Dużo nowych technologii i raj dla fanów multiplayer. Widziałem już Call of Duty Black Ops 7
CoD Black Ops 7 stawia na „wykręcającą umysły” kampanię i jeszcze bardziej angażujący moduł wieloosobowy. Po raz pierwszy w historii gracze będą mogli też zagrać w tryb fabularny w kooperacji.

Wydaje się, że od premiery Call of Duty: Black Ops minęło dopiero kilka miesięcy, a ja już widziałem Call of Duty: Black Ops 7. Dzięki uprzejmości Activision mogłem wziąć udział w obszernym pokazie przedpremierowym i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, ile zawartości udało się twórcom „upchnąć” w tak krótkim czasie od premiery BO6.
W Call of Duty: Black Ops 7 nacisk położono przede wszystkim na rozgrywkę wieloosobową, to ona będzie tu grać pierwsze skrzypce. Nie chodzi mi tu tylko o klasyczną zabawę na mapach do multiplayera, ale także o fakt, że po raz pierwszy w historii będzie można grać w kampanię w kooperacji, w trybie online. Co więcej, w tej kampanii będziecie mogli zaliczać misje codzienne czy tygodniowe, które będą wliczać się do postępów w rozgrywce wieloosobowej.
Kampania stawia na szaleństwo
Podczas pokazu twórcy bardzo mocno starali się podkreślić, że kampania w Call of Duty: Black Ops 7 to będzie prawdziwa rewolucja, ale zarazem bezpośrednia kontynuacja historii z kultowego już Black Ops 2. Tym razem przeniesiemy się w czasie do 2035 roku, wyposażeni w najnowsze osiągnięcia technologii wojskowej, futurystyczne bronie i gadżety nawiązujące do tych z BO2.
Duży nacisk położono na to, żeby kampania była jak najbardziej szalona, żeby tym szaleństwem wręcz ociekała na każdym kroku, także możecie spodziewać się jeszcze większej ilości wycieczek w głąb świadomości protagonistów. Dość interesująco prezentuje się też gwiazda całego show – kooperacyjny model rozgrywki – gdzie wraz z trzema innymi graczami będziecie mogli przejść kampanię od początku do końca. Każdy gracz wybierze wtedy inną, ważną dla fabuły postać i poprowadzi ją w bój.
Nie jestem za to do końca pewny, jak sprawdzi się tryb endgame, który odblokowuje się „w kulminacyjnym momencie” kampanii. Ma on być swojego rodzaju hubem, w którym gracze będą mogli odblokowywać nowe wyposażenie, przechodzić specjalnie zaprojektowane misje i wyzwania. Twórcy twierdzą, że zapewni on kampanii regrywalność i będzie utrzymywał ją przy życiu przez dłuższy czas, że warto będzie do niej wracać, nawet po ukończeniu wątku głównego. Brzmi to trochę jak bardzo zawoalowany sposób na dołączenie do Black Ops 7 wieloosobowego trybu fabularnego. Nie jestem przekonany, czy będzie cieszyć się to dużą popularnością wśród graczy, ale może po premierze okaże się, że się myliłem i to jest właśnie to, na co czekali wszyscy fani COD-a.
Multiplayer to nadal rdzeń rozgrywki
Podczas ponad godzinnej prezentacji najwięcej czasu poświęcono chyba jednak trybowi multiplayer, który będzie z grubsza tym, co znamy z Call of Duty: Black Ops 6, ale z większym rozmachem. Wraca tutaj lubiany przeze mnie omnimovement (system sprintu w każdą stronę), dostaniemy aż 30 różnych broni, w tym 16 zupełnie nowych oraz 16 map w klasycznym dla COD-a układzie 6-na-6. Ja jednak dużo bardziej zainteresowałem się dwiema mapami 20-na-20, których bardzo brakowało mi w Call of Duty: Black Ops 6, który wydawał się dość ciasny i miejscami „duszny”.
Twórcy zapowiadają, że w trybie wieloosobowym zobaczymy sporo nowości inspirowanych technologiami roku 2035, w tym możliwość wall jumpu (chodzi wyłącznie o wskakiwanie na ściany i odbijania się od nich, biegania po ścianach rodem z Titanfalla nie będzie) czy używania linki z hakiem na większych mapach.
Do tego klasycznie dostaniecie na deser tryb zombie, gdzie ekipa z Treyarch zapowiada, że mapa będzie największa i najbardziej różnorodna w historii oraz umożliwi nam przemieszczanie się pojazdami.
Call of Duty nie patrzy na Battlefielda
Generalnie odnoszę wrażenie, że przekaz płynący z tego pokazu był jasny: „Nie patrzymy na konkurencję, idziemy własną ścieżką i dajemy fanom więcej tego, co lubią”. W Call of Duty: Black Ops 7 nie znajdziecie ciężkiej, przyziemnej rozgrywki, zbyt dużo realizmu czy innych rzeczy, na które stawia nadchodzący Battlefield 6.
Jestem jednak bardzo ciekawy, czy fani Call of Duty chcą właśnie tego, co twierdzą twórcy, czyli więcej akcji, możliwości gry online i kampanii przypominającej Quantum Breaka czy Titanfalla. Skręt w kierunku przyszłości może się grze opłacić, pod warunkiem, że gracze nie poczują już przesytu Black Opsami, które wychodzą rok po roku. Ja z niecierpliwością czekam na kampanię kooperacyjną, nowe mapy w multiplayerze (szczególnie te duże) i z pewnym niepokojem czekam na to, jakie skórki będą pojawiać się w trybie wieloosobowym, bo muszę przyznać, że niektóre z nich faktycznie czasem wybijały mnie z immersji.