Dobry film!
dołączam się do poleceń, jutro napiszę więcej jak będę w biurze. dałbym więcej, ale coś mi nie zagrało w końcówce.
tak na szybko to zgadzam się, że musicalowa część może wielu osobom się nie spodobać, bo to nie są takie typowe musicalowe kawałki, które potem sobie wrzucasz do playlisty - wiele z nich przypomina bardziej piosenkę aktorską, czyli zdania (czesto pojedyncze) recytowane w rytm muzyki, do tego z bardzo oszczędną choreografią. mi akurat ta muzyka siadła bardzo, a scena na bankiecie to jest kino absolutne, "Papa" chyba też będzie słuchane.
Gladiator II tak samo zajebisty jak Veilguard -> recenzenci jak zwykle umierali a wyszedł film który w najmniejszym stopniu nie dorównał części pierwszej. Maksymalnie 5/10.
Gladiator 2 to gigantyczny zawód. Jest to bardzo marna kopia (i to dosłownie bo scenariusz to niemal kalka 1:1 z oryginałem) jedynki, z fatalnymi dialogami i mizernym aktorstwem. Główny bohater został zatrudniony chyba tylko ze względu na niski głos, żadnej charyzmy czy umiejętności. Pedro Pascal nie ma kompletnie nic do grania, wygląda na zmęczonego serwowaniem naprawdę marnych tekstów, tak samo Connie Nielsen. Najlepiej chyba bawił się tam Denzel ale jego rola to taka mało poważna jest i jednak zbyt duże puszczanie oka do widza.
Same sceny walk są niewiele lepsze (jeśli w ogóle) od tych sprzed 24 lat (szczerze, to dużo bardziej podobała mi się otwierająca film bitwa w jedynce niż dwójce) a część wyglądała bardziej jak antyczny Mad Max a nie kino historyczne. Zresztą cała historia to oczywiście czysta fantastyka, jak to w "historycznych" filmach Ridleya. Nie polecam nawet największym fanom pierwszego Gladiatora.
Same sceny walk są niewiele lepsze (jeśli w ogóle) od tych sprzed 24 lat
Nie są lepsze, są gorsze tak o 2 klasy od tego co udało się wykreować 24 lata temu.
Pierwsza potyczka Maximusa na łańcuchach z Jubą >>>>> wszystko co się dzieje na arenie w GII.
Scott totalnie stracił zapał i zdolność do robienia ciekawie zainscenizowanych akcyjek, które były akcentowane przemocą. Tutaj wszystko zrobiono w nieciekawy, serialowy sposób. Najgorsze jest to, że chyba wszystkie te walki w Koloseum trwają sumarycznie krócej od walki z rydwanami w jedynce. A może to efekt tego, że montaż, tempo i dynamika tych scen w GII jest tragiczna i usypiająca.
Potężne rozczarowanie jak dla mnie. Typowy, wymęczony blockbuster, żerujący na poprzedniku. To ja już bym wolał, aby w 100% fabuła skupiła się na wątku politycznym i wywracaniu władzy. Z Lucjusza mogli zrobić jakiegoś Prefetka, którego chce ubić sadystyczny Karakala zabijający jego matkę i przy okazji jakieś 20 tysięcy cywilów (jak w historii). Niby byłby rimejk, ale przynajmniej bardziej uwierzyłbym w taką zemstę wykręconą przez politykę niż to co wysmarował Scott.
Tak z ciekawości włączyłem sobie początek Gladiatora i bitwa z barbarzyńcami w lesie klimatem, wykonaniem, muzyką i aktorstwem Russela kładzie na łopatki w sumie całego GII.
Tak, zgodzę się, że tak naprawdę żadna scena walki nie była lepsza od tych w oryginale a część była wręcz komiczna (zombie małpy, nosorożec czy zalane koloseum). Z ciekawostek dowiedziałem się, że Scott tego nosorożca już bardzo chciał mieć w GI ale wtedy było to za drogie i na szczęście z tego zrezygnowano.
ciekawe, bo nie spodziewałem się tak wysokich ocen - przeciwnie, myślałem, że będzie kupsztal od krytyków.
https://www.metacritic.com/movie/wicked/
ale myślę, że się nie zwróci, ten film miał jakiś chory budżet. chociaz nie wiem jak silny jest fanbase Ariany.
Subservience. Kolejny film o złej AI. I znowu lalka, choć tym razem taka, którą możesz sobie puknąć po tym jak ci posprząta chatę. Całość niestety słabiutka. O ile takie M3gan było schematyczne, ale świetnie wyprodukowane i dobrze się to oglądało, tak tu też jest schematycznie, ale do tego nudno. Nie ma tu kompletnie żadnej energii, czy dynamiki, ciągnie się to wszystko strasznie.
Beznadziejny jest też główny bohater. Nie dość, że bardzo słaby aktorsko, to jeszcze mówi jakoś tak dziwnie, jakby ktoś mu podkładał głos.
Mały plusik za Megan Fox. Zatrudnienie jej do roli robota ma jakiś autoironiczny posmak.
Mały plusik za Megan Fox. Zatrudnienie jej do roli robota ma jakiś autoironiczny posmak.
Dosłownie to samo pomyślałem, jak zobaczyłem grafikę promocyjną. Przyoszczędzili na charakteryzacji :D
Film oparty na prawdziwej historii trójki przestępców/kulturystów/debili. Scenariusz może i ciekawy, ale wykonanie....Film momentami śmieszny, ale zazwyczaj po prostu strasznie głupi i zboczony. Zdumiewają mnie oceny rzędu 8, 9 czy 10 na filmwebie dla tego "cuda".
The Wicked Witch is dead!
Tak, to jest prawdziwy, klasyczny i mógłbym nawet napisać, że (prawie) perfekcyjny musical! Film wygląda bajecznie. Jest kolorowo, słodziutko, przytulaśnie. Musiałem swoje wysiedzieć, bo film trwa trzy godziny, ale ani przez moment nie czułem zmęczenia i nudy. Dosłownie od samego początku fabuła mocno angażuje, trzyma równe tempo, bawi, wzrusza i szokuje. Duet Erivo-Grande wypadł fenomenalnie, wyraźnie z przewagą na korzyść tej pierwszej damy. Obie bardzo naturalnie i autentycznie zagrały swoje role, i prześlicznie śpiewały. Miałem mały problem z Arianą przy okazji kilku pierwszych piosenek, bo strasznie wyła i było to nie do zniesienia, ale na szczęście później już było wyśmienicie.
Od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić. Scenografia i kostiumy wyglądają rewelacyjnie. Efekty specjalne również. Oprawa dźwiękowa wraz z kompozycjami i piosenkami, pierwsza klasa. Pod względem wykonania Wicked zjada drugiego Gladiatora na śniadanie.
Gdy tylko będziecie mieli okazję obejrzeć, nie wahajcie się. Marsz do kina! Gorąco polecam.
Kolejne Listy do M stoją na całkiem niezłym poziomie (były części ciut lepsze, były ciut gorsze), Adamczyk i Dygant trochę się już mogą nudzić ale jeszcze dają radę, podobnie Karolak, ALE Janusz Chabior to jest Mistrz i ciągnie ten film mocno w górę. Romę Gąsiorowską uwielbiam ale na ekranie (podobnie jak Stuhr) była może minutę i wątek jej i jej rodziny był w sumie nijaki, najsłabszy, mogłoby go w sumie nie być. Malajkat, czyli filmowy Wojciech Kamiński jest rewelacyjny jak zawsze mimo że gra smutnego, zmęczonego życiem faceta po bardzo ciężkich przejściach. Jednak go lubię bo to inteligent z potężną biblioteczką w domu i ogromną wiedzą :)
Dobrze się bawiłem, a i sensownych filmów świątecznych chyba się już nie tworzy.
O mamo! Wiedz, że gdy widzowie opuszczają salę kinową 40 minut przed końcem seansu, to coś jest nie tak z filmem. Kompletnie bezpłciowa choć bardzo dobrze wykonana animacja, w której żadna ze scen i piosenek nie zapadają w pamięci. Nuuuuuuuuuuuuuuda! Ależ potwornie się wynudziłem.
Biorę w ciemno, bo jest ATJ! A już za sam trailer daję 8/10!
https://www.youtube.com/watch?v=wa0gbbcQkls
Niestety, lepiej niech nie produkują kolejnych starć z Obcym. Zupełnie niepotrzebny film,.nic nie wnoszący, odcinania kuponów ciąg dalszy.
Takie Alien Resurrection bieda edyszyn z dzieciakami na dodatek, marną podróbką Ripley i przewidywalne do bólu.
Strange Darling. Fajne kino-tarantino. Ja już dziś co prawda trochę mniej lubię te wszystkie zabawy z formą, niechronologicznie prowadzone akcje itd, ale tu jest to naprawdę spoko. Historia jest prosta, taka typowo pulpowa i ma to sens w tym kontekście, dobrze koresponduje z całą otoczką wizualną, zdjęciami i resztą.
Niestety
spoiler start
nie dałem się nabrać na główny twist. I nawet nie dlatego, że twórcy się nie starali, bo jest to rozegrane dosyć sensownie, ale po prostu jak się widziało ileś tam filmów, to już się pewne schematy zapamiętuje i potem trudno o zaskoczenie. Już przy tej czytanej przez lektora notce na początku sobie pomyślałem, że pewnie okaże się, że to jednak dziewczyna jest tą złą i faktycznie tak było.
spoiler stop
Ale to w sumie nie szkodzi, bo to i tak solidne, campowe kino i zwyczajnie dobrze się ogląda.
A, i zagrane też jest nieźle, ciekawe ile razy powtarzali tę ostatnią scenę.
W październiku wrzuciłem tutaj trailer Werewolves, pisząc przy okazji, że być może w końcu dostaniemy porządny film o wilkołakach. No i nie dostaniemy :/ Wiązałem z tym filmem spore nadzieje, bo tak naprawdę od czasu Dog Soldiers nie dostaliśmy żadnego dobrego filmu z nimi w roli głównej. Dog Soldiers może spać spokojnie. Ten stan rzeczy chyba jeszcze długo się nie zmieni.
Ja nie wiem, co to właściwie było. Nieudolna mieszanka Civil War z The Purge i pokraczne Home Invasion z wilkołakami w tle? Ruki opadają. Źle się ogląda film, w którym to, co powinno być najważniejsze, zostaje zepchnięte na drugi plan. A gdy już się pojawia w centrum uwagi, to jest tego tyle, co kot napłakał albo prezentuje się pokracznie :( Bardzo się rozczarowałem tym filmem. Pierwsze minuty zapowiadały całkiem ciekawą historię i zabawę konwencją, jednak jak się później okazało, były to tylko pozory. Przegadane, przechodzone i przestane.
