Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 21 kwietnia 2011, 13:06

autor: Szymon Liebert

Shadows of the Damned - już graliśmy! - Strona 2

Dziewczyny w bikini, przepisy na demoniczne przysmaki i gadające drzwi – Japończycy potrafią się bawić, a Shadow of the Damned będzie tego najlepszym przykładem.

Odrębnym tematem jest ekwipunek bohatera, którego podstawę stanowi wspomniana magiczna pochodnia. W rzeczywistości to rozgadana płonąca czaszka o imieniu Johnson – spodziewajcie się z jej strony wielu prostackich żartów z podtekstami. Co ciekawe, każda kolejna broń to tylko metamorfoza tego nietypowego towarzysza. Z tego faktu wynika ich upiorna specyfika – pistolet nosi nazwę Boner i strzela kośćmi (samo słowo „boner” oznacza też erekcję), a karabin maszynowy wypluwa z siebie ludzkie zęby (z tego powodu otrzymał nazwę Teether). Kolejnym odpicowanym standardem okazał się Monocussioner, czyli strzelba naładowana czaszkami. Sama walka wydawała się dość typowa – nie brakowało w niej scenek QTE (poświęconych starciom wręcz) i możliwości odstrzelenia wrogom głów.

Wraz z Garcią Hotspurem przeszliśmy kilka kolejnych alejek, pokonując standardowych przeciwników przypominających zombie. Wkrótce trafiliśmy na nowy typ pomiotów z piekła – demony z wypustką na głowie i atakiem dystansowym. Na szczęście w wielu miejscach umieszczono wybuchające beczki, nieodłączny element każdej szanującej się gry akcji. W tym przypadku jednak eksplodowały one soczystym światłem (zabójczym dla demonów). Tunel pogrążony w ciemności zaprowadził nas na plac z kolumnami, gdzie tajemnicza kobieta z dorodnym biustem przywołała większego przeciwnika. Walka z minibossem nie sprawiała prawie żadnych problemów – wystarczyło naświetlać go specjalnym atakiem i strzelać do wyraźnie wskazanego słabego punktu (pulsującej narośli na plecach).

Paula lub demon – w piekle pewności nie ma.

Do prawdziwie kuriozalnej sytuacji doszło w finalnej scenie dema – Garcia zobaczył w oddali swoją kobietę, odzianą jedynie w seksowną bieliznę, więc szybko ruszył w pościg. Gdy dopadliśmy Pauli, okazało się, że to pułapka – kusząca blondynka była tylko przebraniem przebiegłego demona o wdzięcznym imieniu George. Poznaliśmy go po tym, że dziewczynie... odpadła głowa (zdarza się najlepszym!). Po widowiskowym przerywniku filmowym demon ruszył na nas z impetem, ale niestety na tym zakończono próbkę gry.

Chyba nie trzeba wyjaśniać, że Shadows of the Damned to zwariowany pastisz krwistych horrorów i jednocześnie prawdziwa kopalnia zabawnych akcentów czy odniesień, które przerobiono na pełnoprawne elementy rozgrywki. Sam Goichi Suda przyznaje, że inspirował się filmami Grindhouse (a w szczególności częścią Roberta Rodrigueza) oraz mangą Crows. Ciekawym przykładem mogą być plakaty wiszące w różnych częściach miasta – na jednym z nich przedstawiono przepis kulinarny na demoniczny przysmak: „Do lodów waniliowych dodaj grubo posiekane truskawki, oczy i dorodne języki”. Mniam. Inną ciekawostką były automaty z absyntem – drinki różnego rodzaju będą pełniły rolę typowych mikstur. Nie bez znaczenia jest też to, że gra ma obfitować w brutalne sceny rodem z kina gore.

Pod względem technicznym nowe dzieło studia Grasshopper Manufacture wydawało się nierówne – z jednej strony mogliśmy podziwiać naprawdę świetne efekty związane z motywem ciemności, a z drugiej raziły niezbyt dobre tekstury. Trudno jednak uznać to za wadę, bo tak naprawdę odrobina „obleśności” graficznej pasuje doskonale do tej hybrydy gatunkowej. Pewnym problemem dla niektórych może być natomiast toporne sterowanie, do którego przyzwyczaiło nas już wiele innych japoński tytułów. Postać poruszała się nieco drętwo i czasami blokowała.

Poznajcie Grzesia – demona, który lubi przebierać się za kuszące blondynki.

Shadows of the Damned to gra w pewien sposób podobna do Alice: Madness Returns (także pokazywanej na imprezie Electronic Arts). W obu przypadkach wybierzemy się do zwariowanych i brutalnych światów. O ile jednak przygody młodej dziewczyny są w miarę przewidywalne, to dzieło Japończyków na pewno będzie zaskakiwało absurdalnymi i zwariowanymi pomysłami. I za to właśnie lubimy Goichi Sudę, który za pośrednictwem swoich mniej znanych, ale niezwykle cenionych dzieł przemyca do branży sporo dobrych patentów, a przede wszystkim dystans do własnej twórczości i samej specyfiki gier.

Szymon „Hed” Liebert

Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi
Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi

Przed premierą

Escape from Tarkov zapowiada się na najbardziej realistyczny symulator przebywania na nieprzyjaznym terenie. Mechanizmy zabawy są bardzo proste – największe przeszkody czają się zupełnie gdzie indziej.

Escape from Tarkov – oszałamiające graficznie połączenie The Division z Destiny w klimatach S.T.A.L.K.E.R.-a
Escape from Tarkov – oszałamiające graficznie połączenie The Division z Destiny w klimatach S.T.A.L.K.E.R.-a

Przed premierą

Połączenie The Division z Destiny, gry MMO z RPG. Najbardziej realistyczny i bezkompromisowy symulator strzelania i walk, jaki powstał. Obietnice twórców nowej gry Escape from Tarkov brzmią rewelacyjnie!

Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock
Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock

Przed premierą

Choć obie części System Shock zyskały uznanie krytyków, żadna z nich nie okazała się komercyjnym hitem. Trudno więc dziwić się, że niewielu chciało zainwestować w jej kontynuację. Teraz, po kilkunastu latach, zapomniany cykl wreszcie powraca do życia.