autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Aliens: Colonial Marines, Obcych od twórców Borderlands - Strona 3
Graliśmy w kampanię i dwa tryby multiplayer gry Aliens: Colonial Marines, produkcji studia Gearbox Software i firmy Sega. Jak deweloper znany z Borderlands 2 czuje się w uniwersum Ridleya Scotta?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Aliens: Colonial Marines - ten Obcy to wstyd i hańba
Chyba nie muszę mówić, że w takich zadaniach ważny jest niepisany podział ról – jedna osoba zajmuje się obsługą terminalu, inne ją osłaniają przed bestiami wypełzającymi z różnych zakamarków. W tym trybie odnotowałem dość wysokie stężenie klimatu znanego z filmów, kiedy oddział żołnierzy walczy o przetrwanie i stara się wzajemnie ubezpieczać, monitorując czujniki ruchu i rozglądając się nerwowo dokoła w poszukiwaniu zlewających się z otoczeniem potworów. Dzięki temu w trybie Escape bawiłem się nieźle, także polując na ludzi jako obcy. No właśnie, jak to wszystko wygląda z perspektywy naszych ulubieńców?
Wciąż bardziej obcy
W skórze obcego zmienia się wszystko – łącznie z widokiem pokazującym akcję (z FPP na TPP). Z tego względu automatycznie chwyciłem za pad, który spoczywał obok myszki i klawiatury. Da się sterować ksenomorfami przy pomocy rdzennie pecetowych kontrolerów, ale ich konsolowy odpowiednik bardziej pasuje do niewymagającego dużej precyzji stylu gry obcymi. Wyjątkiem jest tu może Spitter, gatunek atakujący kwasem z dystansu. Bo w Aliens: Colonial Marines pojawia się kilka „klas” postaci, które można dostosować do własnych potrzeb. Poszczególnym wariantom marines i obcych przypisano różne umiejętności, wyposażenie i – w przypadku tych drugich – ataki zwykłe oraz finiszery. Część z nich odblokujemy, nabijając doświadczenie podczas sieciowych starć i zaliczając specjalne wyzwania.

Frakcję obcych podzielono na kilka podgatunków. Mamy więc typowego żołnierza (Soldier), który z bliska zadaje największe obrażenia. Jego bardziej zwinna wariacja (Lurker) potrafi lepiej się maskować i nacierać z ukrycia. Widzieliśmy też bestię plującą kwasem (Spitter) – jej ataki nie były bardzo silne, ale potrafiły uprzykrzyć marines życie.
Parę razy po pokazie usłyszałem opinię, że frakcja ksenomorfów jest za słaba. Trudno mi to potwierdzić, bo wydaje mi się, że to raczej kwestia jej odmienności. Zrozumienie i częste stosowanie zdolności obcych było podstawą, bo w bezpośrednim starciu z marines zwykle dostawali oni łupnia. Każdy gatunek tej rasy potrafi wyczyniać cuda w konkretnych sytuacjach, trzeba więc poznać, kiedy i gdzie osiągniemy przewagę. Pozostawać w ukryciu i myśleć o tym, jak podejść przeciwnika. Marines mogą mieć swoje wykrywacze ruchu, ale obcy po prostu widzą ich przez ściany (przynajmniej z pewnej odległości). W wizji studia Gearbox te potworne kreatury nie są kuloodpornymi kombajnami do mielenia wrogów. To przyczajeni łowcy, uzyskujący przewagę dzięki sprytowi i nietypowym zdolnościom, a nie witalności.
Po zapanowaniu nad „obcością” tej egzotycznej frakcji nękanie kolegów wcielających się w ludzi stało się przyjemnością. W trybie Extermination sprawnie zniechęcałem ich do niszczenia kolejnych fragmentów gniazda, umiejscowionych na różnych piętrach budynku. Obcy potrafi błyskawicznie przemieszczać się między segmentami mapy za sprawą otworów kanalizacyjnych i dziur w ścianach czy sufitach. Nawet ciasne lokacje oferują dzięki temu pewne pole do popisu i pozwalają tworzyć improwizowane zasadzki. Ludzie, jak to ludzie w tym uniwersum, muszą mieć oczy dokoła głowy. Sporym ułatwieniem dla nich okazało się to, że podłożenie ładunku wybuchowego nie trwa długo.
Aliens vs Gearbox
Dwie kilkuminutowe partie Extermination i paręnaście minut w trybie Escape to za mało, żeby jednoznacznie stwierdzić, czy frakcje są zrównoważone. Powtórzę więc tylko, że grało mi się dobrze po obu tak różnych od siebie stronach konfliktu. Dodam też, że bawiłem się lepiej niż w trybie multiplayer ostatniej gry z serii Aliens vs Predator.
Czy to samo można powiedzieć o kampanii solowej? Chyba tak, bo chociaż gra ma pewne niedociągnięcia, jest przecież powrotem do historii, którą przed laty wielu z nas śledziło w napięciu. Wersja Aliens: Colonial Marines pokazana nam w Londynie nie jest doskonała, ale sama produkcja powinna spełnić przynajmniej część oczekiwań. Miejmy nadzieję, że pozostałe elementy gry – takie jak długość kampanii i tryb kooperacji – oraz dbałość studia Gearbox o zachowanie odpowiedniego klimatu i spójności uniwersum sprawią, że zapamiętamy ją na dłużej od wspomnianego już nieudanego powrotu Aliens vs Predator.