autor: Maciej Makuła
R.U.S.E. - testujemy przed premierą - Strona 4
Ubisoft ma nowy pomysł na zrobienie strategii czasu rzeczywistego. Sprawdziliśmy, czy ma on w ogóle sens, grając w przedpremierową wersję R.U.S.E.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry R.U.S.E. - czy II wojnę światową można wygrać z padem w ręku?
Zagrożenie zza buga
Testowaliśmy naturalnie wersję PC. Pomimo całego „barokowego przepychu graficznego” produkcja ta jest znakomicie zoptymalizowana. Dość powiedzieć, że jako wyznawca plenerowego grania na laptopie (ostatnio pogoda przecież sprzyja) mogłem spokojnie cieszyć się komfortową rozgrywką (dwurdzeniówka, GT8600M, czyli zubożona tragicznie wersja odpowiednika bez literki M). Po wycięciu większość efektów na shaderach, naturalnie. Ale w końcu dla bajecznej oprawy uruchamia się gry należące do innych gatunków.
Jedyne, co drażni, to infrastruktura sieciowa. Gra potrafi np. wejść do menu wyszukiwania potyczek, z którego wyjścia już nie ma, bo ikonki poznikały, czy zawiesić się w momencie, gdy jeden z graczy się rozłączy (tzn. trzeba ją uśpić z poziomu menadżera zadań). Na domiar złego – pole „zgłoś błąd” odsyła do strony, która informuje, że Ubisoft nie prowadzi aktualnie żadnych beta-testów. Zaiste – przebiegłe zagrania najwyraźniej nie ograniczają się tylko do bitewnej planszy. Oczywiście zwyczajnie wkurzają też niekomunikatywne głąby z drużyny (w sensie w grach multiplayer), lecz to już chyba niestety przypadłość świata jako takiego.

Ale nie ma co narzekać – w końcu to niekompletna beta. Jeśli zapomnieć o tych, było nie było, drażniących przypadłościach – jest świetnie. Jak miałem sprawdzić R.U.S.E. bardziej z obowiązku niż z żywego zainteresowania, tak obecnie jest to pozycja, na której pełną wersję czekam niecierpliwie. Przekonałem się, że mimo zamiaru ukierunkowania jej na komercyjnego odbiorcę (bo widać, że to tytuł z górnej półki i dziwne byłoby, gdyby wydawca nie chciał odzyskać wsadzonej w niego kasy) gra nie jest w żaden sposób uproszczona, żeby nie napisać – upośledzona. Jej tempo i założenia sprawiają, że niezależnie od tego, czy posługujemy się myszą, dotykowym ekranem, czy padem – dostajemy naprawdę udaną i dość nietuzinkową strategię czasu rzeczywistego. Z naciskiem na ten pierwszy człon.
Pomimo braku batalii morskich, niepełnej jeszcze listy kart oraz jednostek, a pewnie i innych atrakcji – byłbym w stanie zapłacić nawet za tak „okrojony” produkt. Do tego stopnia spodobał mi się R.U.S.E.. Niecierpliwie wyczekuję informacji na temat dalszych losów tejże produkcji, polecam mieć ją na oku, a już na pewno – zapoznać się wersją beta (dostępną na platformie Steam).
Maciej „Von Zay” Makuła