autor: Szymon Liebert
Graliśmy w The Elder Scrolls Online - sieciowa wyprawa do Daggerfall - Strona 3
Przeniesienie uniwersum The Elder Scrolls do gry MMO było tylko kwestią czasu. Jak ZeniMax Online radzi sobie z tym pomysłem? Po zagraniu w The Elder Scrolls Online możemy powiedzieć, że nieźle, chociaż może nie doskonale.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Elder Scrolls Online - ani to Skyrim, ani świetne MMO
Czy to wystarczy?
Niespełna godzina wystarczy, żeby poznać większość elementów strzelanki pokroju Wolfensteina: The New Order, ale to na pewno za mało na zgłębienie MMORPG. Nie miałem więc czasu zbadać takich aspektów jak crafting czy PvP, które zresztą oficjalnie nie były częścią prezentacji (pamiętajmy, że to jeszcze beta i do premiery zostało trochę czasu). Ostatnie minuty poświęciłem jednak na radosne eksplorowanie okolicy i sprawdzanie, co znajduje się za następnym pagórkiem. Pośród pobliskich wiosek i obozów pełnych questów trafiłem między innymi na tajemniczy wir górujący nad okolicą. Okazało się, że to miejsce pojawiania się demonów, które można było dezaktywować, co wymagało pokonania kilku fal wrogów. Proste poboczne wyzwanie skończyło się efektowną animacją zamykania „portalu” do innego wymiaru. Takie zadania są naturalnie częścią wielu gier z tego gatunku, ale mnie zawsze będą przypominać niezapomnianych i wymagających „czempionów” z Ultimy Online. Każde skojarzenie z moją „sieciową grą życia” to duży plus.
Z poprzednich tekstów wiemy już, jak będzie wyglądać tryb PvP w The Elder Scrolls Online. Autorzy stawiają na tak zwaną wojnę frakcji, rozgrywaną na mapie Cyrodiil, która podobno ma być dziewięciokrotnie większa od normalnych lokacji. W tym trybie gracze będą wykonywać zarówno pomniejsze zadania, jak i oblegać olbrzymie twierdze. W walkach weźmie udział nawet kilkudziesięciu uczestników, którzy skorzystają między innymi z maszyn oblężniczych.
Wydaje mi się, że The Elder Scrolls w wersji online to coś, na co skrycie czekało wiele osób, czego dowodem jest moja własna chęć pogrania w Morrowinda, Obliviona czy Skyrima w towarzystwie (zresztą było nawet parę pokracznych modów multiplayer). The Elder Scrolls Online powinno spełnić te oczekiwania, bo podąża drogą wytyczoną przez poprzednie gry Bethesdy. Ma podobny klimat, rozmach, styl rozgrywki. Pytania rodzą się dwa: czy to wystarczy, aby przyciągnąć fanów solowych The Elder Scrolls? I czy gra ma dość pary i świeżości, żeby wejść na rynek MMO z przytupem?

Cóż... na razie odpowiedzieć na żadne z nich nie jestem w stanie. Gra prezentowała się dobrze, ale niczym specjalnym od strony mechaniki czy konstrukcji świata nie zaskakiwała (jeśli nie liczyć obiecanego widoku z perspektywy pierwszej osoby). Chwile spędzone z The Elder Scrolls Online minęły sympatycznie, chociaż wątpię, czy dla tej gry zarywałbym noce. Niemniej ZeniMax Online ma jeszcze czas, żeby rozwinąć i dopracować swoje dzieło oraz przekonać nas, że warto będzie rzucić pracę, szkołę, partnera, partnerkę, aby wrócić do uniwersum The Elder Scrolls na kolejne kilkaset godzin.