autor: Krzysztof Gonciarz
Total War: SHOGUN 2 - E3 2010 - Strona 2
Creative Assembly powraca do korzeni! Shogun 2 to powrót do pierwszej gry z serii Total War, od wydania której mija dokładnie dziesięć lat.
Przeczytaj recenzję Total War: SHOGUN 2 - recenzja gry
Rozpoczynamy od wysłania do ataku oddziału piechoty. Tradycyjnie – jedna grupa kilkudziesięciu żołnierzy wbija się w drugą, po czym wynik starcia pomiędzy każdą parą walczących liczony jest osobno. Praca kamery pozwala napawać się tym widokiem. Kiedy potyczka się kończy i zwycięzcy odchodzą, na placu boju zostaje jeden umierający żołnierz – przechodzi parę kroków z wnętrznościami przebitymi mieczem, po czym pada. Ma być więcej tego typu smaczków.
Przeprowadzamy szybki atak kawalerią – tylko po to, by nadziać się na pułapkę przeciwnika! W lesie ukryci byli łucznicy, którzy dziesiątkują naszą konnicę swoimi płonącymi strzałami. Korzystając z impetu, niedobitkom udaje się przebić przez tyły linii wroga, ale nasi są już zbyt słabi i szybko zostają wybici. Na horyzoncie zauważamy linię wybrzeża, co jest nowością w tej części serii – otworzy to nowe możliwości taktyczne zamykania przeciwników w kącie bez opcji odwrotu. Pada pytanie, czy wobec tego zobaczymy łączone misje morsko-lądowe. Odpowiedź jest, niestety, negatywna.

Klan dowodzony przez sztuczną inteligencję rusza do ataku. Nasi pikinierzy zajmują pozycje obronne i próbują utrzymać linię, ale są cały czas ostrzeliwani przez ukrytych w lesie łuczników z płonącymi strzałami. Trzeba coś z tym zrobić! Teraz, kiedy piechota wroga jest już związana walką z naszymi siłami, łucznicy są pozbawieni ochrony. Możemy wykorzystać ich kryjówkę w lesie na ich niekorzyść – nie zobaczą naszej kawalerii, zanim nie poczują na sobie jej mieczy.
Po zlikwidowaniu łuczników możemy zaatakować zajęte walką siły wroga od tyłu. Kiedy nasza konnica ujawnia swoją pozycję, od razu widzimy malejące wskaźniki morale. Przerażeni przeciwnicy zaczynają uciekać i wiemy już, że wygraliśmy tę bitwę.
Tak wyglądał scenariusz zaprezentowany na targach. Była cudowna grafika, były dość klasyczne dla serii mechanizmy i była aura tajemnicy unosząca się wokół dyplomatyczno-klanowo-plotkarskiej warstwy Shoguna. Najważniejszy jest chyba sam fakt powrotu do Japonii. Bitwy w orientalnych sceneriach, pola walki obsypane kwiatami kwitnącej wiśni, kodeks honorowy, te klimaty – fajnie, że kolejna część serii odświeży te realia. Gra trafi tylko na pecety, w bliżej niesprecyzowanym momencie 2011 roku. Czekamy.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz