Company of Heroes 2 tuż przed premierą - wrażenia z singla i multi - Strona 2
Na miesiąc przed premierą Company of Heroes 2 Łosiu ograł porządnie tryb multiplayer i fragmenty kampanii. Czego mogą się spodziewać miłośnicy RTS-ów i strategii osadzonych w realiach II wojny światowej?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Company of Heroes 2 - Kompania braci na froncie wschodnim
Czy takie, nie okłamujmy się, niewielkie zamiany zostaną dobrze odebrane? Jeśli o mnie chodzi, tak właśnie się stało. Płynnie przeskoczyłem z pierwszej części do drugiej, nie mając żadnych problemów z opanowaniem rozgrywki, ale odczułem też wpływ na przebieg potyczek wieloosobowych wyżej wymienionych modyfikacji. Faktem jest jednak, że to trochę mało innowacji jak na 7 lat, jakie dzielą premiery obu odsłon cyklu, i z pewnością jakaś część fanów może poczuć się zawiedziona.
Dodatkowo – zarówno w przypadku biuletynów, jak i dowódców – widać nastawienie gry na mikrotransakcje. Już w przedsprzedażowych ofertach gry czytamy, że kupując dany pakiet, od razu odblokujemy pewną liczbę dowódców zamiast po zdobyciu danego poziomu doświadczenia. Analogicznie będzie zapewne z biuletynami, a cała strategia płacenia za bonus na pewno rozkręci się na dobre po premierze Company of Heros 2. Niemniej jednak nabywanie skórek czy wzmocnień będzie raczej opcją, a nie warunkiem koniecznym do odniesienia zwycięstwa, więc są przesłanki, by przypuszczać, że w kontekście multiplayera sequel z pewnością osiągnie sukces i na lata skupi wokół siebie sporą rzeszę graczy.
Moje największe wątpliwości budzi jednak tryb jednoosobowy. Jak już wspomniałem, mogłem zapoznać się z fragmentem kampanii rosyjskiej. Ścisłej rzecz biorąc, udostępniono mi pięć misji rozgrywających się na przestrzeni 2 lat (od 1941 do 1943 roku), czyli od totalnej dominacji wojsk niemieckich po punkt zwrotny w wojnie i zmianę sytuacji na korzyść Rosjan. Jeżeli Company of Heroes 2 to nasz pierwszy kontakt z serią, to w zasadzie będziemy się dobrze bawić, a całość wywrze na nas pozytywne wrażenie. Gorzej, gdy już graliśmy w „jedynkę” i dodatki do niej. Wówczas cztery z pokazanych misji okażą się powieleniem znanych z pierwowzoru schematów, praktycznie bez żadnej finezji. Broń pozycji przez kilka minut, potem się wycofaj, czekaj na posiłki, zajmij punkty itd. A szczytem już jest jedno z zadań w Stalingradzie, które stanowi dosłowną kalkę pierwszego wyzwania z Company of Heroes, w którym lądujemy na jednej z plaż Normandii i mamy poruszać się w górę mapy, niszcząc bunkry, działa i ogólnie obronę sił III Rzeszy. Różnice sprowadzają się tylko do tego, że wysiadamy z barki rzecznej, a nie desantowej, oraz do wyglądu samego poziomu (gruzy budynków zamiast linii defensywnych na brzegu Normandii). W zasadzie miałem wrażenie, że to wynik pracy jakiegoś modera, który podmienił fakturę mapy.
Iskierkę nadziei daje piąta misja, w której siły Związku Radzickiego po raz pierwszy mają do czynienia z czołgiem marki Tygrys. Po początkowym szoku Sowietów i masakrze, jaką urządza pojedyncza maszyna, otrzymujemy zadanie odnalezienia jej na mapie, unieszkodliwienia, przejęcia i dostarczenia do własnej bazy celem zbadania i znalezienia słabych punktów. I tutaj zaczyna się zabawa. Dowodzimy kilkoma oddziałami piechoty, przeczesujemy mapę, odnajdujemy porzucony sprzęt przydatny w walce (np. działa przeciwpancerne) i staramy się zorganizować zasadzkę na poszukiwany czołg, bo w otwartej walce nie mamy szans. Potem przejmujemy rzeczonego tygrysa, naprawiamy i bronimy przed atakującymi Niemcami. Naprawdę coś fajnego i sprawiającego satysfakcję. Mam nadzieję, że w wersji finalnej będziemy mieć do czynienia z przewagą takich pomysłów nad oklepanymi już schematami. Blizzard, konstruując kampanię StarCrafta II, udowodnił, że można zrobić porywający tryb single player w strategii czasu rzeczywistego z dużo prostszą mechaniką niż ta w Company of Heroes 2, więc trzymam kciuki za inwencję i pomysłowość panów z Relic Entertainment.
Reasumując, jeżeli nie mieliście do czynienia z pierwszą częścią tej serii, to jestem pewien, że kupując „dwójkę”, nie zawiedziecie się. Tryb jednoosobowy będzie dla Was czymś nowym, silnik gry po prostu Was zauroczy, również multiplayer zapewni dobrą zabawę na wiele dni. Jeśli natomiast jesteście weteranami serii, to byłbym spokojny w kwestii odbioru trybu wieloosobowego, bo choć wprowadzonych zmian nie można nazwać rewolucyjnymi, to jednak są odczuwalne, a Relic na pewno zamierza sukcesywnie rozszerzać bazę dostępnych map, balansować obie strony konfliktu i rozbudowywać ofertę biuletynów i doktryn. Największe obawy budzi tu rozgrywka jednoosobowa – jeżeli okaże się tak nieurozmaicona, jak ta w testowanej przeze mnie wersji, to wielu z Was kampania po prostu znuży po kilku pierwszych misjach.
Przemysław Bartula | GRYOnline.pl