autor: Przemysław Zamęcki
Tom Clancy's Splinter Cell: Conviction - już graliśmy! - Strona 2
Na zaproszenie polskiego oddziału firmy Ubisoft udaliśmy się na specjalny pokaz gry, na którym mogliśmy sprawdzić, jak z bliska prezentuje się Splinter Cell: Conviction.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Tom Clancy's Splinter Cell: Conviction - metamorfoza Sama Fishera
Autorzy gry, omawiając zastosowany w niej system rozgrywki, opisują go trzema słowami: prepare (przygotowanie), execute (wykonanie) i vanish (zniknięcie). Inaczej mówiąc, gracz powinien poczuć się jak drapieżnik. Niezłym przykładem jest tu właśnie misja, w którą mieliśmy okazję zagrać podczas pokazu. Oto sporych rozmiarów posiadłość przylegająca do uliczki, na której znajduje się bazar, a na nim mnóstwo kupujących i oglądających. Rezydencja pilnowana jest przez kilkunastu oprychów. Spokojnie chodzimy sobie pomiędzy ludźmi, starając się nie wzbudzić zainteresowania ze strony strażników, którzy doskonale wiedzą, czego i kogo mogą się spodziewać. Wiedzą, jak wygląda Sam Fisher, wobec czego lepiej być ostrożnym i nie podchodzić zbyt blisko. Jeżeli bohater zostanie rozpoznany, natychmiast rozpocznie się strzelanina rodem z klasyki gatunku TPP.

W przypadku rozpoczęcia walki tłum przechadzający się po ulicach rzuci się do ucieczki. Ale nie tylko wtedy. Na przykład niechcący rzuciłem granat w sam środek straganów. Efekt był podobny, z tym, że w pięć sekund miałem na karku wszystkich strażników znajdujących się nieopodal. Jednak i na to Sam ma sposoby. Jako tajny agent doskonale radzi sobie, nie tylko strzelając z broni, ale także w sztukach walki. A konkretnie w technice Krav Maga, czyli niezwykle brutalnym izraelskim systemie samoobrony polegającym na szybkiej eliminacji zagrożenia poprzez ciosy w newralgiczne punkty ciała przeciwnika, jak na przykład gardło czy okolice krocza. W bezpośrednim starciu z naszym bohaterem żaden przeciwnik nie ma szans, a właściwie jedynym problemem jest zbliżenie się do niego na odpowiednią odległość. W praktyce wyglądało to tak, że zamiast próbować ucieczki i krycia się w ciemnym miejscu, „wężykiem” podbiegałem po kolei do wszystkich przeciwników i najzwyczajniej w świecie rozbrajałem ich siłą. Podbiegnięcie, wciśnięcie przycisku pada i po dwóch sekundach przed Samem leżało bezwładne ciało.
Można się troszkę krzywić w związku z tymi umiejętnościami Sama. W końcu wcześniej jakoś nie przejawiał on zapędów do okładania przeciwnika pięściami, ale taki właśnie kierunek wybrali autorzy gry. Bohater jest sprawniejszy i szybszy niż poprzednio, co otwiera przed nami nowe możliwości. Z drugiej strony takie zagrania prezentują się niezwykle efektownie i zapewniam Was, że znajdą się osoby, które zdecydują się ukończyć grę, traktując ją jak zwykłą strzelanko-nawalankę. Jest to jak najbardziej możliwe. W tym tkwi także siła nowego Splinter Cell. Każdy będzie mógł przejść go w taki sposób, jaki uzna za najbardziej odpowiedni dla siebie. A najlepiej przejść grę kilka razy, każdorazowo inaczej. W odróżnieniu od pozostałych części, które tylko iluzorycznie pozwalały na pewną dowolność działań.