Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Saints Row IV Recenzja gry

Recenzja gry 14 sierpnia 2013, 15:00

autor: Amadeusz Cyganek

Recenzja gry Saints Row IV - szalony sandbox odlatuje w kosmos

Tona humoru, totalna rozwałka i mnóstwo odjechanych akcji – seria Saints Row po raz czwarty powraca w pełnej krasie! Wirtualna prezydentura dochodzi jednak do ostatniej kadencji.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji X360, PS3

PLUSY:
  • długa, całkiem ciekawa kampania fabularna;
  • ogromne możliwości w Steelport;
  • oryginalny humor;
  • supermoce;
  • kapitalne starcia;
  • soundtrack;
  • zróżnicowanie poziomów.
MINUSY:
  • nie zawsze humor najwyższych lotów;
  • powtarzalność zadań i schematów zabawy;
  • oprawa graficzna na poziomie poprzedniej części.

W dziedzinie gangsterskich sandboksów pojedynek pomiędzy seriami Grand Theft Auto a Saints Row toczy się tylko na jednej płaszczyźnie – numeracji. Choć Rockstar stworzył zdecydowanie więcej odsłon swojej flagowej sagi, to opowieść o Świętych właśnie zrównała się „czwórką” z GTA – i w sumie na tym porównania się kończą. Studio Volition po raz kolejny popuściło wodze fantazji, serwując dawkę zupełnie szalonego, odjechanego i maksymalnie absurdalnego humoru, w którym próżno szukać choć niewielkiej namiastki normalności. Mimo że nadal autorzy potrafią zaskoczyć nietuzinkowymi pomysłami i serwują masę absolutnie zwariowanej rozgrywki, to często czuć, że większość z tego gdzieś już wcześniej widzieliśmy.

Wszyscy ludzie prezydenta

Fotel prezydenta USA to bardzo „gorące krzesło” przynajmniej z kilku powodów – bo to najpotężniejsze gospodarczo i militarnie państwo świata, bo to urząd bodaj najpilniej strzeżony przez służby specjalne, bo każda decyzja może wpłynąć na losy praktycznie wszystkich obywateli, nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale i reszty globu. No chyba że do władzy dochodzi gang Świętych, a głową kraju staje się ich charyzmatyczny lider. Nasz bohater niezbyt przejmuje się sytuacją geopolityczną, rzucając przeróżnymi dekretami na prawo i lewo i robiąc ogromny użytek z przysługującej mu władzy, oczywiście nie zawsze z troską o mieszkańców, a raczej dbając o swój własny interes. Każdego przeciwnika można wykończyć odpowiednią siłą polityczną, ale nie... kosmitów, którzy znienacka zaburzają przebieg tradycyjnego, porannego briefingu prasowego i wchodzą nam w paradę w najmniej oczekiwanym momencie. Pal sześć, że siedziba szefa Świętych została zrównana z ziemią, a panika udzieliła się wszystkim mieszkańców Steelport – to, co najbardziej uderzyło w naszego bohatera, to fakt, że wraz z niejakim Zinyakiem i jego kosmiczną świtą ulotnili się również jego najbliżsi współpracownicy. W jednym momencie dosłownie rozpłynęli się Johnny Gat, Shaundi, Matt Miller i reszta zwariowanej szajki. Choć nadrzędnym, honorowym celem prezydenta USA jest oczywiście ponownie przywrócenie porządku w państwie, to z pewnością nie uda się pokonać przeciwnika bez pomocy tej całej ferajny.

Jak statki na niebie... - 2013-08-14
Jak statki na niebie...