Wilkołaki też dobrego wrażenia na mnie nie zrobiły. Pamiętacie znakomitą transformację Lykan w serii Underworld, mimo że to było CGI? Tutaj możecie zapomnieć o czymś takim. Wszystko pokazane bardzo zdawkowo, króciutko i mizernie wykonane. A przecież przy obecnych możliwościach technologicznych można było puścić wodzę fantazji i zrobić to z przysłowiowym pierdolnięciem. Zostawiając jednak już tę nieszczęsną przemianę w spokoju, to cieszy fakt, że same wilkołaki to efekty praktyczne i bardzo fajnie wykonane kostiumy. Tylko że i tu musiano oczywiście coś spierdolić. A mianowicie ich pyski. Gdy bestie tylko warczą i marszczą nosy, to jest elegancja Francja, ale gdy rozdziawiają mordy i zaczynają ryczeć, to ja prdl, śmiech na sali i żenua. Wygląda to wtedy przekomicznie i kiczowato. A propos odgłosów, to wycie, warczenie i ryczenie stworów są najlepiej zrealizowanymi elementami filmu. Pierwsza liga.
Werewolves, to film zmarnowanych i słabo zrealizowanych pomysłów i pełen nieszczęsnych błędów kontynuacyjnych, których ostatnio w kinowych filmach jest zatrzęsienie. Nawet Frank Grillo nie bardzo ratuje sytuację, choć jako jedyny wykazuje chęć woli walki z marnym scenariuszem i potworami :) Film oczywiście ma momenty, które mogą się spodobać i w których widz może pomyśleć, że o w końcu zaczyna się coś dziać, ale to bardzo mylne wyobrażenie.
Czekajcie cierpliwie na streaming, bo pójście do kina, to raczej zmarnowany pieniądz. Chyba że tak, jak ja, jesteście spragnieni wilkołaków i jest wam wszystko jedno, co zobaczycie. Miejcie jednak na uwadze, że ostrzegałem :)
Zapowiada się niezły Bad Trip. I man nadzieję, że tym razem Osgood dowiezie na 100%.
https://youtu.be/Dkb-1ygt5nw?si=SmcMRlHk3-Q4Pyka
Nie będę pisał nic więcej, bo szkoda mi klawiatury.
Tak naiwnie, mimo wszystko, na coś pomiędzy Madam Web, a ostatnim Venonem.
To już w kinach jest? Byłem ostatnio na dwóch filmach i nawet trailerów przed seansami nie puszczali. W sumie chyba nawet nie widziałem plakatów.
Z całego SCU najbardziej podobał mi się trzeci Venom i...Morbius. kraven nie nalezy do moich ulubionych postaci, więc musiałoby z tego wyjść coś wybitnego żebym poszedł do kina ale po ocenach i opiniach widzę że szkoda tracić kasę....
Internety pieją, że jest gorzej niż Pajęcza Baba. Jeszcze się okaże, że do streamingu nie wypuszczą, bo taka szmira.
Smile 2. Kurde, ale to było dobre. Zupełnie się nie spodziewałem, że po prostu fajnej jedynce dwójka będzie aż tak dużo lepsza.
Bardzo mi się podobało, że film odchodzi od typowej dla horrorów skali "micro" i zamiast znowu skupiać się na jakiejś małomiasteczkowej rodzinie mamy tu wjazd w świat celebrytów i supergwiazd muzyki. Osobiście jeszcze bardziej bym to wykorzystał, bo pomimo tego historia wciąż jest dosyć kameralna i dotyczy w zasadzie jednej osoby, a skala świadomości tego co się dzieje poza nią jest w zasadzie zerowa.
Fajnie też rozłożyli akcenty. Inaczej niż w jedynce, która była jednak dosyć "typowym" horrorem, tu jest zdecydowanie więcej psychologicznego dramatu. I to działa. Duża w tym zasługa Naomi Scott, która kapitalnie zagrała tę rolę. Nawet nie kojarzyłem wcześniej tej aktorki, teraz uważam, że powinna zgarnąć przynajmniej nominacje do jakichś nagród.
No i zakończenie - wbrew temu, co tam można poczytać na necie - jest mega. Totalnie mnie zauroczyła ta ostatnia scena, chciałbym tego więcej w filmach.
Na minus parę niepotrzebnych jumpscarów i jedna logiczna nieścisłość zaraz na początku.
Ogólnie dla mnie największa tegoroczna niespodzianka i jeden z moich ulubionych filmów 2024.
Hmmm, minęły dwa dni od seansu, poczytałem i pooglądałem sobie recenzje, i podzielam zdanie, że znakomita Amy, którą jakoś niesmacznie ostatnimi czasy się ogląda, zagrała w dziwnym i mało angażującym filmie. Czarna komedia ze szczyptą body horroru zaprawiona dramatem. Misz masz, który niestety męczy. Można olać. Film raczej dla osób, które znają książkę i czekały na ewentualną ekranizację.
Venom 3
Kravena pewnie kiedyś obejrzę ale ostatni Venom, jak na bardzo słabą serie, oglądało się całkiem znośnie a już od ostatniego aktu nawet bardzo. Efekty w porządku, dużo Venomów. Nie było tragedii. Tylko Hardy mi trochę przeszkadza, minę ma cały czas jakby go sraka cisnęła.
Byłem ciekawy czy origin story Mufasy okaże się dobrym materialem na poszerzenie świata i historii Króla Lwa, i według mnie wyszło tak sobie. Przez cały film siedziałem z prawie zerowym zaangażowaniem. Ładnie to wszystko wyglądało, choć odniosłem wrażenie, że poprzedni film prezentował lepsze wykonanie. Piosenki takie nijakie, coś jak w Vaianie. Żadna nie zapadła w pamięci. Kuriozalne okazało się też to, że bardziej mnie interesowało, kiedy i jak "narodzi" się Skaza niż to, co działo się z Mufasą. Kupony odcięte, film swoje zarobi, dzieci i bardziej wrażliwi widzowie uronią nawet łezki. Mnie jednak kompletnie nie ruszyło.
Wujek Foliarz - MalcolmXD i genialny Woronowicz w tytułowej roli, to chyba musi się udać
https://www.youtube.com/watch?v=40B7VPxvUnI
jestem fanem Fanatyka i po zwiastunie wychodzi na to, że Foliarza też chyba polubię
Our Little Secret. Chciałem sobie zobaczyć jakąś lekką komedię świąteczną, ale obecnie to chyba wybór pomiędzy familjniakami dla dzieci, a nudnymi romansami z netfliksa. Obejrzałem se to, bo zwiastun sugerował, że może być przynajmniej minimalnie zabawne, ale to jest właśnie typowy nudny romans z netfliksa. Raczej nieśmieszny, tam gdzie był potencjał na jakiś dobry żart, to od razu wjeżdża typowe dla współczesnych platform streamingowych ugrzecznienie i kończy temat.
W dodatku całość jest oparta na jakimś problemie zupełnie z dupy. Bohaterowie ukrywają przed swoimi obecnymi partnerami, że kiedyś byli razem, bo... no kurde, nie wiem czemu. Nie ma to żadnego sensu.
Ogólnie więc raczej się nudziłem. Fajnie, że Lindsay Lohan wyszła na prostą, ale szkoda, że póki co ląduje w jakichś pseudo komediach romantycznych z generatora.
Edit: ale Iana Hardinga to bym widział jako kandydata na Bonda. Dużo bardziej mi tam pasuje niż ten chłopczyk, co go ponoć maja wziąć.
a kto się teraz wylosował jako potencjalny Bond?
bo ostatni kogo pamiętam to Aaron Taylor-Johnson.
No chyba właśnie o niego chodzi.
Właśnie mi mignęło na FB, że ten gość ma być Dżamesem Bondem - Josh O'Connor. Chyba już ATJ był ciekawszy.
dopóki nikt nie będzie klepnięty to bym się nawet nie pochylał nad plotkami, bo już miala być kobieta, czarna kobieta, Regé-Jean Page, Idris Elba, ATJ, Sam Heughan, znowu Craig, etc.
dopóki nikt nie będzie klepnięty to bym się nawet nie pochylał nad plotkami, bo już miala być kobieta, czarna kobieta
Dlaczego zrobiłeś rozróżnienie na "kobietę" i "czarną kobietę"? Masz jakieś ukryte uprzedzenia rasowe?
Są jeszcze żółte, brązowe, jasne, ciemne, a może nawet purpurowe.
Ja p#$^&^^! Weź człowieku nie doszukuj się uprzedzeń tam, gdzie ich nie ma.
To nie jest doszukiwanie się uprzedzeń, ale próba zrozumienia. Zabrzmiało to jak sugerowanie, że kobieta domyślnie oznacza osobę białą, a czarna kobieta jest jakimś odrębnym przypadkiem. Trochę to pachnie rasizmem.
Via Tenor
Idź stąd. Ja cię proszę.
gdybys chcial zrozumiec to wystarczylo pomyslec, ale Ty wolisz szukac zaczepki.
wymienilem osobno, bo chcialem podkreslic, ze to byly osobne plotki. gdyby byly przy nich podane nazwiska to bym je podal tak jak w przypadku reszty aktorow, ale nie bylo.
EDIT: dodalem ostatnie zdanie z powrotem, bo i tak juz zdazyles odpowiedziec, ale w sumie to nie jestem pewien czy pojawiały się jakieś konkretne nazwiska kobiet.
Strasznie to głupie, płytkie, nieśmieszne, nudne, Zegler wkurwia, ale fajnie było zobaczyć Freda "Mothrfucker" Dursta, ruszającego do akcji w legendarnym czerwonym capi przy akompaniamencie Break Stuff. Limp Bizkit zawsze na propsie. Nie ważne gdzie i jak.
Mordeczki potrzebuje pomocy w namierzeniu tytułu :D film CHYBA jeszcze nie miał premiery, ale na pewno był już zwiastun. Jakiemus typkowi krzywdzą rodzinę (porywają albo mordują córkę) i postanawia zinfiltrować te organziacje przestępczą dla prywatnego śledztwa albo vendetty. Kojarzę że akcja dzieje się raczej w jakiejś pustynnej scenerii a'la Teksas albo jakas Nevada. Chyba chodziło o gang motocyklowy albo jakiś nazioli. Może kojarzycie?
