autor: Michał Marian
StarCraft Universe: Beyond Koprulu – World of Warcraft w kosmosie - Strona 2
Moderzy potrafią wszystko. Nawet stworzyć kosmiczną wersję World of Warcraft w uniwersum StarCrafta. Warto przyjrzeć się Beyond Koprulu, bo to sieciowa perełka.
Najpierw prolog, prolog, prolog...

Twórcy Beyond Koprulu dołożyli wszelkich starań, by pierwsze kroki stawiane przez graczy w ich produkcji były możliwie najmniej bolesne. Tuż po wczytaniu i rozpoczęciu akcji prologu wita nas mały ekranik wyświetlający najważniejsze wskazówki dotyczące rozgrywki, które debiutujący deweloperzy zdołali streścić na „jedynie” 40 podstronach. Kiedy już uda nam się przebrnąć przez nawał informacji o sterowaniu i mechanice gry, pierwsze, co rzuca się w oczy, to niesamowite podobieństwo do World of Warcraft. Oczywiście prezentowana rzeczywistość jest zupełnie inna, jesteśmy przecież w bliżej nieokreślonym miejscu w kosmosie, niemniej nie da się nie zauważyć charakterystycznych cech WoW-a. Sterowanie, poruszanie się postaci, paski umiejętności, ich ikony, sposób walki, interfejs, samo „czucie” gry – ktokolwiek spędził choć kilka godzin w krainie Azeroth, z pewnością dozna uczucia deja vu.
Prologi I, II i III skrupulatnie odsłaniają przed początkującym graczem wszelkie tajniki SC Universe. Najpierw uczymy się sterować naszym awatarem, poznajemy mechanikę walki i dowiadujemy się, jak rozwijać naszego herosa. Później pora na naukę trybu multiplayer w najprzyjemniejszej postaci – rajd w pieczarze po brzegi wypełnionej Zergami. Na deser mamy przyśpieszony kurs pilotażu i możliwość uczestnictwa w kilku kosmicznych potyczkach. Po ukończeniu „kursu szkoleniowego”, co potrafi zająć nawet 4 godziny, jesteśmy już gotowi na danie główne, czyli otwartą betę Beyond Koprulu. I tu niestety czeka nas ogromne rozczarowanie, bowiem...
...a potem do domu

Akcja samego Beyond Koprulu przypomina bardzo, ale to bardzo okrojone demo – rodem z ery drukowanych gazet komputerowych z dodatkami w postaci płyt CD. Po niemal czterogodzinnym wstępie spodziewać można by się co najmniej kilku porządnych godzin rozgrywki, tymczasem jedyne, co przychodzi nam zobaczyć, to właściwie kolejny prolog, który łączy w sobie zawartość wszystkich trzech poprzednich. Do dyspozycji (oprócz opcji poruszania się po samym statku) mamy jedynie małą stację kosmiczną (znaną z prologu nr 3) oraz pustynną planetę, na której możemy m.in. pohandlować i powalczyć na lokalnej arenie. Koniec.

Choć produkcja wciąż pozostaje w fazie beta-testów, nie sposób nie wytknąć twórcom tego rażącego błędu – czwarta część stanowi łyżkę dziegciu w beczce miodu, która skutecznie studzi zapał potencjalnych graczy po naprawdę dobrych prologach. No cóż, przecież po to właśnie robimy testy – by uczyć się na ewentualnych błędach. Miejmy nadzieję, że ekipa Ryana Winzena wyciągnie możliwie najwięcej wniosków z otwartej bety swojej debiutanckiej gry.