Ci, którzy mają w pamięci perypetie gangu Świętych z poprzedniej odsłony serii, poczują się w Steelport jak w domu – to dokładnie te same tereny, choć okoliczności, w jakich ponownie tam trafiamy, są rzecz jasna zupełnie inne – zamiast pięknego, gwieździstego nieba na widnokręgu króluje sylwetka potężnego statku kosmicznego, a znaki drogowe zastąpiły propagandowe hasła wspomagające bandę Zinyaka. Centrum dowodzenia gangu znajduje się również w powietrznym transportowcu, choć dla naszego bohatera jest to tylko punkt startowy do wszystkich misji i zadań, które poprowadzą go do ostatecznego triumfu. Mimo że zdecydowana większość scenariuszy rozgrywa się na terytorium miasta, to zdarzają się również sytuacje, w których trafiamy w rejony nijak nieprzypominające zabudowy Steelport. Kilkakrotnie przenosimy się też do jego wcześniejszej wersji z lat 50., w której zamiast szybkich fur po ulicach poruszają się eleganckie wozy, a dystyngowane panie kroczą powolutku po zadbanych i zielonych ulicach. Nie brak również kompletnej zmiany położenia i walki w kosmosie z wykorzystaniem potężnych mechów, czyniących radosną rozwałkę przy akompaniamencie oryginalnych dialogów głównych bohaterów. Absolutną rewelacją i znakomitym pomysłem okazuje się etap, w którym pokonujemy kolejnych przeciwników w stylu znanym ze starych bijatyk 2D wydawanych w zamierzchłych latach 90. – z monitora sączy się wówczas naprawdę unikalny klimat. Występuje też sporo patentów z poprzednich odsłon serii – walki w cyberprzestrzeni, zajmowanie terenów czy dynamiczne zabawy w asyście ton nabojów i rakiet to chleb powszedni także w przypadku „czwórki”. Zróżnicowanie miejsc, w których toczy się akcja gry, to zdecydowany atut nowego Saints Row, choć nie da się nie zauważyć, że w pewnych momentach niektóre koncepty zaczynają się powtarzać.

Wszystko takie znajome... - 2013-08-14
Wszystko takie znajome...

Jak nie polityką, to siłą!

Jako że mamy do czynienia z prezydentem USA (a to przecież z definicji nadczłowiek!), ekipa ze studia Volition wyposażyła naszego bohatera w szereg supermocy, które wydatnie pomagają w zwalczaniu czającego się na każdym kroku kosmicznego zła. Tempo eksploracji terenu z pewnością zwiększają ulepszone sprint i skok, dzięki którym poruszamy się szybciej niż samochody, a pokonanie stu metrów jednym susem nie stanowi żadnego problemu. W eksterminowaniu konkurencji i ufoków z pewnością przydają się pociski ogniowe oraz zamrażające, jak również niezwykle użyteczna telekineza czy możliwość wywołania wstrząsu potężnym tupnięciem. Nie da się ukryć, że to znakomity zamiennik nieustannego pakowania wiader nabojów w cielska wrogów, a mamy przecież do czynienia z prawdziwymi bataliami, podczas których niejeden komputer wydatnie zwolni. Trzeba przyznać, że niektóre potyczki to nadal stara, dobra, wolna amerykanka znana z poprzednich odsłon serii – ilości wybuchów, zniszczeń i dziwnych akcji nie sposób zliczyć, a dynamika starć momentami przekracza wszelkie możliwe normy. Cóż, to po prostu Saints Row!

Choć sama kampania fabularna to tak naprawdę kilkanaście godzin całkiem niezłej rozrywki, to przecież, jak w każdym dobrym sandboksie, czeka na nas również cała masa innych, dostępnych w każdej chwili atrakcji. Poszczególne postacie zlecają też misje poboczne, nagrodą w których zazwyczaj jest broń, nietuzinkowe ubrania lub dodatkowe doświadczenie. Eksploracja świata gry przynosi mnóstwo dodatkowych wyzwań i zadań, nad którymi spędza się naprawdę długie, długie godziny. Ponadto zawsze pozostaje walka o dominację w poszczególnych dzielnicach, likwidowanie specjalnych punktów zapalnych patrolowanych przez przybyszów z kosmosu czy też wyścigi z wykorzystaniem supersprintu – pod tym względem Saints Row robi naprawdę świetne wrażenie.

Można darować sobie samochody – szybciej dotrzemy pieszo! - 2013-08-14
Można darować sobie samochody – szybciej dotrzemy pieszo!