Ani po tagach, ani po premierach l, ani po zwiastunach ani przez chatGPT-2. Nie mogę znaleźć :/
Zacnie to wygląda, no i jest Foxx oraz Monroe. Trzeba będzie obejrzeć.
Dobra, obejrzałem i lekko mówiąc był to ciulaty film :D Trailer miał w sobie więcej klimatu. Jedynie Maika fajna, która wyglądała jak krzyżówka Gwen Stefani z Brittany Murphy :D
Robert Eggers powiedział jakiś czas temu, że jego Nosferatu będzie tak bardzo gotycki, jak tylko to możliwe. No i jest, ale tylko do pewnego momentu. Film jako horror sprawdza się wyśmienicie, ale z tą gotyckością jednak bym uważał.
Odświeżanie ponad stuletnich klasyków na pewno nie jest łatwe. A chociażby z takiego powodu, że współczesny oglądacz filmów lubi być wybredny i żeby go zadowolić, trzeba grać półśrodkami. A ci, którzy znają i uwielbiają oryginały, będą patrzyli przez pryzmat porównań. Tak więc mamy teoretycznie dwie grupy widzów, które trzeba zadowolić. I chwała Eggersowi, że miał to w dupie i stworzył film po swojemu. Taki, który prawdopodobnie nie stanie się kultowym, ale z godnością może nosić miano filmu wyjątkowego. W końcu to Eggers.
Fabularnie jest tak sobie, bym powiedział. Stwierdziłbym nawet, że momentami jest bardzo nudno. Ale obraz nadrabia nieziemskim klimatem, który jest tak gęsty, że gdyby był zupą, to łyżka by stała i można by ją było kroić. Fenomenalne zdjęcia wspomagane bardzo dobrym CGI i piękną ścieżką dźwiękową. Jedno z drugim robi robotę. Tylko ta gotyckość, o której wspomniałem wyżej. Tak naprawdę czuć ją tylko w momencie odwiedzin w zamku Orloka, a że nie ma tego za dużo, to i czar szybko pryska. I pozostajemy z klimatycznym horrorem umiejscowionym w przyportowym mieście.
Sam hrabia Orlok może być nieco rozczarowujący. I nie przez to, że otrzymujemy wizję reżysera, znacząco odbiegająca od pierwowzoru, a dlatego, że te wszystkie ochy i achy nad kunsztem aktorskim Skarsgarda, że wyniósł tę postać na wyżyny, nie mają jakiegokolwiek uzasadnienia w filmie. Jest go na tyle mało i na tyle nic nie widać, że trudno tu cokolwiek oceniać. Po prostu jest ok. Chyba żeby ocenić sposób w jaki Nosferatu przemawia, ale jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, że to głos Billa.
To już bardziej na pochwałę zasługuje Lily-Rose Depp, która w momentach opętania wyglądała fantastycznie i też jako jedyna w filmie grała emocjami. Reszta ferajny zagrała tylko poprawnie. Nawet Dafoe, który przecież przyzwyczaił nas do tego, że potrafi każdą rolę zamienić w złoto, tym razem nie zrobił większego wrażenia. A Houl oraz Taylor-Johnson po prostu odhaczyli swoje role w ich dorobkach i to jeszcze u nie byle kogo.
I mogłoby się wydawać, że skoro film taki sobie, to ocena powinna być niższa. Pewnie tak. Ale klimat, klimat i jeszcze raz klimat sprawia, że film ogląda się z ogromnym zaangażowaniem i dwie godziny w kinie mijają bardzo szybko. Całościowo robi piorunujące wrażenie. Dopiero po seansie gdy emocje opadają, powoli dochodzi się do powyższych wniosków, że tamto sramto i owamto mogło być lepsze, ciekawsze lub bardziej pieczołowicie wykonane. Jak chociażby mocno rozczarowująca końcówka. Gdyby tylko była o jakieś pięć minut dłuższa i miała większą głębię, domknięcie tej tragicznej love story miałoby lepszy efekt. No i gdyby film był czarno-biały? A, dobra, już nie będę teraz wymyślał :)
Polecam wybrać się do kina, bo to naprawdę klimatyczne dzieło, warte poświęcenia wolnego czasu. Kto nie mieszka w Polsce, może już dźwigać swoje cztery litery.
dużo mówią w innych językach niż angielski i czy miałoby to dla Ciebie znaczenie, jeżeli nie rozumiałbys tych fragmentow?
bo nie wiem czy iść do kina, czy poczekać na streaming.
Film jest w pełni po angielsku. Jest moment, w którym mieszkańcy wioski mówią trochę w swoim języku, ale są wtedy wyświetlane napisy. No i Nosferatu też bełkocze jedno czy dwa zdania w jakimś dziwnym dialekcie, ale też są napisy.
ale zgaduje, że napisy miałeś wtedy w języku kraju, w którym jesteś? bo jak u mnie będą po holendersku to mnie za bardzo nie poratuje.
czy są "forced", tzn. nałożone na obraz?
ale nieważne, nawet jeżeli są tylko holenderskie, ale jest ich tak malo jak mówisz to idę pierwszego stycznia!
Napisy pojawiły się w j. angielskim. Ale nie pytaj mnie czy były z filmu, czy wstawione przez dystrybutora. Nie zwróciłem na to w ogóle uwagi. Scena w wiosce jest krótka. Ja już teraz nie pamiętam, ale chyba istotnych rzeczy o Orloku, to główny bohater dowiaduję się łamaną angielszczyzną. Albo nie? :D
Teraz to mi zrobiłeś zagadkę i nie zasnę.
Tak w ramach sprostowania zielele ;) Co do streamingu: napisy forced to są napisy "wymuszone" i nie są naklejone na obraz a są oddzielnym plikiem (można je wyłączyć). Napisy wklejone w obraz to hardsubbed, których nie wyłączysz.
nie pisalem o streamingu, tylko o kinie.
no i rozne zrodla maja rozne zdanie na ten temat. :D
Klimat faktycznie robi robotę. Tego całego Orloka w kilku momentach dobrze widać, pod koniec nawet całkiem wyraźnie, ale zgodzę się, że ta wersja mocno rozczarowuje. W oryginale od pierwszej chwili wiadomo, że obcujemy z kreaturą, a tutaj wyglądem przypominał mi Mendeza z RE4 przed transformacją. Ogólnie film dobrze się ogląda mimo nudnych momentów. Do oryginału nie ma podjazdu, ale Eggers stworzył całkiem solidną wersję, której nie będzie musiał się wstydzić i na te kilka filmów, które wyreżyserował, to jest jednym z nielicznych reżyserów, którzy trzymają równy poziom.
Z tego co wiem od znajomych, kwestie nie anglojęzyczne są tłumaczone na język kraju, w którym film jest wyświetlany.
Zamierzam dziś podjąć się trudnego wyzwania filmowego i obejrzeć Titanica po raz pierwszy w życiu. Nawet nie wiedziałem, że to taka kolumbryna na ponad 3 godziny.
Trzymajcie za mnie kciuki.
Jak na pierwszy raz to chyba nie jest taki zły ale to było dawno temu. Najlepiej to sobie dawkować "przyjemność". Rozbić np. na 2 seanse
Tylko nie płacz na końcu, odwieczne memiarskie przykazania mówią, że faceci nigdy nie płaczą na Titanicu.
U mnie się to udało bez problemu, bo miałem zbyt dużą podjarkę efektami, które nic a nic nie chcą się zestarzeć, żeby aż tak wczuć się w ten legendarny melodramatyczny wątek.
No, obejrzałem. Wersja na netliksie ma 3h:15m, więc nie było łatwo, ale jakoś udało się ogarnąć całość za jednym posiedzeniem ;)
Zgadzam się z wami, że to film, który spodoba się bardziej kobietom. Mimo, że ta "katastroficzna" część wciąż robi wrażenie, to jednak całość jest dla mnie zbyt melodramatyczna. Zwłaszcza końcówka jest przesłodzona mocno. Ciężko się tam nawet wzruszyć, bo poziom lukru jest już taki, że robi się nieznośnie.
Natomiast powiem, że mimo wszystko cieszę się, że w końcu się zmusiłem do obejrzenia, bo jednak jest coś w tym filmie, czego mi brakuje we współczesnym kinie. Jakaś magia, która kiedyś była powszechna, a teraz coraz trudniej ją znaleźć. Niby wciąż powstają fajne filmy, ale nie ma tam już tej immersji, wrażenia uczestnictwa w czymś wyjątkowym, coś przepadło.
Wiem, że teraz same kamery i systemy zapisu są jakieś inne (nie znam się na tym kompletnie, więc nie wiem czy ktoś załapie o co mi dokładnie chodzi) i dla mnie od samej strony technicznej współczesne filmy, mimo niby rozwoju technologicznego wyglądają gorzej niż jeszcze te 15 lat temu. Gorsze są zdjęcia, oświetlenie, ogólnie mam wrażenie, że jest coraz mniej "filmowo".
Dlatego z samego sentymentu za tamtym kinem daję Titanicowi 7/10, choć jest całkiem możliwe, że już nigdy do niego nie wrócę.
Jakaś magia, która kiedyś była powszechna, a teraz coraz trudniej ją znaleźć.
Mysle ze magia uleciala glownie przez CGI i greenscreeny. Filmy w latach 80/90 opieraly sie jeszcze o scenografie, dobranie odpowiedniego oswietlenia, aktorzy byli w srodku tego specjalnie przygotowanego planu. Jak pojawialy sie jakies efekty komputerowy to doslownie trwaly max kilka sekund i stanowily wisienke na torcie.
Filmy w latach 80/90 opieraly sie jeszcze o scenografie, dobranie odpowiedniego oswietlenia, aktorzy byli w srodku tego specjalnie przygotowanego planu
To też, ale mnie chodzi o coś innego. Nie wiem jak to wyjaśnić bez konkretnej wiedzy, ale żeby to zobrazować jakimś przykładem, to zobacz sobie "Everything Everywhere All at Once". Tam zdjęcia, sam obraz, wyglądają zupełnie inaczej niż we współczesnych produkcjach. Właśnie jak coś, kręcone powiedzmy te 25 lat temu. Nie wiem czy to kwestia kamer, taśmy filmowej, czy po prostu jakichś filtrów, ale jest po prostu inaczej. Lepiej, bardziej "filmowo". Serio, nie mam pojęcia jak to ubrać w słowa, ale mam nadzieję, że ktoś załapie o co mi chodzi.
