autor: Amadeusz Cyganek
Graliśmy w Saints Row IV - absurdalny sandbox na dopalaczach - Strona 2
Seria Saints Row ostatecznie odcięła się od naśladowania GTA. Czwarta część prezentuje za to zestaw supermocy, totalną rozwałkę i masę kompletnie zwariowanych pomysłów.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Saints Row IV - szalony sandbox odlatuje w kosmos
Okazją do przetestowania różnorodnych nowości, będących udziałem „czwórki”, stało się również rozegranie kilkunastu minut w trybie sandbox, gdzie niczym nieskrępowani mogliśmy korzystać z uroków i możliwości, jakie stwarza miasto. Od teraz nasz bohater dysponuje czterema mocami specjalnymi, dzięki którym sieje spustoszenie na ulicach. Jedną z nich jest samozapłon pozwalający na wytworzenie sporego pożaru, generującego olbrzymie zniszczenia i zamęt na drodze. Kolejną – umiejętność dająca szansę na potężne uderzenie powodujące eksplozję zmiatającą wszystko z powierzchni ziemi. Oczywiście nasze występki nie pozostają bez odzewu – jeśli dobrze się postaramy, nagle na głowę zwalają nam się całe zastępy przeciwników ostrzeliwujących naszą postać praktycznie z każdej strony za pomocą rozmaitego arsenału bojowego. Na ulicy toczy się wówczas regularna wojna w stylu znanym z najbardziej widowiskowych filmów akcji – stajemy w pojedynkę przeciwko całej hordzie wrogów prowadzących ogień zaporowy, próbując używać naturalnych osłon oraz niektórych przedmiotów znajdujących się w okolicy i cechujących wybuchowymi możliwościami.
Saints Row IV to jednak nie tylko ciągła eksterminacja – to również korzystanie z uroków miejskiej rzeczywistości. W metropolii znajdziemy mnóstwo przeróżnych sklepów i punktów, w których np. da się zakupić ulepszenia broni lub nowe ciuszki, jeszcze bardziej wyróżniające naszą postać na tle przeciętnych mieszkańców. W „czwórce” jazda samochodami nie jest już konieczna, jeśli chcemy prędko przenosić się pomiędzy kolejnymi lokacjami – umiejętność błyskawicznego sprintu pozwala przemierzać różnorodne odległości w ekspresowym czasie, a wykonanie skoku w trakcie biegu – przelecieć długie kilometry nad dachami budynków. Nie zabraknie tu również różnego rodzaju misji pobocznych – jedna z nich polegała na jak najszybszym pokonaniu danego odcinka trasy, zbierając po drodze power-upy zwiększające tempo sprintu lub dorzucające sekundy do odejmowanych od końcowego wyniku na mecie tego dziwnego wyścigu. Po prostu czyste szaleństwo.
Fani serii poczują się jak w domu – Saints Row IV to kawał totalnie odjechanego, karykaturalnego i niesamowicie intensywnego sandboksa, który nawet przez chwilę nie próbuje być choć trochę normalny. To, co wyprawia się na ekranie, to demolka do kwadratu – trzecia część przy tym, co dane nam było teraz ujrzeć, to naprawdę mały pikuś. Jeśli komuś nie odpowiada styl produkcji studia Volition, cóż – to wyłącznie jego problem, bo gra zapowiada się naprawdę nieprzeciętnie, a chwilowe zawirowania związane z upadkiem THQ zdają się powoli odchodzić w niepamięć. Pozostaje tylko czekać i mieć nadzieję, że poziom absurdu osiągnie kolejne, niezdobyte dotąd szczyty.
Amadeusz Cyganek | GRYOnline.pl