobili dla wytwórni więcej niż kilka młodych gwiazdek platform streamingowych razem wziętych. Dlaczego więc na premierę nowego filmu, Indiany Jonesa 5, z tym pierwszym czekamy z zapartych tchem? Dlaczego producenci w ogóle pozwolili na realizację takiego widowiska, wiedząc, że Ford nie będzie już w stanie fizycznie dorównać sobie samemu sprzed kilkudziesięciu lat? I dlaczego nie pozwolono na to Eastwoodowi, który od dawien dawna już nawet nie próbuje udawać, że dałby radę wystąpić w dynamicznej scenie akcji?

Odpowiedzi na to jest wiele, ale gdy trzeba zamknąć je w jednym prostym słowie, byłyby nim po prostu pieniądze. Harrison Ford tak długo nie wcielał się w Indianę Jonesa (nawet wziąwszy pod uwagę średnio udane Królestwo Kryształowej Czaszki), że widzowie zdążyli za nim zatęsknić. A producenci wiedzą, że wielkie pożegnania dobrze się sprzedają. Poza tym film otworzy im drogę do rozwoju marki w przyszłości już bez Harrisona Forda. Nawet jeśli film okaże się artystyczną porażką (a nic na to nie wskazuje), wciąż będzie z punktu widzenia wytwórni perspektywiczny.

Jak sprzedać 80-latka w kinie? Filmowcy znaleźli prosty sposób - ilustracja #3
Tulsa King, showrunner: Taylor Sheridan, Balboa Production, Paramount Global 2022

W przeciwieństwie do Clinta Eastwooda… Gdyby ten siedział w zamknięciu przez ostatnie 20 lat (albo chociaż jakaś jego kultowa postać, której powrotu wszyscy wypatrują), być może Zaslav sam zaproponowałby mu rolę, najpewniej ostatnią, na pożegnanie, w łzawym filmie pokroju Gran Torino. Eastwood pracował jednak systematycznie przez cały ten czas, wypuszczając kolejne produkcje i nie dając widzom o sobie zapomnieć. Decyzja Zaslava może się wydawać brutalna, ale producent po prostu nie wierzy, że 93-letni Eastwood pożyje wystarczająco długo, by wielkim powrotem wywołać u widzów poczucie nostalgii. Poza tym jest przekonany o sile blockbusterów, a od tych hollywoodzki twardziel zawsze trzymał się z daleka.

Czy można jeszcze uciec od beznamiętnego grania na emocjach widzów przez wielkie wytwórnie?

Osobiście wierzę, że Eastwood nakręci jeszcze kilka filmów dla małej wytwórni. Nie sądzę, by ktoś o jego charakterze dał sobie spokój po jednym niepowodzeniu. Obawiam się jednak, że Zaslav miał pod pewnym względem rację – produkcje Clinta nie będą zarabiać już tak jak kiedyś. Ale może to i dobrze – kto wie, czy po latach nie zyskają one statusu kultowych, a w zapomnienie popadną blockbustery Warnera.

Tymczasem wielu z nas z napięciem czeka na premierę ostatniego Indiany Jonesa z Harrisonem Fordem. Do tej pory atmosferę związaną z tym wydarzeniem udało się podgrzewać wprost perfekcyjnie. Emocjonalne pożegnanie samego aktora sprawiło, że do kin ruszy nawet część tych, którzy od początku krytykowali projekt ze względu na wiek Forda.

Najczęściej pojawiające się w kontekście rozwoju serii pytanie to: „Dlaczego nie kręcono kolejnych części w latach 90., kiedy Ford był w pełni sił?”. Odpowiedź może być jednocześnie banalna i trochę smutna – może dlatego, bo Indiana nie zarobiłby tak dużo, dlatego, że producenci nie mogli tak dobrze zbadać preferencji widzów, a może dlatego, że to dopiero okres czekania nakręcił zjawisko nostalgii i – co za tym idzie – wzmożonego zainteresowania produkcją OSTATNIEGO filmu. Ale tak po prawdzie znacznie bardziej prawdopodobne jest wyjaśnienie bardziej przyziemne – aby powstał film, potrzeba było trzech ludzi – Forda, Lucasa i Spielberga. W latach 90. zaś wszyscy mieli tak napięty grafik, że po prostu nie udało się im wygospodarować odpowiednio dużo wolnego czasu, mimo że Spielberg coś tam projektował w tej materii na boku. Tak bez drugiego dna – zdecydowały o tym okoliczności. Może jednak dla serii okazało się to jednak zwyczajnie korzystne.