Tarantino po dziś dzień kręci filmy na tradycyjnych starych kamerach i jego twory rzeczywiście wyglądają "inaczej", więc jest w tym jakaś racja, że zależy to od kamery. Obraz z cyfrowej wygląda wyraźniej, dokładniej, a to nie pomaga w generowaniu klimatu.
Na pewno gościu z Na gałęzi wiedział by jak to nazwać, albo gość z kanału Język Filmu, rzadko kiedy nagrywa, ale on często lubi opowiadać o filmach od tej kameralnej (hehe) strony, zresztą sam jest operatorem.
W Titanicu też było mnóstwo green screenów :D
Tu chyba chodzi o wykorzystanie obiektywów anamorficznych, które dają specyficzny obrazek. Wszystko w sensie naraz było nagrywane cyfrowymi kamerami i to w dodatku "tanimi" (jak na branżę) ale właśnie z wykorzystaniem anamorfikow (też tanich :D). To daje właśnie taki specyficzny obraz, o którym myślę że piszesz. Ale już np. w Shogunie mi te obiektywu przeszkadzały, bo moim zdaniem średnio się nadają do telewizyjnych produkcji gdzie jest więcej ciasnych kadrów. Wieczorem mogę bardziej temat rozpisać jak Cię to interesuje
Wieczorem mogę bardziej temat rozpisać jak Cię to interesuje
Pewnie, wal śmiało.
Ah, myślałem że jednak Cię to nie interesuje i to wcale nie tak, że miałem przygotowany tekst XD
Ogólnie chodzi o to, że tradycyjne obiektywy mają kształt sferyczny, natomiast obiektywy anamorficzne mają kształt walca. Zastosowanie walca a nie sfery powoduje, że obraz jest "ściśnięty" w poziomie podczas nagrywania. A wszystko po to, żeby na standardowej klatce filmowej zmieścić znacznie szersze pole widzenia. Czyli po prostu widzimy więcej na boki. To ściskanie obrazu jest później "rozciągane" w postprodukcji, aby przywrócić prawidłowe proporcje. Efektem tego procesu jest szeroki, kinowy format obrazu. I ten kinowy obraz to nie klasyczne 16x9 jak mamy w standardowych monitorach tylko 2.39:1 (cineamscope). Czyli często jak oglądamy filmy na ekranie telewizora to na dole i górze zostają czarne pasy (kaszety)
Użycie sferycznych obiektywów szerokokątnych w przypadku produkcji kinowych dawałoby efekt rybiego oka na krawędziach obrazu stąd właśnie potrzeba stworzenia anarmofików.
No i tak. Przez specyficzną fizykę takich obiektywów, to jak one nagrywają i następnie rozciągnięcie tego obrazi w poziomie powoduje kilka ciekawych efektów wizualnych
- ważenie epickości, zwłaszcza przy szerokich ujęciach plenerowych
- flary świetlne - J. J. Abrams lubi to
- owalne rozmycie tła (bokeh)
- kompresja przestrzenii co powoduje, że obiekty które są daleko wydają się bliżej co daje taką specyficzną "kinową" perspektywę i głębię
- lepsza jakość obrazu bo wykorzystana jest cała matryca kamery, bez cropa
Takich efektów nie da się zastosować w obróbce cyfrowej stąd ten charakterystyczny wygląd. W przypadku dużej liczby efektów specjalnych czy nagrywaniu na greenscreenach/virtual ledach cięzko później nanosić efekty w postprodukcji stąd tutaj częstsze wykorzystanie obiektów sferycznych, które nie dają takiego filmowego looku
Obiektywy anarmoficzne są ogólnie drogie i troche cięzsze w użyciu stąd częsciej wykorzystuje się je w drogich i bardziej profesjonalnych produkcjach. Chociaż taki "Wszystko wszedzie naraz" było nagrywane na Orionach a set tych obiektywów obecnie kosztuje "ledwo" około 55 000zł więc jak na warunki filmowe to całkiem mało.
Z minunsów, ale to moja subiektywna opinia to, że takie Netflixy zaczynają korzystać z takich obiektywów przy produkcjach seriali, które z racji przeznaczenia są trochę inaczej kadrowane (do tv robi się więcej ciasnych kadrów, większe zbliżenia - z uwagfi na mniejszy ekran) no i do TV idzie 16x9. No i np. w takim Shogunie anamorfiki mnie wkurwiały bo powodowały że obraz był pokrzywiony, a rozmazane tło miale jakieś dziwne szlaczki i momentami obraz wyglądał jakby był niewyraźny. Irytowały mnie jeszcze w netflixowej Sabrinie. Chociaż akuruat tutaj twórcy specjalnie wykorzystali takie obiektywy dla osiągniecia określonego efektu artystycznego - no ale mi się nie podoba :D
Nie bez znaczenia jest tez wykorzystanie konretnych kamer. Różne kamery mają różny kształt i rozmiar matrycy co też przekłada się na końcowy obrazek. Ale to juz inna opowieść ;) Ale ogólnie zasada jest podobna jak w przypadku wyboru obiektywów. Inny kształt matrycy to inny efekt końcowy. Stąd w filmach kinowych używa się dużo większych kamer z dużymi matrycami. Taki ARRI Alexa 65 ma matryce 54,12 x 25,59 mm a Canon C79 o połowe mniejszą. Mniejsza matryca oznacza między innymi większą głębię ostrości co będzie punktowało w mniejszych produkjach, ale Arri Alexa ma za to dużo większej informacji zapisanych na pojedybczej kaltce co da lepsze rezultaty na wielkim ekranie. także to nie tak, że im większa kamera tym lepiej, ale też trzeba ją dostosować do konkrenych celów.
Dzięki. Ja się kompletnie nie znam na sprzęcie do nagrywania obrazu, ale te różnice między starszymi produkcjami a współczesnymi mi się mocno rzucają w oczy i zdecydowanie preferuję obraz w tych starszych.
Wspomniane Everything Everywhere All at Once mi się bardzo podobało właśnie pod kątem technicznym (bo sam film był już dla mnie dosyć męczący) i chciałbym, żeby większość filmów szła właśnie w tym kierunku.
Gladiator 2.
Jaka kupa. Film z ewidentnie wycięta zawartością, motywacja postaci, decyzje czy charakterystyka wynika ze sceny z offscreenu. Przykładem jest chociażby glowny bohater ktory w jednej scenie mowi, że jako syn L jest martwy, by w kolejnej matkę przytulać.
A i żołnierze walczący dla posejdona w rzymskim koloseum.
WIND RIVER
aj, spodziewałem się zwykłego kryminału, ale jest w tym filmie coś, co wycisnęło ze mnie kilka łez. i to nie tylko scena zbrodni, chociaż też była dla mnie mocno poruszająca.
zdecydowanie polecam - zupełnie nie słyszałem o tym filmie, a ląduje w mojej gatunkowej topce, obok Labiryntu.
no i jaki kontrakt podpisał Taylor Sheridan z diabłem, że jest tak płodny i wszystko na conajmniej przyzwoitym poziomie?!
Heh, też go wczoraj oglądałem, aczkolwiek ocenę dałem mu o jedno oczko niższą. Jak na niego wpadłeś?
nie pamietam. :D
chyba po prostu mialem ochote na jakies mystery/crime i wpisalem "BEST BLABLABLA", potem sprawdzilem oceny. chyba najbardziej zniechecil mnie Renner w obsadzie, ale bylo lepiej niz myslalem! a w Twoim przypadku?
jakby ktos mial jeszcze jakies polecajki w gatunku to tez chetnie poslucham. chyba najlepiej mniej znane albo nieanglojezyczne, bo jest duza szansa, ze anglojezyczne znam.
A jakiś typek na jakimś Facebookowym peju polecał ostatnio, ale ogólnie w ostatnich dniach że dwa razy dziennie widzę że ktoś oglądał Wild River i polecał i zastanawiam się skąd się to bierze :D
Jakiś czas temu polecałem tu Mizantropa. Może sobie to sprawdź
żyjemy w symulacji. :D
kiedyś znajoma opowiadała, że jak pracowała w naleśnikarni to były takie momenty, że nagle wiele różnych, i obcych sobie, osób zamawialo tego samego naleśnika - chyba w jej przykładzie to był jakiś z camembertem, więc nie super popularny.
dzięki, Mizantropa nie znałem, obejrzę.
Sterują nami. Teraz patrzę na Filmweb to dwoje moich znajomych oglądało ten film w przeciągu ostatnich dwóch tygodni.
No ale coś jest na rzeczy :D ---->
Bardzo dobry film.
Ziomeczki a macie swoje profile na filwmebie żebym sobie mógł stalkowac polecajki?
BETTER MAN
Robbie Williams jako on, ale jako małpa.
nie znam jego historii ani postaci, oprócz muzyki oczywiście, więc nie wiem na ile historie ubarwil albo na ile się wybielił (chociaż i tak pokazuje, że był mocno zagubiony), ale bardzo polecam, bo to chyba najlepszy muzyczny biopic jaki widziałem z tych nowych, tj. od Rocketmana w górę. (nie widziałem jeszcze A Complete Unknown)
na początku trochę ciężko mi się było przestawić na ten zabieg z czlekoksztaltnym, ale jak już siadło to siadło. Robbie jest tutaj też narratorem, film ma wysokie tempo i, pomimo małpy CGI, całkiem ładnie wygląda.
na razie bez oceny, bo film wzbudził we mnie sporo emocji i mógłbym zawyżyć!
inspirowany rankingami z wątku Xboxowego.
jesteście w stanie wskazać swoje TOP5 filmów z 2024 roku?
i osobno TOP5 filmów obejrzanych w 2024 roku, niezależnie od ich daty premiery.
