Na ostatniej wyprzedaży steam zakupiona pełna wersja wraz z wszystkimi dlc i dodatkami za 26zł. Po takim czasie dalej sprawia wielką przyjemność
Hej wszystkim, grałem w różne gry total war i większości przypadków pomijałem bitwy, robiąc automatyczne rozstrzygnięcia walk. Frajdę sprawiała mi gra na głównej mapie. Planuję zrobić podobną grę, na androida lub webową. Chcę w niej zawrzeć więcej mechanizmów wzbogacających rozrywkę. Jednak chcę całkowicie pominąć walki w 3d. Czy ma to według Was sens?
Nie wiem, czy mogę pisać o tej odsłonie obiektywnie w kontekście innych Total Warów przez jej ramy czasowe i realia historyczne, wszakże XVIII wiek, rozpowszechnienie broni palnej, wojny secesyjne i schyłek RP to mój ulubiony okres historyczny. Pod względem technicznym jest to stary dobry Total War, gameplay'owo obrót o 180 stopni przez używanie broni palnej. W żadną strategię do tej pory nie bawiłem się tak doskonale, żadna też nie pochłonęła mnie na tak długo.
Empire Total War ma ciekawe rozwiązania, ale trudno się nimi cieszyć kiedy inne elementy bardzo frustrują. Sztuką jest wynieść korzyść z taktyki innej niż spamowanie liniową piechotą i unikanie manewru podczas walki z wrogiem. Artyleria, „królowa wojny”, jest ślepa, chyba że akurat strzela w kawalerię. W kwestii dyplomacji AI woli zaszkodzić sobie odrzucając oferty jednoznacznie korzystne, bo najwyraźniej jej głównym celem jest złośliwość w kierunku gracza. Do tego ekonomia, która może się zawalić, gdyż akurat jeden mały statek wroga zaatakował zablokował port. Mogło być dobrze, jest średnio.
Ogrywałem to w 2009 i było dobrze - w tamtych czasach gry od Creative Assembly były jedyne w swoim rodzaju i można było się przy nich naprawdę znakomicie bawić. Seria nabrała rumieńców gdy odeszli od mapy opartej na prowincjach i żetonach (pierwszy Shogun i Medieval) na prawidłową mapę 3D, a sprite'y zostały zastąpione przez trójwymiarowe postacie.
Powrót po latach to niestety strzał w pysk. Jasno i wyraźnie widać, jak źle pomyślana i zrealizowana jest ta gra. Kiedyś dałbym jej 9/10, dzisiaj 6/10 - a i to z sentymentu, bo tak naprawdę powinien być co najmniej jeden punkt mniej. ETW zestarzał się naprawdę paskudnie.
Wady, które tak mocno mi doskwierały to:
- kretyńskie AI komputera. Nie ma znaczenia czy to podstawowa wersja czy ETWII w wersji 4.5 - próba flankowania kawalerią (banalnie prosta do zneutralizowania) to szczyt tego na co stać skrypty sterujące wojskami. W obu wersjach normą są błędy krytyczne - jakaś jednostka blokuje się np. na domu i jednocześnie cała armia wroga staje w miejscu. Albo: wróg dokonuje ataku na twoją armię, a na planszy bitewnej... stoi w miejscu, w rezultacie wystarczy przeczekać czas bitwy i mamy zwycięstwo w kieszeni.
- niesamowicie upierdliwe i wpieniające stada oddziałków wroga (często liczące tylko jeden regiment piechoty lub kawalerii) biegające po naszym terytorium jak karaluchy. I trzeba za nimi ganiać jak za karaluchami, bo tutaj akurat - jak na złość! - zachowują się wyjątkowo przebiegle, plądrując nam wioski i podkopując dochody. Mało co odbiera przyjemność z gry jak konieczność pozbywania się tego draństwa. Wyeliminowali to dopiero w następnej odsłonie - a ja się pytam, DLACZEGO nie zrobili tego w Empire za pomocą patcha?! Nawet mody tego nie usuwają, więc to kretyństwo musi być mocno zakorzenione w silniku. Zerwali z tym bodajże dopiero w Rome 2, tam każda armia musi mieć generała którego nie tak prosto jest pozyskać.
