autor: Maciej Jałowiec
Homefront - Graliśmy w kampanię! - Strona 2
W końcu przetestowaliśmy tryb single player gry Homefront. Po zapoznaniu się z pierwszym etapem kampanii można śmiało powiedzieć, że produkt firmy Kaos Studios prezentuje sobą dużo więcej, niż początkowo przypuszczaliśmy.
Przeczytaj recenzję Homefront - recenzja gry
Pierwszy etap był całkiem zróżnicowany i jeżeli reszta gry prezentuje podobny poziom, to kampania dla pojedynczego gracza może okazać się jedną z najciekawszych wśród tegorocznych gier akcji. Etapy podzielone są na sekcje, z których każda wymaga innego podejścia. Najpierw natykamy się na małą grupkę przeciwników chowających się za przeszkodami terenowymi. Celne strzelanie i rzucanie granatami ma więc niebagatelne znaczenie. Kilka sekund później musimy położyć się na ziemi i przeczekać przemarsz przeważających sił wroga. Chwilę później barykadujemy się na stacji benzynowej, odpierając zmasowany atak koreańskiej piechoty (wszystko to oczywiście z mocno ograniczonymi zasobami amunicji), który zdaje się trwać w nieskończoność. Nie brakuje również walk z pojazdami. Przemykanie pod ostrzałem wozów opancerzonych i okopanych karabinów maszynowych w celu zdobycia wyrzutni rakiet przeciwpancernych dodatkowo urozmaica rozgrywkę. Od czasu do czasu mamy też okazję oglądać przerywniki filmowe, których zadaniem jest przede wszystkim podtrzymywać klimat niesprawiedliwej wojny, w której cywile muszą brać sprawy w swoje ręce. Przyznaję, że widok czołgu wjeżdżającego do osiedla domków jednorodzinnych i masakrującego bezbronną ludność wzbudza bardzo silne emocje.
Końcówka pierwszego etapu wyłamuje się z przyjętej konwencji, gdyż dostajemy do dyspozycji zdalnie sterowany pojazd przeciwczołgowy. Zaznaczając kolejne cele, możemy odeprzeć koreański atak pociskami rakietowymi, w jakie wyposażony jest wspomniany wehikuł. Przez parę chwil to my panujemy nad sytuacją i pokazujemy okupantowi, gdzie raki zimują. Z tego, co mówił Greiner, okazji do kierowania pojazdami będzie stosunkowo niewiele. Zdradził przy tym, że w jednym z późniejszych etapów gry zasiądziemy za sterami helikoptera dowożącego paliwo do siedziby ruchu oporu.

Początek kolejnego rozdziału kampanii ma zupełnie inny charakter. Akcja osadzona jest w kryjówce partyzantów, gdzie możemy porozmawiać z napotkanymi tam ludźmi, posłuchać, jak prezentuje się sytuacja w pozostałych częściach kraju, a także poznać genezę konfliktu, w który się angażujemy. Jak na grę o tak kuriozalnym tle fabularnym etap tego typu wydaje się dość uzasadniony. Przy okazji sprawia on, że czysta akcja jest nieustannie przeplatana spokojniejszymi fragmentami.
Oprawa audiowizualna również nie pozostawia wiele do życzenia. Zaprezentowana wersja gry wygląda i brzmi bardzo dobrze. Otoczenie jest ładne, szczegółowe, bogate w efekty cząsteczkowe, a z głośników oprócz strzałów i eksplozji dobiegają nas krzyki zarówno po angielsku, jak i koreańsku. Nieco irytujące mogą wydawać się głosy towarzyszy, lecz moim zdaniem nie wynika to ze złego doboru osób biorących udział w nagraniach do gry, lecz z przerysowanego charakteru tychże postaci. Porywczy partyzant wygłaszający buńczuczne teksty donośnym głosem pasuje do klimatu tytułu, choć niekoniecznie musi przypaść nam do gustu.
Homefront zapowiada się nadzwyczaj dobrze. Początkowe doniesienia na temat fabuły gry można było potraktować jako próbę wypromowania słabego tytułu, lecz okazuje się, że produkcja Kaos Studios w żadnym wypadku nie zasługuje na to niesprawiedliwe miano. Kilkanaście minut z grą rozwiało moje wątpliwości związane z tworzeniem nowej, nikomu nieznanej marki. Homefront trafi na półki sklepowe już za kilkanaście dni.
Maciej „Sandro” Jałowiec