TOP5 filmów na plus z 2024:
5. Strange Darling
4. Anora
3. Transformers One
2. Rebel Ridge
1. Emilia Pérez
i TOP5 filmów na minus:
5. Longlegs
4. The Substance
3. Borderlands
2. Alien: Romulus
1. Argylle
w 2024 oglądnąłem strasznie mało filmów, ale postram sie :D
Top filmów z 2024
1. Diuna cz. 2 7/10
2. Civil War 7/10
3. Ministerstwo Niebezpiecznych Drani 6/10
4. Mad Max - Furiosa 6/10
5. Caddo Lake - 6/10
Top 5 oglądniętych w 2024
1. Diuna cz2
2. Rodzinny interes (1989)
3. Boys kills world
4. Sicario 2
5. Civil War
dramat XD
Jakoś po Wind River przypadkowo zostałem w klimatach quasi-westernowych i wpadł Bękart dostępny na Amazon Prime. Ogólnie tak jak mam w głowie osoby gatunek "filmy ze Stathanem" gdzie każdy film z nim jest taki sam, to podobnie mam z Mikkelsenem, gdzie każdy film z MIkkelsenem jest taki sam. Ale te akurat zazwyczaj są dobre, a Bękart jest bardzo dobry :D Film o rolniku, ale mega dobry. W sumie nie mam do napisania nic odkrywczego w tym temacie.
Ogólnie plot jest taki, że chłop se postanowił zostać rolnikiem bo zamarzył mu się tytuł szlachecki a poźniej okazało się, że jego sprytny plan jednak nie był do końca przemyślany.
https://www.filmweb.pl/film/B%C4%99kart-2023-10013944
Nie wiem czemu ludzie mówiąc o Bękarcie wspominają słowo western. To znaczy domyślam się z czego wynikać może to porównanie, ale ja oglądając ten film miałem skojarzenia z Harlekinem. Wystarczyłoby wymienić umęczonego Mikkelsena na jakiegoś dzisiejszego Fabio i mamy romans pełną gębą.
Co do reszty, to siłą tego filmu jest miejsce akcji (Dania XVIII w.) i nieznana historia (dla nas Polaków). Bo jakby przenieść ten scenariusz na nasze podwórko to zostałaby z tego mało wyróżniająca się sztampa.
no nie wiem, ja nie uważam, że historia była sztampowa. jasne, była tak naprawdę prosta, ale ile teraz się robi takich "prostych" filmów o ludziach, trochę w starym stylu?
jeżeli natomiast za sztampę uznajemy motyw człowieka, który próbuje osiągnać swój cel mimo przeciwności losu, motyw zemsty, etc. to za sztampę można uznać lekką ręką 80% filmów, bo wiele z nich opiera się na kilku podobnych schematach i wszystkie da się maksymalnie uprościć. przy czym to nie zawsze jest wada sama w sobie, bo zawsze jest jeszcze realizacja pomysłu i inne, równie ważne, aspekty - bohaterowie, aktorstwo czy wlasnie miejsce akcji albo historia. tak samo jak uważam, że samo bycie niesztampowym to nie jest zaleta.
dla mnie to wygladalo jak kolejna ekranizacja jakiejs francuskiej klasyki w stylu Hrabiego Monte Cristo.
no i uwazam tez, ze blizej temu jednak do westernu niz romansu. samotny i oschly bohater, ktorego na poczatku niby nic nie obchodzi, ale od razu widac, ze ma miekkie serduszko i ostatecznie walczy o sprawiedliwosc, silowanie sie z czyms duzo wiekszym od niego samego, czy nawet samo otoczenie - proba zalozenia "cywilizacji" na dzikiej ziemi niczyjej i kontakt z "rdzenna ludnoscia".
Sztuczna Kidman nawet się trzyma i nie straszy w scenach nagości + całkiem przekonująca gra aktorska. Nie wiem ile jest prawdy w tych rzekomych orgazmach na planie filmowym, ale wyglądało to całkiem sugestywnie. Szkoda tylko, że dobrali jej takiego dupowatego partnera. Tematyka z pogranicza fetyszu Master & Slave aż się prosi o kogoś bardziej charakternego i atrakcyjniejszego. Sam film mocno średni. Do klasyki gatunku, jak Dziewięć i Pół Tygodnia, Sliver czy Sidła Miłości nie ma podjazdu.
Via Tenor
NIE OGLĄDAJCIE FINALNEGO TRAILERA Z FILMU COMPANION, KTÓRY WLECIAŁ NA YT. ZDRADZA PLOT TWIST!
Ja niestety obejrzałem.
japierdole, kto robi zwiastuny w taki sposób? teraz albo znasz plot twist, albo wiesz, że będzie drugi plot twist.
ale widzę, że Sophie tam będzie, dodaje do listy!
No niestety. A akurat to, co pokazuje trailer, dla nieświadomych widzów będzie ogromnym zaskoczeniem, wiedząc jak budowane były teasery. Chyba że będzie tak, jak piszesz i wrzucą jeszcze jeden plot twist.
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem premiera jest ustalona na Styczeń, co oznacza że film na 99% jest szmirą.
premiera jest ustalona na Styczeń, co oznacza że film na 99% jest szmirą.
No to muszę koniecznie wydrukować plakaty i rozwiesić je w mieście, żeby wszystkich ostrzec. Szkoda kasy, paaaanie. Liczyłem na oscarowy film :(
Dzięki za ostrzeżenie. Będę omijał szerokim łukiem. Choć z tego co już widziałem, niektóre kanały filmowe na YouTube umieszczają całkiem wymowną miniaturkę.
Nawet nie słyszałem o tym filmie, teraz przez Was nie będę się mógł oprzeć żeby sprawdzić i zobaczyć zwiastun
Ja mam ten film na oku ze względu na Sophie Thatcher. Obecne młode pokolenie aktorów ma sporo mocnych zawodników, a ona to ścisła czołówka. I nawet jeśli film okaże się słaby, to mogę być pewny, że dziewczyna pokarze klasę.
Mad Max, Resident Evil i któreś tam Żywe Trupy podlane green screenem i After Effects, kupione na AliExpress :D Wiecznie młoda królowa bezemocjonalnej gry aktorskiej Mila Dżovović znowu w akcji. Wyczuwam hicior na miarę Rebel Moon. Przynajmniej muza dobra.
https://youtu.be/KpfM-dd4aiQ?si=REPj5JSfLTWVg8X-
Wygląda źle.
Uwielbiam chodzić do kina na tzw. Mystery Nights. Ogląda się wtedy w ciemno trzy filmy różne gatunkowo. No i ostatnio jednym z filmów był mocno wyczekiwany przeze mnie Abruptio w reżyserii Evana Marlowe'a. I przyznam, że dałem się cholernie zaskoczyć. To jeden z tych filmów, które albo się lubi, albo nienawidzi. Na pewno nie jest to horror, ale z pewnością jeden z ciekawszych obrazów absurdologicznych czy też abstradelicznych, jakie w ostatnim czasie oglądałem. Ciekawa zabawa konwencją animatroniki kukiełkowej, która w połączeniu z prawdziwą grą aktorską robiła mega sugestywne wrażenie. Fabularnie też nie było źle, choć tutaj można było trochę bardziej przyłożyć sie do scenariusza. Efekt końcowy był jednak na tyle satysfakcjonujący, że z kina wyszedłem bardzo ukontentowany. Na pewno obejrzę ten film jeszcze kilka razy, bo założę się, że jest tutaj sporo smaczków do wyłapania, bo temat uległości pod wpływem presji otoczenia, podatności na sugestię czy kontroli jednostki jest zawsze na czasie.
Po tym jak
dla mnie pierwszy sezon warto, ale drugi już nie, więc ogólnie to daj jeszcze szanse na jeden/dwa odcinki i jak nie siadzie to olej.
BTW. dobrze pamiętam, że byłeś kiedyś w jednym odcinku W11 czy to był Sir.klesk?
Sprawdziłem na filmwebie i zarejestrowałem, że jest na Prime Video. Kilka dni później wpisałem ten tytuł na prime, wywaliło mi "Dzicz" ale po opisie się zgadzało (rozbija się samolot w dziczy i laski starają się przeżyć) więc założyłem, że z tłumaczeniem polecieli. Straszny paździerz, ale za Twoją namową oglądnąłem już 3 odcinki, wkręciłem się, bo stosują bezczelne cliffhangery na końcu odcinków więc już nie mam wyjścia i musze w to brnąć :P
widzę, że obsada brzydsza i bez Sophie. :P
i to faktycznie wygląda jak głównie teen drama, ale w dziczy. :D Yellowjackets ma trochę teen dramy, ale głównie w przeszłości i po to, żeby wyjaśnić jakieś zachowania bohaterek - już w samym lesie raczej bez takich elementów, jeżeli dobrze pamiętam.
SATURDAY NIGHT
film o ostatnich 1.5h przed emisja pierwszego w historii odcinka Saturday Night Live. nigdy nie oglądałem żadnego epizodu i nie interesowałem się samym powstawaniem, więc nie wiem na ile historia jest ubarwiona.
na pewno jest chaos, jest dużo papierosów i narkotyków, jest sporo humoru, bo w końcu zebrali tam wielu późniejszych komediowych klasyków na początku ich karier (Chevy Chase, John Belushi, Dan Aykroyd) i jest wyczuwalny klimat lat 70.
czego nie ma? nie wiem, może trochę ciężaru? przez to, że wszystko dzieje się tak szybko to nie buduje się żadnego napięcia, lecimy od problemu do problemu i każdy się jakoś rozwiązuje, czasem sam z siebie. może taki był też zamiar, bo w końcu ten odcinek był wyemitowany, więc znamy zakończenie?
humor też nie zawsze mi siada, ale to sobie tłumaczę po prostu różnicą generacyjną i ogólnie tym, że amerykański humor nie jest moim ulubionym.
trzeba też mieć odporność na filmy, w których ludzie się, prawie nieustannie, przekrzykują.
ogólnie to raczej polecam zobaczyć, chociażby z ciekawości jak się robiło telewizję, bo film trwa też około 1.5h (ale nie wiem czy 1 minuta w filmie = minuta czasu rzeczywistego) i przez tempo mija bardzo szybko. po prostu nie jest to film, który zostawi was z szczęką na podłodze i motylkami w brzuchu.
MIZANTROP
bardzo fajna policyjna drama, ale o ile sama sprawa jest "ciekawsza" (z braku lepszego słowa) to jednak "Wind River" przemówił do mnie bardziej przez dużo większy ładunek emocjonalny i tych wszystkich silnych facetów, którzy mają miękkie serca. realizacyjnie też był dla mnie lepszy i zrobiony bardziej starannie - chociaż na to mogła też mieć wpływ nietypowa sceneria.
ale ponownie, to nie znaczy, że to zły film. sama scena otwierająca jest bardzo dobra, a potem jest jeszcze bardzo dobra scena w sklepie i ogólnie Ben Mendelsohn szarzuje tu aktorsko tak bardzo, że ciężko go nie polubić.
jest tam też coś więcej niż sprawa do rozwiązania, bo nasza policjantka ma problemy psychiczne, które pozwalają jej lepiej rozumieć poszukiwanego. uważam jednak, że ten temat eksplorowany jest trochę zbyt płytko.
Barbie. Pamiętam, że było o tym filmie dosyć głośno, więc sobie w końcu obejrzałem, ale niestety niezbyt mi się podobało. Nawet lubię Gretę Gerwig i jej specyficzny humor, więc nie wiem co tu się wydarzyło, że wyszła z tego taka tandetna korpo-bajka.
Nie jest to ani dobra satyra, ani przyjemna komedia. W zasadzie było może parę sytuacji gdzie udało mi się uśmiechnąć słysząc jakiś fajny tekst, czy trafny dialog, ale to kropla w morzu nieśmieszności i niewykorzystanego potencjału (bo umówmy się: pomysł, że przenieść lalkę Barbie do realnego świata miał potencjał).
Podobnie całe przesłanie tego filmu, że być po prostu sobą jest ok, że nie wiedzieć kim się jest też jest ok... to wszystko było tak płytkie i łopatologiczne, że nie wiem do kogo miałoby trafić. Chyba tylko do redaktorek jakichś portali kobiecych i to wyłącznie tych, które przespały ostatnie 20 lat i nigdy nie słyszały podobnych rzeczy w lepszym wykonaniu.
W sumie szkoda, bo pomysł był fajny, ale zamiast satyry na wyidealizowany korpo-świat wyszedł film siermiężny, banalny i pełen wkurwiających piosenek.
A, i Gosling za rolę podstarzałego Kena (serio nie było nikogo choćby o dekadę młodszego?) powinien zgarnąć jakąś złotą malinę czy coś. Takiego aktorstwa nie da się wytłumaczyc żadną autoironią ;p
Z oceną się zgadzam, film jest do dupy, ale akurat Gosling jest super :)
No i właśnie to bycie o niczym jest najmocniejszą stroną tego filmu.
Dwie godziny siedzenia w fotelu, jak na szpilkach ze spoconymi dłońmi zaciśniętymi na oparciach i wargami zagryzionymi aż do krwi. Tak się robi porządne kino akcji. Pomysłowe, świeże w założeniach i bezprecedensowe. Idziesz do kina i dosłownie dostajesz w mordę.
Żartowałem :D
Nudne niczym flaki z olejem, zajeżdżające przepalonym kotletem na głębokim tłuszczu. Bez klimatu, energii i pomysłu. Gadają, planują, gadają, nic nie robią, znowu gadają, planują, przeprowadzają akcję, konie. Przez dosłownie półtorej godziny kompletnie nic się nie dzieje. W pierwszej części, która jest jednym z moich ulubionych filmów w gatunku heist, wszystko zagrało perfekcyjnie. Planowanie napadu, rewelacyjna sekwencja kradzieży, finałowa akcja, cała ta okołofabularna otoczka "dobrzy vs źli". Wybijająca się ponad wszystkich kreacja Pablo Schreibera, to moim zdaniem jego najlepsza rola w ogóle. Dwójeczkę niestety położyła przewidywalność, miałkość, brak jaj i nieudolność scenariuszowa. Zero wyrazistych postaci. Nawet zmęczonemu Butlerowi czy wiecznie wystraszonemu Juniorowi nawet nie chce się kibicować. Nie to co złodziejaszki z jedyneczki, za których trzymało się kciuki, żeby im się udało.
Widziałem oceny na Filmweb, IMDb oraz RT i u mnie w kinie chyba inny film puszczają.
czasem mam ochotę iść do kina, kupić kubeł popcornu i obejrzeć coś głupiego, więc trochę myślałem o tym filmie, ale z tego co mówisz to niestety popełnia największy grzech - jest nudny. wiele mogę filmom wybaczyć, ale nie nudę.
odpuszczam i czekam na Wolf Man. :(
Też właśnie słyszałem tu i ówdzie, że strasznie nijaki ten film i odpuściłem. Pieniądze na bilet przeznaczę na seans Wolf Man albo Presence.
widzę, że polscy dystrybutorzy dalej w formie. Nosferatu trafi do VOD na miesiąc przed premierą w polskich kinach.
https://x.com/EggersFilms/status/1878890415711236488
From Dusk Till Dawn 3 < From Dusk Till Dawn <<< From Dusk Till Dawn 2
Wszystkie te filmy to kiepskie podróbki Evil Dead. Wszystkie mają problem z nakręceniem dobrych scen eksterminacji. Przez co cały wysiłek ludzi od efektów specjalnych i charakteryzacji idzie się j…ć. I wszystkie jak zaczyna się jatka zapominają o tym co było ważne do tej pory w filmie i kończą się od czapy. Najlepiej z tymi bolączkami poradziła sobie część trzecia. A dodatkowo mamy najlepszych bohaterów pierwszo i drugo planowych. Fabuła też nie jest tylko zapchaj dziurą, by nas dopchać do burdelu na pustyni. A jak tam docieramy to dzieje się w nim odrobinę więcej niż lapdance dla Quentin Tarantino. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na to, że ta część jak i dwójka miały budżet filmów skierowanych prosto na DVD i to niestety widać w każdym aspekcie. Można było z tego zrobić serial, a nie z jedynki.
Wszystkie te filmy to kiepskie podróbki Evil Dead.
Yyyyy, w ogóle.
Poza tym część pierwsza, to już klasyka wampirycznych slaherów. Zdecydowanie pod każdym względem przewyższa kolejne części, które są zwyczajnie w świecie głownianie.
Nie wiedziałem że powstały kontynuacje ale jedynka to przecież klasyka, rzecz kultowa, mega klimat, mega dialogi.
Widziałem tylko jedynkę i zawsze uważałem, że film jest świetny... do momentu w którym pojawiają się wampiry. Wszystko co się dzieje po tym jak Salma przestaje tańczyć jest dla mnie dużo słabsze niż pierwsza połowa.
Oczywiście że From Dusk Till Dawn 1,2,3 to nie są wypisz wymaluj filmy Raimi-ego, ale ich duch się tam unosi i mówię tu o momentach w których zaczyna się sieczka. Zwłaszcza że Robert Kurtzman, który pracował przy Evil Dead II i Army of Darkness był odpowiedzialny za efekty specjalne i wymyślił From Dusk Till Dawn. A reżyser dwójki czyli Scott Spiegel (współautor Evil Dead II i nie tylko) strasznie się przy niej silił na styl Raimi-ego i jego zamiłowanie do dziwnych ujęć kamery.
A to że coś jest klasykiem nie oznacza, że z automatu należy przed tym czapkować. Ja wiem że From Dusk Till Dawn 3 jest zrobiony za garść fasoli, ale uważam podobnie jak Wrzesień. Gdy w jedynce zostaje przekroczona granica z Meksykiem film leci w dół. I nic na to nie poradzę, że historia i bohaterowie trójki są dla mnie ciekawsi od perypetii braci Gecko i eks-pastora z rodziną.
Leciało wczoraj w TV to pomyślałem: a obejrzę sobie.
Sam pomysł spoko, chociaż oklepany. Może się podobać gra aktorska, ale to....tyle. Mamy więc liceum, a w nim klasę złożoną z patusów, debili i innych tępych dzid (od razu wskoczyło mi do głowy pytanie: jakim cudem dostali się do liceum i jakim cudem zdają z klasy do klasy?). Nauczyciele się ich boją i uciekają. Na ratunek przychodzi polonista Jan Sienkiewicz, wyluzowany i rapujący....Poważnie? Poza tym: cała fabuła jest skupiona na tym że są tumanami i nic nie czytają. Nie ma jednak słowa o innych przedmiotach, jak im idzie i jak zdają z matmy, angielskiego itd. Ta klasa ma jeden przedmiot: język polski. Absurd.
Fabuła od początku do końca przewidywalna, zwłaszcza że mamy taki sam wachlarz postaci: oprócz nauczyciela - ziomala są dresiarze jarający zioło, wśród nich koleś, który ma poprawczak i kuratora i też jest łobuzem, ale, tadam! po kryjomu czyta Mickiewicza i pisze wiersze. Są wytapetowane laski (tępe dzidy), ale i one okazują się ostatecznie spoko, no i jest też kujonka "z problemami", której nikt nie lubi. Są też gangsterzy, którzy sprawiają problemy. Ale ostatecznie wszystko dobrze się kończy, tępe dzidy przestają być tępe, dresiarze dalej są dresiarzami ale recytują Szekspira i wszyscy się kochają a gangusy trafiają do pierdla. Ogólnie: film pozbawiony logiki i przewidywalny.
Aż dziw bierze że za chwilę w kinach kontynuacja.
Coś jak nowe wzorce i radosna przyszłość społeczeństwa...
Taka nakręcona polska wersja liceum w stylu Idiokracja 2006
https://www.filmweb.pl/film/Idiokracja-2006-139428
Nieudolna podróbka niemieckiego "Fack ju Göhte", który jest naprawdę fajnym filmem.
Te polskie filmy "młodzieżowe" to zawsze był mocny cringe. Pamiętam, że jak chodziłem do szkoły to zorganizowali nam wyjście do kina na taki popularny wtedy film (którego tytułu już dziś nie pomnę), który był chyba reklamowany jako "prawdziwy, odważny film o współczesnej młodzieży". Odwaga sprowadzała się do tego, że były tam sceny seksu, ale poza tym to była jakaś dziwaczna próba przeniesienia amerykańskich stereotypowych produkcji na polskie realia. Chyba żaden z bohaterów nie wyglądał na nastolatka i ogólnie nijak to się miało do polskiej młodzieży z tamtych czasów. Mieliśmy wszyscy niezłą bekę z tego filmu i przypuszczam, że dzisiejsi nastolatkowie z tym całym "Mickiewiczem" mają tak samo.
W sumie mogli to jeszcze bardziej spieprzyć, polskie młodzieżowe filmy przyzwyczaiły nas do słabego efektu, tutaj lecące w tle rapsy chociaż sprawiają wrażenie, że akcja rzeczywiście dzieje się we współczesnej szkole.
Ale wątków jest za dużo i żaden z nich nie jest rozbudowany. Był potencjał na tą produkcję, ale tradycyjnie nic z tego nie wyszło.
Ogrodnik urodził się w złym kraju, bo teraz będzie spełniał zadanie ratowania słabych filmów.
Zawsze się zastanawiam skąd w Polsce biorą się tak gówniane filmy i dlaczego głównie gówniane. Czy to są słabi reżyserzy? Czy beznadziejne scenariusze? Czy może osoby trzymające łapsko na kasie wymuszają zmiany w tych scenariuszach i wpływają na prace reżyserów? A może wszystko to naraz? No kur... nie wierze, że po filmówkach ludzie świadomie decydują się na realizacje takiego gówna, a wiem że w Polsce jest naprawde dużo utalentowanych osób we wszystkich pionach produkcyjnych. Najbardziej prawdopdoobne jest jednak to, że budżet z PISFu idzie na filmy znajomych
Kraven
kisnę z tego jak nijaki i niepotrzebny jest ten film. Fabuła słaba, efekty śmieszne. No i Rhino z tym malutkim plecaczkiem wygląda komicznie.
Też na to liczę.
Lekko przynudzający dramat, dobrze nakręcony, kontrowersyjny z mocnymi scenami i fenomenalną rolą Craiga. Obraz dla wąskiego grona odbiorców. Można obejrzeć z ciekawości.
Nie. Tu jest smętnie i jednostajnie.
:(
do mnie nie zawsze trafiał bezpośrednio, ale wpływ na popkulturę miał niesamowity.
Do mnie trafiał głównie jak byłem nastolatkiem. Potem już raczej nie.
Niemniej, szkoda gościa.
Via Tenor
Chciałoby się napisać, że o taki film o wilkołakach nic nie robiłem, ale... w sumie nic więcej nie będę pisał, bo jak na film o tak specyficznej tematyce, to przyznaję, że reżyser i scenarzyści zrealizowali bardzo ciekawy pomysł i nie chcę psuć zabawy. Świeże i naprawdę fajne widowisko. Za to otrzymują 5+. Kolejny plusik za pewien ficzerek związany z postrzeganiem świata przez głównego bohatera. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Super to wyglądało. Udźwiękowienie również bardzo dobre. Gdybym kiedyś miał stanąć twarzą w psyk z Lykanem, to życzyłbym sobie, żeby właśnie tak brzmiał. Jest mięsiście i baaaaardzo zwierzęco. I krwawo.
Niestety sama przemiana dupy nie urywa, a dodatkowo rozłożona jest w czasie, co wynika z fabuły i przez to nie robi takiego wrażenia, jakiego oczekiwałem. Transformacja z An American Werewolf In London (1981) nadal piastuje pozycję The Best Ever. Osobiście uważam też, że nigdy nie doczekamy się czegoś lepszego.
Film ma trochę ospałe tempo, ale kilka momentów podnosi skutecznie poziom adrenaliny i raczej nie można mówić o znudzeniu. Niemniej film może oberwać za dosyć nowatorskie wykonanie, bo nie jest to klasyczny film o wilkołakach. Od strony gry aktorskiej jest tylko dobrze. Abbott się stara, ale szału nie robi, a Garner po prostu asystuje :P Efekty specjalne i prostetyka stoją na zadowalającym poziomie.
Ogólnie, fajny seansik. Szybciutki, bo to ledwo półtorej godzinki. Za dwa, trzy tygodnie już nic nie będę z filmu pamiętał. Mimo to zostawiam 7.5 oczka, i tu się powtórzę, bo to jednak coś innego niż klasyczne wilcze ARRGRH! :D
Muszę teraz nadrobić zeszłoroczne The Beast Within, bo jakimś cudem umknął mojej uwadze.
fajnie, ide jutro rano!
nie ogladalem zadnych zwiastunow, widzialem tylko jeden screen i jedyna rzecz, ktora tam srednio wygladala to "potwor" bardziej przypominal czlowieka z zebami wilka niz wilkolaka. ale nie wiem na jakim etapie przemiany to bylo.
dla mnie bardziej 6 albo 6.5.
film nie jest zły, ale jest nijaki. zdecydowanie ratuje go metraż i elementy, o których wspomniałeś. ani chwili się nie nudziłem, ale też ani przez chwilę nie myślałem, że OBOŻE, MUSZĘ TO POLECIĆ WSZYSTKIM ZNAJOMYM.
spoiler start
bardzo fajny pomysł z jego perspektywa, która za każdym razem coraz mniej przypominała "normalną", a twarze Charlotte i ich córki w ostatnim POV były mega przerażające, jak w koszmarach.
spoiler stop
aktorstwo, a może bardziej postaci, też oceniłbym niżej niż Ty. Charlotte dosłownie asystuje, mam wrażenie, że ich córka była bystrzejsza od niej. Abbott w ludzkiej postaci też był irytujący, taka ciepła klucha bez charakteru.
Obejrzałem wczoraj Alien: Romulus. Ale się wynudziłem :D w zasadzie cała akcja siadła jak się pojawiły obce i film się stał akcyjniakiem. Jedyny plus tego filmu to retrofuturystyzm. Mniej więcej w okolicy 3/4 filmu to już była walka o każda minutę bo nie lubię nie kończyć filmów. Szkoooda bo niby chcieli zrobić coś fajnego a wyszła generyczna kalka pierwszej części z cała masa fanservice (nigdy nie byłem fanem obcego)
Piękny film.
U mnie komplet punktów.
Wiem, że nowy rok dopiero się rozpoczął, ale nie przypuszczałem, że szybko doświadczę tak ogromnego rozczarowania wśród filmów z mojej listy obowiązkowych do obejrzenia. Trailery mocno mnie zaintrygowały, zapowiadając całkiem ciekawe widowisko, bo nie przypominam sobie, żebym wcześniej widział coś podobnego. Historia opowiedziana/pokazana z dosłownej perspektywy ducha miała potencjał. I niestety na tym się skończyło.
Od razu zaznaczę jedno, bo to istotne przy odbiorze filmu. To nie jest horror, ani horror psychologiczny, mimo że mamy tutaj do czynienia z obecnością czegoś paranormalnego. To dramat, psychologiczny bym powiedział, posiadający lekkie zabarwienie thrillerem, slow burner wierny gatunkowi tak bardzo, że przez cały film odczuwa się męczące wręcz znużenie. Znużenie tak mocne, że ludzie opuszczali sale kinową po około 40 minutach trwania seansu, gdzie film trwa lekko ponad 80 minut.
Film słaby pod wieloma względami. Jako horror, jeżeli już ktoś faktycznie tak go sklasyfikuje. Słaby jako dramat, bo gra aktorska jest pozbawiona emocji i autentyczności. Nie czuć chemii między członkami rodziny, która w tym przypadku wydawałaby się kluczową, biorąc pod uwagę to, jak skrojony jest film. A przez to historia staje sie mało angażująca. Nie pomagają też bardzo częste blackouty, które chyba miały symulować upływający czas. Sprawiają one, że całość wygląda niczym zlepek przypadkowych scen, które nie są ze sobą w żaden sposób połączone.
Ogląda się to, jak szkolny eksperyment na zaliczenie roku. A przecież jest to film Soderbergh'a, mającego w dorobku sporo udanych produkcji. Tym razem nie udało się dowieźć interesującego obrazu. Widziałem rozstrzał w ocenach od 1 do 10, ja postawię się gdzieś po środku. Odradzam wizytę w kinie, chyba że ktoś jest ogromnym miłośnikiem filmów dziwnych, chybionych i źle zrealizowanych pomysłów i nie boi się mocnych rozczarowań. Bardziej rozsądnym będzie poczekanie na streaming.
Następny w kolejce Companion, względem którego mam spore oczekiwania i który już stracił plakietkę horroru na rzecz thrillera, co bardzo mnie cieszy.
Fiu, fiu... byłoby fajnie gdyby film zgarnął złotą statuetkę. Jednak hype na Emilia Pérez jest tak duży, że ciężko będzie. Ale film potrafi szarpnąć porządnie emocjami. Trudny temat został pokazany dosyć wymownie i dla niektórych zapewne też brutalnie. Piękne zdjęcia, rzemieślniczo wykonane aktorstwo i subtelna przytłaczająca muzyka. Szczególnie jeden motyw mocno potęguje już nadto sugestywny odbiór produkcji. Czuć smród potu, stęchlizny i wilgotnego błota. Wszystko to składa się na bardzo mocny obraz. Ktoś napisał, że to solidnie przegięte misery porn dla fanów nihilistycznego arthouse’u i ja się z tym zgadzam. Dzisiaj takich filmów ze świecą szukać.
Film na pewno trafi w gusta osób, którym spodobał się Devil's Bath.
Piękny, nieprzewidywalny może trochę naciągany film, ale ludzie za kamerą i przed kamerą niwelują wszelkie jego mankamenty.
9.0!?
Rozumiem kwestie gustu, ale mimo wszystko taka ocena, to chyba lekko ojeju. Chyba że oceniasz wyłącznie prezencję Richards i Campbell.
Werewolves. To jest jeden z tych filmów, które są tak złe, że aż fajne. Samo połączenie Resident Evil i The Purge z wilkołakami brzmi tyleż spoko, co zwyczajnie głupio i taka to w sumie jest produkcja. Efekty specjalne są tandetne (choć głównie praktyczne, co ma swój urok), historia bzdurna, aktorzy grają jakby mieli kij w dupie... wszystko tu krzyczy "robimy typowe kino klasy B".
I jako takie mi się nawet podobało. Nie wiem czy to dlatego, że film wydaje się być świadomy tego czym ma być, czy po prostu dlatego, że dawno nie oglądałem czegoś, co by mi tak przypominało erę VHSów i tych wszystkich głupot, które się wtedy oglądało. Faktem jest, że całkiem przyjemnie spędziłem czas i miło było się tak odmóżdżyć przy taniej rozwałce z wilkołakami.
Polecam, jak ktoś czuje się znudzony oglądaniem dobrych/ambitnych/wysokobudżetowych filmów ;)
Ten film, to wyzwanie. Raz, że trzeba poświęcić aż 3,5 godziny i dwa, że jest to tak bardzo złożona historia, że po półtorej godziny może zniechęcić. Ale to jest piękny film, prawdziwy, szczery i namacalny. To kolejna produkcja z tych, których się nie ogląda, tylko doświadcza. Historia imigranta, który zostaje architektem, później znów imigrantem, by na koniec stać się ponownie architektem lecz tym razem przez duże A. Posypią się Oscary, tak coś czuję. Fenomenalny Adrien Brody i znakomity Guy Pearce.
bardzo czekam od dawna, ale na ten film będę musial wytrwać do VOD, bo raz, że zaraz wyjeżdżam na ponad miesiąc, a dwa, że kina dają u mnie ostrzeżenie, że dużo mówią po węgiersku i te kwestie tłumaczone są tylko na holenderski...
