autor: Szymon "Hed" Liebert
Recenzja gry Thief - restart kultowej skradanki słabszy od Dishonored
Wszyscy fani składanek czekali na ten dzień – król gatunku powraca. Czy Garrett wciąż jest tak intrygującą postacią w nowej grze Thief? W recenzji przenikamy mrok, by odkryć prawdę.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- bardziej mobilny, ale wciąż twardo stąpający po ziemi – dobry system poruszania się;
- kilka naprawdę udanych, mrocznych misji z wieloma sekretami;
- opcja ustawienia własnego poziomu trudności z paroma wymagającymi opcjami;
- stosunkowo długa kampania i dodatkowy system wyzwań.
- mniej wyrazista fabuła i postać Garretta – gorszy scenariusz, rezygnacja z symboliki;
- kiepsko zrealizowane Miasto – poszatkowanie na małe lokacje, połączone w kuriozalny sposób;
- system skradania i zbierania skarbów, który nie daje takiej satysfakcji jak kiedyś;
- brak znaczących zmian w sztucznej inteligencji;
- liniowa konstrukcja niektórych map i sytuacji, która zakłóca wrażenie bycia złodziejem;
- błędy i niedociągnięcia techniczne.
Kilka miesięcy temu w jednym z programów na tvgry.pl straszyłem ekipę z Eidos Montreal nożem kuchennym ze słowami, że dopadnę ich, jeśli zepsują nową odsłonę Thiefa. Ten wątpliwej jakości żart miał na celu pokazanie miłości, jaką żywię do tej serii. Moim zdaniem Złodziej ma jedno z najlepiej zarysowanych uniwersów, w którym nie brakowało oryginalności, stylu, a nawet pewnej mitologii. W dodatku nie stroniące od symbolizmu. Thief miał też świetnego bohatera – Garretta – pokonującego raz po raz własny oportunizm i mizantropię w imię wyższego dobra. Poza tym były to dobrze zaprojektowane produkcje, które potrafiły wciągnąć, przestraszyć, zadziwić i poczuć się prawdziwym „mieszkańcem cieni”. Biorąc pod uwagę to wszystko, podstawowe pytanie nasuwa się samo: czy da się nie zepsuć remake’u kultowej opowieści?
Wspomniałem o niechlubnym incydencie z nożem nie bez przyczyny. Pisząc tę recenzję myślę o nim co jakiś czas, bo mam wrażenie, że będzie mi potrzebny. Nie mogę powiedzieć jednoznacznie, że nowy Thief jest dobry. Czemu Eidos Montreal nie wylądowało kocią modą na czterech łapach?
Thief to seria gier o przygodach złodzieja Garretta działającego na terenie fikcyjnego Miasta. Produkcja odznaczyła się świetną mechaniką rozgrywki, w której połączono skradanie, walkę i szukanie skarbów. Wrażenie robiło również wyraziste uniwersum, łączące kilka stylistyk – średniowiecze, industrializm, steampunk i mistycyzm. Nowa odsłona powstała w studiu Eidos Montreal, kojarzonym ze świetnym Deus Ex: Bunt Ludzkości. Warto jednak odnotować, że Thiefa przygotował inny zespół.
Miasto i jego strażnik
Mam tak samo jak ty, miasto moje, a w nim – śpiewali kiedyś Czesław Niemen, a później równie mili panowie ze Wzgórza Ya-Pa 3. Garrett również może powiedzieć o sobie coś takiego, tyle że jego miasto nie nazywa się Warszawa czy Katowice, lecz... Miasto. Ten brak polotu w nazewnictwie metropolii nigdy nie przeszkadzał jej w byciu jednym z moich ulubionych miejsc w grach. Nie inaczej jest w nowym Thiefie, bo zachowało ono wiele ze swoich cech – to posępna mieścina, w której mieszają się przeróżne naleciałości. Tym razem widzimy w nim przede wszystkim klimaty epoki wiktoriańskiej i przemysłowej. Ulice wciąż są pogrążone w mroku i mgle, lecz teraz coraz częściej rozświetlają je latarnie. W domach zainstalowano oświetlenie elektryczne, proste patefony i inne rewolucyjne wynalazki. Gra nie zrezygnowała przy tym z ukłonów w kierunku mistycyzmu – wciąż jesteśmy świadkami wydarzeń co najmniej niepokojących i zdecydowanie paranormalnych. Mówiąc krótko, nowy Thief próbuje być nowym rozdziałem w historii uniwersum i ja to akceptuję. Tym bardziej, że autorzy robią to świadomie, odnoszą się do „starych wierzeń”, a nawet żartują z pewnych aspektów. W jednej ze scenek strażnicy śmieją się ze słowa „taffer”, używanego nagminnie w poprzednich grach. W tej erze przygód Thiefa „taffer” jest niezrozumiałym dla wielu ludzi archaizmem. Jak w tej nowej rzeczywistości odnalazł się Garrett?