Powrót króla skradanek - test świetnie zapowiadającej się gry Thief - Strona 5
Już w lutym Garret powróci w nowej odsłonie cyklu Thief. Po kilku godzinach spędzonych z prawie finalną wersją możemy stwierdzić, że legendarny złodziej jest w doskonałe formie. Mimo to fani pierwszych dwóch odsłon mogą mieć pewne powody do obaw.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Thief - restart kultowej skradanki słabszy od Dishonored

Te sekwencje wydają się wyjęte z innej gry i nie pasują do Thiefa. Nie jest to wielki problem, gdyż pojawiają się stosunkowo rzadko, ale pozostaje żal, że twórcy nie mogli powstrzymać się przed wyrywaniem graczy z trybu pierwszoosobowego, zwłaszcza, że Mirror’s Edge pokazało, że pierwszoosobowe wyzwania platformówkowe mogą być niezwykle satysfakcjonujące.
Produkcja robi (przynajmniej na PlayStation 4), doskonałe wrażenie pod względem wizualnym. Otoczenie wręcz ocieka detalami – nie ma tutaj pustych ulic czy porzuconych domów. Każdy fragment miasta i każde pomieszczenie sprawiają wrażenie autentycznych miejsc, a nie jedynie teł do rozgrywki. Trochę mniej szczegółowe są postacie, ale również im nie można za wiele zarzucić poza… samym Garrettem. Jego model nie do końca się autorom udał. Zarost sypnął mu się tylko na górnej wardze i do tego niezbyt hojnie, co w połączeniu z dziwnie otaczającym jego głowę materiałem nadaje mu szczurzego wyglądu. Jest to o tyle dziwne, że praktyczne wszystkie inne postacie prezentują się znacznie lepiej.

Żal też utraty wspaniałych kreskówkowych przerywników z poprzednich odsłon. Zastąpione one zostały filmowymi scenkami, wygenerowanymi głównie na silniku gry. Nie oferują one niczego prawdziwie wartościowego i tylko psują klimat wyrywając gracza z ciała Garreta. W ogóle pod tym względem autorzy wykazali się dużą niekonsekwencją. Z jednej strony mamy rozwinięcie wprowadzonego w Deadly Shadows systemu wirtualnego ciała: widzimy ręce i nogi przy wykonywaniu wszystkich czynności. Nawet podczas wychylania się zza rogu złodziej podpiera się dłonią o ścianę. Daje to świetne wrażenie immersji, pozwalając autentycznie wczuć się rolę Garretta. Dlatego tak mocno drażnią wszystkie momenty, w których jesteśmy z niej wyrywani, takie jak liczne scenki filmowe, sekwencje platformówkowe czy animacje dobijania przeciwników. Wszystkie one byłyby znacznie efektowniejsze, gdybyśmy mogli doświadczać ich z oczu postaci.
Trochę sobie ponarzekałem, ale musicie wiedzieć, że te niedoskonałości nie są na tyle poważne, aby zepsuły rozgrywkę. Nowy Thief to wyśmienita skradanka, która zadowoli zarówno fanów gatunku, jak i oddanych fanów cyklu. Powyższe problemy po prostu irytują, gdyż pojawiają się w tak dobrej grze, niczym brzydkie rysy na karoserii nowego sportowego samochodu. Jako całość produkcja robi duże wrażenie. Autorom udała się trudna sztuka znalezienia równowagi pomiędzy potrzebami starych fanów a upodobaniami współczesnych graczy. Obszerność opcji konfiguracyjnych umożliwił im uniknięcie brzydkich kompromisów i opracowanie stylu gry, który potrafi dopasować się do różnych gustów.

Na powrót Garretta czekaliśmy długich jedenaście lat. W ten branży to wieczność, ale reguła ta nie dotyczy skradanek. Do dzisiaj pod względem mechanizmów rozgrywki żadna produkcja nie zbliżyła się do serii Thief. Dlatego oczekiwania względem nowej odsłony są ogromne, ale sądząc po kilku godzinach spędzonych z grywalną wersją, autorom uda się je w większości zaspokoić i dostarczą produkcję, która stanowić będzie godną kontynuację tej klasycznej marki.