Węgierskiego trochę w tym filmie jest, ale nie są to jakieś znaczące kwestie. Mimo wszystko przetłumaczony na holenderski, to już mieszanka wybuchowa. Nic też nie stracisz, oglądając na VOD. Ten film nie ma jakiegoś rozmachu wizjonerskiego, żeby koniecznym było oglądanie go na dużym ekranie. Ładny, schludnie skrojony, świetnie zmontowany, a i na TV niczego mu nie będzie brakowało.
Świeżutki plakat z ALIEN Earth, a lada godzina wleci pierwszy trailer. Ja już zacieram rączki.
O, elegancko :)
Tylko ten tego, to wątek o filmach, a Alien Earth to serial.
Wiem :D Za późno się zorientowałem, że byłem w złym wątku i już nie mogłem edytować. Choć z drugiej strony tytuł wątku zobowiązuje, więc poniekąd pasuje.
No i Companion zaliczony. Bawiłem się świetnie, mimo że już wiedziałem co mnie czeka. Naprawdę zazdroszczę osobom, które pójdą na ten film w ciemno. A ja od dzisiaj nie będę oglądał trailerów.
Fabularnie film lekko, bo lekko, ale jednak zahacza o dosyć ciekawe tematy, które obecnie brylują w Internetach. To bardzo dobry thriller z nawet angażującą niegłupią historyjką. Oczywiście nie siedzę teraz na tarasie z Whisky w ręce i nie rozkminiam o ludzkiej egzystencji, ale jednak po wyjściu z kina uśmiechnąłem się pod nosem, bo pewnych rzeczy z filmu być może kiedyś doświadczę. Nie w takim wymiarze, jak w filmie, ale jednak.
I tak jak pisałem wcześniej, że nawet gdyby film okazał się słaby, to Sophie Thatcher pokaże klasę. Nic, a nic się nie myliłem. Ta dziewczyna jest fenomenalna! Ilość emocji i ekspresji jakie potrafi wyrażać, jest obłędna. To był jej film. Kradła każdą jedną scenę, w której się pojawiała.
spoiler start
Scena z policjantem w jej wykonaniu była rewelacyjna.
spoiler stop
I jest śliczna :D Jedno ujęcie, gdy uśmiecha się, siedząc przy stole, będzie mi się śniło po nocach :P
Ogólnie film jest na takie 6.0 lub 6.5, ale ja daję 7.0, bo doświadczyłem bardzo udanego seansu. Trochę się pośmiałem, a momentami nawet zacisnąłem wargi i w ogóle się nie nudziłem. Film bardzo szybciutko przechodzi do meritum i trzyma równe tempo oraz poziom do samiutkiego końca.
Jak to mówił Jareczek z "Chłopaki do wzięcia", jest tak super i tak legancko, no!
A wracając jeszcze do Sophie, po tym filmie jest zdecydowanie w mojej osobistej topce aktorek obecnego młodego pokolenia. Ogląda się ją z ogromną przyjemnością.
Ej, miałem pytać już jakiś czas temu i wyleciało mi z głowy. Nie chciałbyś założyć kanału filmowego na YT? Przyznam, że wolałbym dla odmiany ciebie posłuchać niż takiego Ponarzekajmy o Filmach czy Brodatego z Kosmosu. Ten pierwszy ostatni jedzie po bandzie z swoimi przemyśleniami. Nawet to co tutaj czasem napiszesz, trafia do mnie bardziej. A pytam, bo widziałem kiedyś baner filmowy na twoim YouTube. Poza tym jesteś często kilka dni do przodu od innych i działałoby to na twoją korzyść. Jakbyś tak jeszcze spiknął się z
Jeszcze nie tak dawno był pomysł, żeby ruszyć ze swoim kanałem. Wciąż gdzieś z tyłu głowy to siedzi, ale sporo rzeczy przetasowało się w życiu prywatnym i jak na razie kanał świeci pustkami. Może w najbliższym czasie jeszcze raz nad tym usiądę. Co do kolaboracji z drugą osobą, nawet jeśli kanał by powstał, to wolałbym ograniczyć współpracę do minimum lub znaleźć odpowiedni kącik do przeprowadzania ewentualnych konfrontacji. Ale tego pełno już w sieci, więc w sumie dla kogo miałoby to być?
Myślę, że z czasem znalazłbyś odbiorców. Teraz na topie są fitnessy, reakcje na różnego rodzaju gówna i właśnie recenzje. Nie ukrywam, że fajnie by było posłuchać kogoś nowego.
Brody z Kosmosu, to chyba obecnie oczywista oczywistość. Oglądam jednak tylko recenzje filmów, które sam oglądałem. Ponarzekajmy o Filmach ma gadane, ale nie trafia do mnie za bardzo, bo często daje ponieść się emocjom i błędnie odbiera filmy. Jego wyśmiewaczy materiał o Wolfman jest tego idealnym przykładem. Mimo wszystko można polecić. Na Gałęzi jest super! Spojrzenie na kinematografię od trochę innej strony. Kinomaniak, Artur Pietras, to już właściwie człowiek legenda. Że też przez tyle lat pozostał wierny szklance mleka. Szacun! Kolejna legenda, Tomasz Raczek i jego Ekran też wydają się być wartym oglądania. Odwiedzam go w przypadku wielkich filmów. Może spodobać się Galeria Horroru, ale chłopak ma tak ubogi zasób słownictwa, że czasem odnoszę wrażenie, że w każdej recenzji mówi to samo, a tylko zmienia tytuły filmów. Dlatego rozsądniejszym wyborem będzie OhMyBlood (OMB!). No i perełka, Aleksandra Sieczka, śliczna i mądra dziewczyna, która ma bardzo dużo ciekawego do powiedzenia w kwestii filmów. Uwielbiam oglądać jej analizy. Minus tylko taki, że bardzo nieregularnie wrzuca materiały. Tyle ode mnie.
Ej, Sieczkę to i ja oglądam. Z polskiego YT, to mam suba tylko na Na Gałęzi. No i zaczęła pojawiać mi się Heavy Angel. Ogarnięte dziewczę z treściwym kontentem. Ogólnie ja to siedzę w zagranicznych kanałach.
https://www.youtube.com/@HaveyAngel
Obejrzałem sobie recenzję na Galerii Horrorów i mów co chcesz, ale albo ty to on, albo on czytał twój post, albo wasz odbiór tego filmu aż tak bardzo się pokrywa. Słuchałem go i miałem dosłownie przed oczami twój tekst. To już nie pierwszy raz i nie tylko na tym kanale. Brodatego i PoF też już wielokrotnie uprzedziłeś, a później ich opinia pokrywała się z twoją. Zakładaj swój kanał na YT. Ja ci mówię. Szybciutko znajdziesz widzów.
Nie, to na pewno nie jestem ja. Ten chłopak mógłby być moim synem, gdybym się postarał. Jeśli chodzi o zbieżność w opiniach, to świadczy tylko o tym, że film spełnił swoje zadanie. A z tym kanałem na YT, to nie jest takie hop siup. Nie mówię nie, ale na pewno nie w najbliższym czasie.
Zafascynowany pięknym Flow, obejrzałem sobie jego inny wcześniejszy tytuł tego reżysera - Away - i ponownie mnie oczarował. Pomijając już próbę zrozumienia o co chodzi, to warto obejrzeć chociażby ze względu na walory artystyczne. Szczegółowość animacji jest sporo uboższa od Flow, przypominająca trochę oprawę graficzną z gry Another World, ale mimo to prezentuje się przepięknie. To, jak wygląda rozdział Mirror Lake, sprawia, że kopara opada. I jeszcze ta przenikliwa, eteryczna, hipnotyzująca i zarazem mocno poruszająca muzyka. Majstersztyk! Takie animacje mógłbym oglądać codziennie.
Pierwszą część obejrzałem z czystej ciekawości po aferze, jaka wywiązała się w związku z wątpliwym wyglądem jeża. I mimo że film był taki sobie, to nawet miło wspominam. Cześć drugą wyłączyłem chyba już po 30 minutach. Jim Carey był na tyle nie do zniesienia, że psuł mi odbiór filmu. Szanuję go za jego jedyny w rodzaju komizm, ale co za dużo Ace Ventury i Maski, to nie zdrowo. No i włączając część trzecią, spodziewałem się czegoś równie beznadziejnego, a nawet dałem się zaskoczyć. Carey nadal irytujący, jednak sam film okazał się najlepszym z serii. Wzorowy Elba i całkiem poprawny Reeves. SONIC 3, to nic nadzwyczajnego, do obiadu w niedzielę nadaje się całkiem dobrze. Obejrzeć, zapomnieć i czekać na odcinanie kuponów :D
Dobry motyw z wątpliwym wyglądem jeża był w animacji Chip i Dale z 2022. Ogólnie polecam
https://www.filmweb.pl/film/Chip+i+Dale%3A+Brygada+RR-2022-705328
Via Tenor
dobra, nie było teamtu XD
Co za gafę strzeliłeś? Przyznaj się!
ASH. Wygląda przekozacko. Czuć w powietrzu Event Horizon i Pandorum. Byle do marca.
https://youtu.be/X__vuE86boM?si=fYEXa1vA1TSjd_1E
Rzeczywiście podobnie zmontowane. Nie widziałem tego Blood Machines, więc ląduje na liście do obejrzenia.
Nightbitch. Film o babie, która tak się nudzi siedząc w domu z dzieckiem, że aż zostaje psem. Przynajmniej tak się wydawało na początku.
A początek jest spoko. Ma fajny pomysł, dobre dialogi, kilka razy szczerze się uśmiechnąłem. Do tego wydaje się, że fabuła pójdzie w jakieś zupełnie odjechane rejony.
Tylko, że nie. Im dalej, tym robi się nudniej, w drugiej połowie już zwyczajnie chce się ziewać. Zamiast obiecanego dziwactwa robi się dość konwencjonalny film o wypracowaniu swojego work-life balnce (przewrotny o tyle, że bohaterce brakuje pracy, a nie życia).
Finał dla mnie już całkiem banalny. Niby tam zostawia jakąś puentę na temat macierzyństwa, czy ogólnie kobiecości, ale raczej z tych, które każdy, niezależnie od płci, już słyszał wiele razy wcześniej.
Z perspektywy czasu - można sobie podarować.