autor: Michał Chwistek
Graliśmy w Armored Warfare od Obsidianu – jak twórcy RPG-ów poradzili sobie z czołgami? - Strona 2
Choć na rynku dominuje Wargaming.net, a Gaijin Entertainment powoli wyrasta na jego silnego konkurenta, to do czołgowego tortu próbuje dojść trzeci zawodnik.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Dość istotną nowością jest opcja grania w trybie kooperacji. To właśnie ten tryb mogliśmy przetestować w Kolonii. Przed rozpoczęciem tego właśnie rodzaju rozgrywki wybraliśmy tylko dwie rzeczy: kierowaną przez nasz maszynę oraz poziom trudności. Po wciśnięciu przycisku „play” gra sama dobrała nam trzech sojuszników (planowo czterech), wylosowała mapę oraz wygenerowała cele dopasowane do typów używanych maszyn. W naszym przypadku otrzymaliśmy zadanie przejęcia czterech magazynów z amunicją oraz zniszczenia trzech dział przeciwlotniczych. Pierwszy cel był głównym i za jego wykonanie cały zespół otrzymywał odpowiednie wynagrodzenie. Za zniszczenie wyrzutni rakiet doświadczenie otrzymywali natomiast tylko ci gracze, którzy rzeczywiście przyczynili się do wykonania misji.

Warto również wspomnieć, że czas na wykonanie zadania dodatkowego był bardzo ograniczony, a po jego upłynięciu straciliśmy szansę na zdobycie dodatkowej nagrody. Chociaż tryb kooperacji zapowiada się naprawdę ciekawie, w grze nie zabraknie oczywiście walki między żywymi przeciwnikami. W tego typu starciach mają stawać naprzeciwko siebie również pięcioosobowe drużyny, które dopasowane zostaną podobnie jak w World of Tanks – według poziomu zaawansowania czołgów. Różnice miedzy maszynami mają być jednak na tyle nieduże, żeby każdy mógł skutecznie wpływać na rezultat bitwy.
Poza współczesnymi czołgami oraz ładną grafiką Armored Warfare wyróżnia się przede wszystkim dużą przystępnością oraz czytelnością rozgrywki. W odróżnieniu od gier tworzonych przez naszych wschodnich sąsiadów, w grze Obsidianu wszystko jest jasne niemal od samego początku, nawet dla osoby, które zupełnie nie zna się na tego typu produkcjach. Bardzo przejrzysta mapa od razu pozwala odnaleźć się na polu bitwy, wszystkie zniszczenia modułów są czytelnie przedstawiane na pasku interfejsu, a specjalne oznaczenia na celowniku umożliwiają szybkie zlokalizowanie słabych oraz silnych punktów przeciwnika, nawet bez posiadania jakiejkolwiek wiedzy na temat wrogiej maszyny. Spędziwszy z grą zaledwie 15 minut trudno oceniać poziom jej rozbudowania, ale osoba odpowiedzialna za interfejs zasługuje na naprawdę duże brawa. Armored Warfare to z pewnością gra „easy to learn”, jednak dopiero po premierze wersji beta przekonamy się, czy jest również „hard to master”, co w dużym stopniu zadecyduje o jej żywotności.

Pokaz na Gamescomie był pierwszą prezentacją Armored Warfare dla szerszej widowni i minie pewnie jeszcze sporo czasu zanim poznamy wszystkie szczegóły na temat tego tytułu. Na dzień dzisiejszy nawet sami twórcy nie wiedzą, jaki system mikrotransakcji ostatecznie znajdzie się w grze, choć jak zapewniają, na pewno nie wpłynie one negatywnie na szansę zwycięstwa niepłacących graczy. Czy dzięki nowej grze Obsidianowi uda się wykroić dla siebie kawałek olbrzymiego tortu, jakim jest rynek gier o czołgach? Dowiemy się tego dopiero w przyszłym roku, bo właśnie w jego pierwszym kwartale powinna wystartować zamknięta beta gry. Osobiście po kwadransie grania mam naprawdę dużą ochotę na więcej i z wielką niecierpliwością oczekuję zaproszenia do testów. Obsidian Entertainment wydaje się iść w ślad bardzo przeze mnie lubianego Blizzarda, który może nie tworzy gier rewolucyjnych, ale potrafi wspaniale ulepszać dobrze znane rozwiązania. Miejmy nadzieję, że w przypadku Armored Warfare będzie podobnie.
