autor: Marcin Serkies
World of Tanks - przedpremierowy test - Strona 2
Decydująca faza otwartych testów World of Tanks dobiega końca. Jak gra wygląda dziś, w dwa tygodnie przed premierą – przekonajcie się sami. Dla każdego miłośnika starych czołgów to tytuł którego nie można ominąć.
Przeczytaj recenzję World of Tanks - recenzja gry
Wdrożenie się w bycie dowódcą czołgu nie zabiera wiele czasu. Wciśnięcie przycisku battle już po chwili pozwala ruszyć do boju, nawet bez zerkania na listę klawiszy – obsługa jest bardzo intuicyjna. Wraz z toczonymi bitwami sami uczymy się najważniejszych elementów pancernych starć. Szarże, dzikie wymiany strzałów niekoniecznie się sprawdzają. Tu należy postępować raczej ostrożnie, korzystać z mocnych stron swojej maszyny i przede wszystkim – znać mapy. Tych w wersji beta jest kilka, trafiamy zarówno na ciasne ulice zrujnowanych miasteczek, jak i na tereny wiejskie czy zwykłe odludzia, gdzie umiejętne wykorzystanie rzeźby terenu może stanowić o wygranej lub porażce. Mapy są wybierane losowo, a w zależności od tego, jaki jest poziom naszego czołgu, gra dokłada do puli dodatkowe pola walki. Dzięki takiemu posunięciu, zdobywając coraz mocniejsze maszyny, nie zawsze jesteśmy rzucani w nieznane. Pojawiają się też mapy, które już odwiedzaliśmy, w związku z czym jesteśmy w stanie uzyskać lepsze wyniki.

Liczba dostępnych czołgów to istny raj dla każdego miłośnika II wojny światowej. Trzy drzewka – niemieckie, rosyjskie i amerykańskie – zawierają po kilkanaście pojazdów. Nic nie zmieniło się pod względem ich typów – nadal mamy działa samobieżne, niszczyciele czołgów i same czołgi, podzielone na wozy lekkie, średnie i ciężkie. Mają one swoje wady i zalety, a ich poznanie to klucz nie tylko do sukcesu, ale też do czerpania satysfakcji z gry. Kolejne wehikuły zdobywamy w bardzo prosty sposób. Doświadczenie zyskiwane w bitwach przeznaczamy na wynajdowanie coraz to lepszych komponentów dostępnych maszyn. Na końcu każdego takiego drzewka odblokowujemy kolejny czołg, który możemy kupić lub – gromadząc doświadczenie i wydając nieco złota – odkrywać dalsze. Wybór, prawdę mówiąc, oszałamia, przynajmniej początkowo. Z czasem zaczynamy rozumieć, w jakim kierunku chcemy podążać i w jakim warto rozwijać technologię.
Aktualnie dostępny w każdej chwili jest tryb zwykłej, losowej rozgrywki. Wciskając przycisk battle, trafiamy do puli z innymi graczami. Gra, w zależności od poziomu maszyny, z której korzystamy, a także jej rodzaju, tworzy grupę trzydziestu graczy, których zestawienie ze sobą powinno dać zadowalające efekty. Dlatego nie musimy obawiać się, że grając lekkim czołgiem z pierwszego poziomu, szybko stracimy życie pod ogniem ciężkiego Tygrysa. Takiej możliwości nie ma, a ze sporej liczby bitew, które rozegrałem, wynika, że dobór maszyn do starć zrealizowano całkiem przyzwoicie – siły zawsze są wyrównane. Niestety, na razie gra nie pozwala wybrać mapy, na której będziemy walczyć, a szkoda, bo z czasem każdy zaczyna lubić pewne konkretne plansze, a inne podobają mu się mniej. Teraz jesteśmy zmuszeni walczyć na tych, które wybiera system. Ma to jednak swoje zalety i nawet logiczne wytłumaczenie – w końcu żołnierz walczy tam, gdzie mu każą, a nie tam, gdzie lubi. Co najwyżej może osiągać lepsze wyniki w pewnych sytuacjach, a partolić wszystko w innych.