autor: Kacper Pitala
Graliśmy w Civilization: Beyond Earth – dużo nowości w znanej formule - Strona 2
W kosmosie nikt nie usłyszy, jak mówisz „jeszcze jedna tura”. Na miesiąc przed premierą zagraliśmy we wczesną wersję gry Civilization: Beyond Earth, gdzie niby wszystko jest jak w Cywilizacji, a mimo tego nie brakuje niespodzianek.
Rozwój będzie utrudniony
Dużo zależy od tego, gdzie zaczniemy rozgrywkę. Czasem miejsca jest mało, czasem trochę więcej, ale generalnie można odczuć, że ekspansja jest w grze nieco utrudniona. Potwierdza to też zmiana w budowaniu nowych miast. Te zaczynają najpierw jako drobne kolonie, które przez kilkanaście tur wymagają opieki, nie dając nic w zamian. Do takiego maleństwa musimy transportować surowce, przy czym służący do tego konwój handlowy może zastać na trasie natywnych mieszkańców, a wtedy wymiana jest przerywana. Takie rzeczy skutecznie zmniejszają tempo pęcznienia naszej cywilizacji, ale wydaje mi się, że robią to w całkiem fajny sposób. W Beyond Earth zyskujemy po prostu większy szacunek do ziemi, którą w danym momencie dysponujemy, a kierunek i moment rozrostu musimy rozważniej planować.
Chwile niemocy i zastoju są nam urozmaicane przez różnego rodzaju zadania oraz interaktywne komunikaty. Te dwa rodzaje czynności mogą się ze sobą przeplatać. Może to być wieloetapowy quest, w którym najpierw musimy znaleźć jakąś niezależną kolonię za pomocą własnych jednostek, później podjąć pewną decyzję – co przekłada się np. na rodzaj uzyskanych surowców – a na koniec wysłać na miejsce konwój handlowy. Ukończenie serii zadań często kwitowane jest kolejną nagrodą, a gra stara się utrzymywać stałą ilość takich celów w jednym czasie.
Pojedynczych komunikatów, które pozwalają nam podjąć jakąś decyzję jest jeszcze więcej. Praktycznie każda nowa konstrukcja wiąże się z jakimś rozgałęzieniem. Nasi naukowcy mogą zwiększyć zasięg wspomnianego wcześniej ogrodzenia lub dodać je do pojazdów transportowych, żeby zabezpieczyć szlaki handlowe. Wybór należy do nas. Takie komunikaty pozwalają też twórcom karmić nas małymi porcjami informacji na temat świata. W przeciwieństwie do poprzednich odsłon serii, nie mamy tutaj wszak do czynienia z grą wierną historycznie, lecz taką, która historię kontynuuje po swojemu.
W przypadku tej części Cywilizacji możliwość przeprowadzania misji szpiegowskich nie jest zarezerwowana dla dodatków. Po stworzeniu odpowiedniego budynku możemy wysyłać agentów do miast innych liderów. Na miejscu podwładni będą wykonywać wybrane przez nas zlecenia, choć musimy najpierw spełnić pewne kryteria. Początkowo dostępne są proste zadania, w stylu kradzieży energii (odpowiednik złota z poprzedniczek), które pozwalają nam wygenerować punkty Intrygi, odblokowujące kolejne akcje, np. detonację bomby. Każda misja wiąże się oczywiście z odpowiednim ryzykiem, warto też dla obrony przed wrogimi agentami trzymać szpiegów w swoich miastach.
Beyond Earth nie sposób odmówić klimatu. Pamiętam, że gdy kilka miesięcy temu miałem okazję porozmawiać z głównymi projektantami nowej Cywilizacji, w pewnym momencie zaczęli się entuzjazmować wieczornym seansem serialu dokumentalnego Cosmos. Ich pasja do nauki i gatunku science fiction zdecydowanie jest wyczuwalna podczas rozgrywki. Chociaż twórcy często puszczają wodze fantazji, to wiele rzeczy ma swoje korzenie we współczesnych dokonaniach naukowych. Eksperymenty genetyczne, sztuczna inteligencja, nanotechnologia – fikcyjne rozwinięcia wszystkich tych koncepcji znajdują swoje miejsce w Beyond Earth. Do tego dochodzi świetna robota wykonana przez grafików oraz muzyka, kreująca zarówno uczucie niepokoju i obcowania ze światem żywcem wyjętym z powieści SF.