- wrogiej armii nie da się pokonać w jednej bitwie. Nie ma znaczenia że zamordujesz wrogiego generała (ani to że armia nie ma generała) i urządzisz rzeźnię jego oddziałów - wroga armia po przegranej bitwie odskoczy o parę pól, często poza twój zasięg i dalej będzie aktywna. Dopiero po drugiej klęsce Z REGUŁY zdechnie definitywnie. W trakcie drugiej bitwie może mieć choćby i kilkunastu ludzi (bo tylu ocalało po pierwszej) - ale będzie istniała. I trzeba takiego gada ścigać, bo inaczej będzie niszczył, palił i rabował :/ I nie zawsze zdychają po dwóch bitwach. Rekordzista który doprowadził mnie do czerwonej gorączki to pewien rosyjski oddział bez generała który przetrwał dwie klęski - po czym zaczął ganiać po całej Polsce robiąc szkody których naprawa kosztowała prawie 15 000, zanim udało mi się gada w końcu dogonić i ubić. Weź tu za takim biegaj gdy masz wojnę na ogromnym terytorium rosyjskim i trzeba pilnować żeby szarańcza z terytorium wroga nie rozlazła ci się po kraju. To nie jest ani fajne ani przyjemne :/
- komputer gra nieuczciwie - dostaje potężne zastrzyki gotówki znikąd, wystawia armie na które nie powinien móc sobie pozwolić. Czasem jest to naprawdę rażąco nieuczciwe, np. państwo mające jedną prowincję z dochodami 2000 i bez portów (czyli 700 na turę max) nagle zaczyna produkować nowe jednostki jak zwariowane i wystawia przeciwko mnie pełną armię której samo utrzymanie kosztuje 2500 na turę (liczyłem), a koszt pewnie 20 000 - skąd oni mieli na to pieniądze? Żydowscy bankierzy???
- nie mamy prawie żadnej kontroli nad rekrutacją i absolutnie żadnej nad rozwojem naszych agentów. Nie da się ich kupić - kondensują się z powietrza na podobieństwo pary wodnej. Serio, po prostu w pewnym momencie dostajemy informację o pojawieniu się szpiega albo naukowca. Można to pobudzać poprzez budowanie karczem i uczelni, ale gwarancji brak.
- wpieniający agenci - nasi i wroga - których nie ma jak neutralizować. Ktoś ci kradnie badania? To próbuj pojednku, śmiało - szansa na zwycięstwo to zawrotne 16% xD. Podobnie z sabotażystami. Będą ci rozwalać budynki, a sami będą praktycznie nie do ubicia. Za to jeśli Ty spróbujesz kraść badania albo sabotować wroga - to nagle się okazuje że pracuje dla ciebie banda patałachów którym nigdy nic się nie udaje. To już w pierwszym Shogunie było to lepiej rozwiązane...
- dyplomacja jest kretyńska. Jeśli ktoś atakuje, to nawet po obskoczeniu sążnistego łomotu i utracie paru armii oraz sporej połaci terytorium dalej będzie uparcie odmawiał zawieszenia broni. Państwa potrafią zaatakować nas i siebie ot tak, bez powodu - to jeszcze bym zrozumiał, ale oni bardzo często porywają się z motyką na słońce. Ale prawdziwa zabawa zaczyna się, gdy my kogoś zaatakujemy. Biedna bolandia którą zawsze gram nie może liczyć na nikogo, za to po stronie kacapów stają wszyscy ich sojusznicy.
- artyleria która jest bezużyteczna przez bardzo długi czas. Spowalnia przemieszczanie armii, a sama nie jest w stanie zrobić zbyt wiele. Dopiero pod koniec gry, po odblokowaniu szrapneli, pocisków eksplodujących i artylerii konnej oraz ogólnie szybszego przemieszczania wojsk - staje się bardzo ważnym elementem gry.
- kretyński system handlu morskiego - jeden malutki dziadowski okręcik wojenny jest w stanie zablokować cały szlak handlowy równie skutecznie jak eskadra liniowa.
Mógłbym tak długo wymieniać, ale szkoda mi czasu.
Same bitwy są... nudnawe. Wojska stoją naprzeciw siebie w pozycji wyprostowanej, tłuką z niecelnych muszkietów, kto pierwszy pęknie ten przegrywa. Bardzo szybko wszystko zaczyna toczyć się na jedno kopyto, zwłaszcza że sztuczna inteligencja to tak naprawdę sztuczna głupota i popełnia masę kretyńskich błędów, a do tego zawsze atakuje w ten sam sposób. To i schemat wygrywania staje się ten sam: dopuścić wroga do siebie, związać ostrzałem, zrobić swoimi oddziałami literę "U" i wystrzelać do końca. W późniejszych fazach dochodzi przygotowanie artyleryjskie które czasem potrafi rozstrzygnąć sprawę- wróg wpadnie w panikę pod ostrzałem i ucieknie.