Maraton uśmiechu

To, co zawsze wyróżniało serię studia Volition, to niewątpliwie absurdalny i momentami niesamowicie groteskowy humor – nie inaczej jest i tym razem. Trzeba jednak przyznać, że ilość żarcików o podtekście erotycznym wzrosła kilkakrotnie i niestety nie są to często dowcipy wysokich lotów. Generalnie jednak absurdalność humoru nie zawsze idzie w parze z jego śmiesznością. Momentami faktycznie można odnieść wrażenie, że formuła totalnie odjechanej i odrealnionej zabawy powolutku się wyczerpuje – choć Saints Row IV nadal solidnie zaskakuje i generuje masę frapujących sytuacji, to gracze, zwłaszcza ci mający w pamięci humor z „trójki”, z łatwością odnajdą podobieństwa. Wydaje się, że zapowiedziane przez autorów zerwanie ze zwariowaną konwencją serii może przynieść dobry efekt – nie sadzę, by te same żarty opowiedziane po raz trzeci śmieszyły kogokolwiek.

Ogień zaporowy zawsze pomocny! - 2013-08-14
Ogień zaporowy zawsze pomocny!

Pod względem oprawy wizualnej trudno odczuć jakikolwiek postęp – projekt miasta niewiele się zmienił, kiczowate kolorki nadal okazują się znakiem rozpoznawczym serii. Jak na dłoni widać, że na silniku graficznym odcisnęło się już piętno czasu. Niedoskonałości w tym aspekcie można dostrzec praktycznie na każdym kroku – dotyczy to również animacji oraz symulacji zniszczeń, która nierzadko nie odzwierciedla rozmiarów akcji, jaką udało się nam przeprowadzić. Niestety momentami zdarzają się również błędy tekstur, przez które przenika nasza postać, często uniemożliwiające dokończenie misji i wymuszające jej rozpoczynanie od ostatniego checkpointa. Twórcom zdołali za to całkiem nieźle zoptymalizować silnik gry – chwilowe spowolnienia zdarzają się tylko podczas wielkich eksplozji czy walk z udziałem dziesiątków przeciwników. Znakomite wrażenie robi soundtrack, w którym każdy znajdzie coś dla siebie – poszczególne stacje radiowe serwują tu zarówno muzykę klasyczną, jak i ostre, tłuste bity, a w opozycji do hip-hopowych nowości i kawałków z pierwszych miejsc list przebojów stoją takie szlagiery jak „What is Love” czy „Song 2” zespołu Blur. Pod względem doboru utworów autorzy zdecydowanie nie zawiedli.

Złowieszcze puszki nie dają nam żyć! - 2013-08-14
Złowieszcze puszki nie dają nam żyć!

Saints Row IV to niezaprzeczalnie kawał bardzo dobrego sandboksa, w którym groteska dosłownie wylewa się z ekranu, a dynamiczna zabawa wciąga momentami bez reszty. Niemniej nie da się ukryć, że odczuwa się tu powtarzalność, zarówno w budowie scenariuszy, jak i w żartach głównych bohaterów, a wizualnie gra pozostaje w blokach od momentu wydania trzeciej części. Nie zmienia to jednak faktu, że produkcja Volition oferuje masę dobrej zabawy, z mnóstwem niebanalnych pomysłów i ciekawych rozwiązań, jakie z pewnością powitalibyśmy z otwartymi rękoma w innych tytułach. A przecież „czwórka” to także kilkanaście godzin kampanii fabularnej i kilkaset zadań pobocznych oraz wyzwań, co sprawia, że na brak zajęcia nikt nie powinien narzekać. Taką prezydenturę można generalnie brać w ciemno, ale czy miałbym ochotę na jeszcze jedną reelekcję – mam spore wątpliwości. Serii przyda się zmiana klimatu i odświeżenie wizerunku, bo twórcy powolutku zaczynają zjadać własny ogon.

Recenzja gry Saints Row IV - szalony sandbox odlatuje w kosmos
Recenzja gry Saints Row IV - szalony sandbox odlatuje w kosmos

Recenzja gry

Tona humoru, totalna rozwałka i mnóstwo odjechanych akcji – seria Saints Row po raz czwarty powraca w pełnej krasie! Wirtualna prezydentura dochodzi jednak do ostatniej kadencji.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.