autor: Szymon Liebert
Graliśmy w The Elder Scrolls Online - obszerny test wersji beta - Strona 3
The Elder Scrolls Online to próba przeniesienia uniwersum znanego z gier Skyrim i Oblivion do postaci MMORPG-a. Po kilkunastu godzinach spędzonych w sieciowej wersji Tamriel składamy raport – szykuje się solidny reprezentant gatunku.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Elder Scrolls Online - ani to Skyrim, ani świetne MMO

- Dragonknight – rycerz zadający obrażenia przy pomocy raczej konwencjonalnej broni
- Sorcerer – czarnoksiężnik władający potężną magią, potrafi też przywoływać istoty
- Nightblade – zabójca specjalizujący się w korzystaniu ze sztyletów i mrocznej magii
- Templar – rycerz zadający obrażenia i władający magią (także leczniczą)
Z punktu widzenia fana gier MMO istotne jest jedno – produkcja ZeniMax Online z całych sił stara się uniknąć questów typowych dla innych reprezentantów gatunku. Próbuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek trafiłem w niej na oklepany schemat zadania „wyjdź z miasta i zabij określoną liczbę potworów”. Chyba czegoś takiego w ogóle nie ma. Zamiast tego autorzy starają się zawsze dawać kontekst fabularny i często odwołują się do nowych mechanik rozgrywki. W jednym z moich ulubionych zadań, rozgrywającym się w pradawnej świątyni Khajitów, trzeba było zmieniać wymiary, żeby uwolnić postacie nękane przez zjawy. Zdarza się też, że autorzy dają nam pewne opcje i wybory – kogo wziąć na misję, jak rozegrać daną sytuację lub czy pozwolić komuś przeżyć. Nie są to może tak swobodne i pomysłowe questy, jak w tradycyjnych odsłonach cyklu, ale na pewno znalazłoby się wśród nich parę przypadków zbliżających się do tego poziomu. Mimo tego kreatywnego podejścia muszę przyznać, że grając czasami czułem się znużony - być może ze względu na intensywność spotkania z grą i fakt, że zabawę skutecznie psuły mi czasem błędy. W tym wymiarze produkcja i tak prezentuje się nieźle, bo wpadki zdarzały się sporadycznie, a to przecież jeszcze wersja beta.
W The Elder Scrolls Online jest mnóstwo pomysłów typowych dla serii. Mamy więc gildię wojowników i magów – ci pierwsi zwalczają działalność wspomnianego Molag Bala, a drudzy koncentrują się na zgłębianiu i przeciwdziałaniu nekromancji użytej w niecnych celach, a to wszystko tylko ledwie ułamek smakowitych nawiązań. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, więc powiem tylko, że udało mi się spotkać z ulubieńcem wielu fanów - Sheogorathem, czyli daedrycznym księciem szaleństwa, któremu towarzyszy lokaj Haskill.

Powoli do przodu
Grając kilkanaście godzin w The Elder Scrolls Online zauważyłem jedno – poziomy w tej grze wpadają stosunkowo wolno w porównaniu z podobnymi tytułami. Zastanawiam się, czy powinniśmy traktować to jako wadę. Niektórym być może nie przypadnie to do gustu, ale z drugiej strony można zadać sobie pytanie, co się dla nas liczy: wbijanie doświadczenia, poziomów i statystyk, czy prowadzenie życia bohatera? Zenimax Online ewidentnie skłania się ku drugiej opcji. Nie oznacza to bynajmniej, że w grze nie ma osiągnięć i wielu koncepcji rozwoju – po prostu same levele pojawiają się wolniej. Pomiędzy nimi można zdobywać chociażby punkty umiejętności i usprawniać się w stosowaniu poszczególnych dyscyplin – szerzej o tym powiem za chwilę. Chciałbym tylko zauważyć, że pomysł uwolnienia gracza z obsesyjnego myślenia o „zbieraniu expa” jest słuszny, chociaż budził pewne wątpliwości. Poziomy wpadały tak wolno, że cały czas miałem wrażenie, że coś robię nie tak – questów znajdowałem niewiele, a wrogowie na następnych obszarach byli zbyt silni. Możliwe, że model zostanie jeszcze wyważony, a może po prostu wymaga przyzwyczajenia, więc na razie nie ma sensu roztrząsać tego tematu.