Rockstar wie co robi - wrażenia z pokazu gry Max Payne 3 - Strona 2
Jeśli obawiałeś się, czy Max Payne Rockstara dorówna dwóm pamiętnym odsłonom cyklu fińskiego Remedy – możesz spać spokojnie. To będzie kapitalna gra!
Przeczytaj recenzję Wielki powrót upadłego gliny – recenzja gry Max Payne 3
Olbrzymie dopracowanie przerywników widać też w tradycyjnych cut-scenkach. Trzeci epizod opowieści kończymy na pokładzie helikoptera w Sao Paulo, ale chwilę później Max – siedząc dokładnie w tej samej pozycji – nagle pojawia się w zaśnieżonym Nowym Jorku, w jednym z tamtejszych barów. Na ekran wjeżdża napis „Chapter IV” i akcja toczy się dalej, jak gdyby nigdy nic. Bez jakiegokolwiek śladu doczytywania, pauz, przerw, niczego. Coś niesamowitego.
Na tym oczywiście nie koniec. Jeśli ktoś uważa, że pomieszczenia w Grand Theft Auto IV i Red Dead Redemption zostały wykonane z dużą dbałością o szczegóły, to po kontakcie z Maxem Payne’em 3 opadnie mu szczęka. Projektanci poziomów przeszli samych siebie, lokacje mają obłędną ilość detali i warto czasem zatrzymać się po drodze, by po prostu popodziwiać ten urodzaj. Mieszkanie Payne’a to nora zapijaczonego degenerata, lokum szurniętego sąsiada prezentuje się tak, że nikt nie powinien mieć wątpliwości co do umysłowej kondycji właściciela, a w salach położonych na terenie stadionów wręcz roi się od proporczyków klubu, trofeów i innych bambletów. Drewniane futryny okien rozwalają się w drzazgi od uderzenia kul, a kiedy Max odskakuje i ląduje plecami na murawie boiska, na jego jasnej niegdyś koszuli pozostają trwałe ślady po bliskim spotkaniu z trawą. Model postaci zmienia się na okrągło, więc jeśli Payne oberwie w ramię i jego towarzysz pomoże mu zabandażować ranę, będziecie podziwiać zakrwawiony opatrunek do końca misji. Autorzy pomyśleli nawet o tym, by we wszelkich przerywnikach filmowych nasz podopieczny trzymał dokładnie te same spluwy, które dzierżył kilka sekund wcześniej. Jakieś pytania?

Kończąc owo wygłaszanie peanów, warto podkreślić raz jeszcze, że gra (nawet w etapach brazylijskich) nic nie straciła ze specyficznej atmosfery, którą delektowaliśmy się zarówno w „jedynce”, jak i w „dwójce”. Brak ponurej, przygnębiającej pogody w Sao Paulo jest z powodzeniem nadrabiany przez brutalne sceny, pesymistyczne i wyjątkowo częste monologi Payne’a, a także świadomość, że nasz podopieczny nieuchronnie wplątuje się w coraz większą kabałę. Swoje robi też ciągły kontrast. Wszystko wskazuje też na to, że wizyty w Nowym Jorku (wspomniane wcześniej flashbacki) będą o wiele częstsze, niż nam się wydaje, więc nie ma niebezpieczeństwa, że przytłoczy nas feeria barw południowoamerykańskich epizodów.
No dobrze, a co nie wyszło? W tym momencie nie podobają mi się tylko dwie rzeczy. Autorzy zrezygnowali ze statycznych, rysunkowych plansz, by w zamian wprowadzić ruchomy komiks, czyli przerywnik filmowy dzielony na kadry, niczym w popularnym niegdyś serialu 24. Wyszło to – szczerze mówiąc – średnio. Słabiutko wypadła też sekwencja, w której bierzemy do ręki snajperkę i rozwalamy bandziorów, próbujących osaczyć naszego kompana po drugiej stronie ogromnego stadionu. Prowadzący prezentację mocno wychwalał wcześniej sztuczną inteligencję, a wrogowie w tym fragmencie biegli uparcie do wyznaczonego celu, nie patrząc, czy znajdujący się tuż obok kolega dostał kulkę, czy nie. Nasz sojusznik również się nie popisał, bo mimo iż doskonale obchodził się z bronią palną, nie pomyślał o tym, by podnieść karabin z rąk zabitego wroga. Scenarzysta miał najwyraźniej słabszy dzień.

Powyższe mankamenty nie zmieniają jednak faktu, że Max Payne 3 będzie świetną grą. O ile do tej pory miałem jakieś bliżej niesprecyzowane obawy co do kondycji tego produktu, warszawska prezentacja całkowicie mnie uspokoiła. Najnowsze dzieło Rockstara to bez dwóch zdań jeden z kandydatów do miana najlepszej produkcji tego roku. W starciu tytanów z Diablo III (amerykańska premiera obu tytułów przypada na ten sam dzień) na pewno nie stoi na przegranej pozycji.