Jak sprzedać 80-latka w kinie? Filmowcy znaleźli prosty sposób - ilustracja #4

Zastanawiam się, czy nie był to też jeden z powodów, dla których James Cameron nie spieszył się z realizacją sequela Avatara. Oczywiście z pewnością chodziło o odpowiednią technologię, długie negocjacje z wytwórnią i całe mnóstwo rzeczy, o których możemy nie wiedzieć. Ale z drugiej strony 13 lat to idealny czas, by widzowie, którzy widzieli film w dzieciństwie lub wczesnej młodości, znaleźli się na innym etapie życia, a co za tym idzie –kojarzyli pierwszy obraz Camerona z sentymentem do tamtych czasów.

Najlepiej wspominamy te filmy i seriale, które oglądaliśmy w najlepszym momencie życia

Ile dokładnie musi minąć czasu, by dane pokolenie uznało jakiś film, serial lub kreację za bodziec wywołujący uczucie nostalgii? To pytanie na razie pozostaje bez konkretnej odpowiedzi. Wydaje się jednak, że kluczowe jest tu przejście na inny okres życia.

Dziś wyróżnia się ich więcej niż kiedyś, ale jeżeli przyjąć, że przeciętny człowiek przeżywa dzieciństwo, młodość, wczesną dorosłość, dorosłość, dojrzałość i starość, nostalgia będzie związana zawsze z czymś, co wydarzyło się na poprzednim etapie życia, niezależnie od tego, ile od tamtej pory minęło lat. Oczywiście z reguły będzie to kilkanaście, dwadzieścia lub trzydzieści, ale trzeba też pamiętać, że każdy dorasta w indywidualnym tempie, a dodatkowo wspomnienia potrafią wprowadzać nas samych w błąd, kojarząc na przykład dany film z innym okresem. Dlatego nawet najlepiej zarabiające wytwórnie czasami się mylą.

Jak sprzedać 80-latka w kinie? Filmowcy znaleźli prosty sposób - ilustracja #5

Indiana Jones i tarcza przeznaczenia, reż. James Mangold, Lucasfilm Ltd., Walt Disney Studios

Wciąż jednak rzadko. W ogólnym rozrachunku nie jest przecież ważna postawa jednego człowieka, a całego pokolenia. Poza tym w XXI wieku jesteśmy bombardowani przez producentów tak wieloma bodźcami, że nowości zatrzymują nas tylko na chwilę. Oczywiście niektóre zostaną z nami na dłużej, ale o większości zapomnimy.

To zaś, co zapamiętaliśmy z czasów, gdy rynek nie był jeszcze tak nasycony, będzie częścią naszych wspomnień aż do końca. I dlatego, choć racjonalnie możemy narzekać na małą mobilność Forda czy potencjalną scenariuszową miałkość, i tak pójdziemy do kin, by jeszcze jeden, ostatni raz zobaczyć w akcji bohatera naszego dzieciństwa.

OD AUTORA

Indianę Jonesa oglądałem niejednokrotnie w telewizji w czasach dzieciństwa. I choć wolałbym zobaczyć na ekranie ten jeszcze jeden raz Clinta Eastwooda, wybiorę się do kina również na ostatnią część przygód słynnego archeologa. Nieważne, czy w oczy będzie się rzucać jego wiek, najważniejsze, że zdoła rozwiązać jedną zagadkę więcej. Harrisonie, zagraj to jeszcze raz!

 

 

Film:Indiana Jones i Artefakt przeznaczenia(Indiana Jones and the Dial of Destiny)

premiera: 2023premiera PL: 2023akcjaprzygodowyfantasy

Indiana Jones i Artefakt przeznaczenia opowiada historię tytułowego archeologa i łowcy przygód, który staje czoła byłym nazistom pracującym przy projekcie podboju kosmosu opracowanym przez rząd USA. Indiana Jones i Artefakt przeznaczenia jest wyreżyserowanym przez Jamesa Mangolda (Cop Land, Przerwana lekcja muzyki, Le Mans '66) filmem przygodowym, stanowiącą piątą główną odsłonę kultowego cyklu o perypetiach słynnego archeologa i poszukiwacza skarbów. Akcja tytułu toczy się pod koniec lat 60. ubiegłego wieku. Doktor Henry Jones Junior, preferujący jednak pseudonim Indiana, zostawił awanturnicze lata za sobą i skupia się na pracy uniwersyteckiej. Zło jednak nie śpi. Byli naziści zostają zatrudnieni przez rząd USA. Mają oni zagwarantować Zachodowi zwycięstwo nad Związkiem Radzieckim w wyścigu kosmicznym. Wkrótce okazuje się jednak, że jeden z nich, Jürgen Voller, zaangażowany w program lądowania na Księżycu, pragnie przemodelować świat według własnej wizji. Powstrzymać może go jedynie Indiana, któremu towarzyszy jego córka chrzestna, Helena. W produkcji wystąpili m.in. Harrison Ford (Indiana Jones), Phoebe Waller-Bridge (Helena Shaw), Mads Mikkelsen (Jürgen Voller), Antonio Banderas (Renaldo), John Rhys-Davies (Sallah), Shaunette Renée Wilson (Mason), Thomas Kretschmann (Weber), Toby Jones (Basil) oraz Boyd Holbrook (Klaber). Zdjęcia kręcono m.in. w Bamburgh, Marsali oraz Londynie.

Film Indiana Jones and the Dial of Destiny

Film:Cry Macho

premiera: 2021dramatwestern

Film Cry Macho
Podobało się?

22

Marek Jura

Autor: Marek Jura

W 2016 ukończył filologię na UAM-ie. Od tamtej pory recenzuje dla GRYOnline.pl prozę, poezję, filmy, seriale oraz gry wideo. Pierwsze kroki w branży dziennikarskiej stawiał zaś jako newsman w lokalnym brukowcu. Prowadził własną firmę – projektował, składał, testował i sprzedawał planszówki. Opublikował kilka opowiadań, a także przygotowuje swój debiutancki tom wierszy. Trenuje sporty walki. Feminista, weganin, fan ananasa na pizzy, kociarz, nie lubi Bethesdy i Amazona, lubi Lovecrafta, Agentów TARCZY, P:T, Beksińskiego, Hollow Knigt, performance, sztukę abstrakcyjną, mody do gier i pierogi.

Kalendarz Wiadomości

Nie
Pon
Wto
Śro
Czw
Pią
Sob

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz
Forum inne
2023-01-07
19:48

Zanonimizowany 4280123 Pretorianin

😂

Dziadki są łatwo podatne na słowa, czego dowodem jest naiwność wśród oszustów np w Metodzie na wnuczka. Sprzedanie takiego 80-latka nie będzie trudne, tylko dlaczego akurat w kinie ? Są inne miejsca.

Komentarz: Zanonimizowany 4280123
2023-01-07
22:33

Persecutor Legend

Persecutor
😂

Wynikami box-office’u rządzi nostalgia.

Niesamowite, że filmy, które są dobre, spójny scenariusz, dobra gra aktorów, etc. i nieprzesiąknięte woke agendą, która z każdego filmu próbuje zrobić odbicie smutnej rzeczywistości :P dobrze się sprzedają jak filmy sprzed lat :P Ewidentna wina starych filmów, że są za dobre do guana które serwuje ostatnio wokewood. :P Do tego bezczelne wywiady marnych aktorzyn, którzy winią wszystko tylko nie rzeczywiste powody :P Film z silną kolorową kobiecą rolą główną padł w box-offcie wina ludzi którzy do kina nie poszli :P Choć dla nich ten film był poprostu gówniany, ale wg. aktorzyn iść mają nawet jak im się nie podoba, żeby wesprzeć "ważną sprawę" :P Kur zapiał debile z wokewood zapomnieli dlaczego widzowie oglądają coś :P

Komentarz: Persecutor
2023-01-07
23:45

raziel88ck Legend

raziel88ck

Jak można było odmówić Clintowi Eastwoodowi roli w filmie? Żal.pl.

Oglądałem Cry Macho i wcześniej Pzemytnika. I owszem, te filmy nie były cudowne, ale Clint wszystko wynagrodził swoją osobą. A jego hitom m.in. jako Brudny Harry każdy mógłby pozazdrościć.

Obecni aktorzy są nijacy i można ich zastąpić byle Mietkiem spod sklepu.

Komentarz: raziel88ck
2023-01-09
08:42

gall78 Junior

Nie do końca mogę się zgodzić z autorem. Zwłaszcza w tym, że ludzie nie lubią jak coś często wychodzi. Wystarczy spojrzeć na zalew wszelakich filmów na podstawie komiksowego chłamu (Spiderman, Batman, Czarna Pantera, Wonder Woman, Iron Man i tak dalej) . Te filmy to taki crap, że aż zęby bolą a mimo to w zdecydowanej większości odnoszą sukces komercyjny. To jest dopiero dziwne, że ktoś to chce oglądać.

Komentarz: gall78
2023-01-09
15:00

Squirrel Pretorianin

😢

Niestety jeden z odtwórców głównej roli lub znaczącej drugoplanowej będzie musiał mieć inne pochodzenie rasowe, środowiska LGBTQ+ oraz mniejszości rasowe będą też musiały być w obsadzie drugoplanowej i epizodycznej takie zasady ogłosiła amerykańska Akademia Filmowa które film będzie musiał spełnić, aby walczyć o Oscara od 2024r.

Przestaje się liczyć aktor, fabuła, a liczy się coraz bardziej ideologia.
Cieszę się, że dorastałem w czasach pięknej epoki genialnych reżyserów i filmów, obecnie 95% to chłam, a ikony kina jak chociażby Clint Eastwood, Al Pacino, Harrison Ford, Mel Gibson czy Robert De Niro to już zmierzch pięknej epoki.
A jako że Eastwood raczej idzie pod prąd promowanej ideologii, nie dziwi mnie odmowa WB :/

Komentarz: Squirrel

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl