autor: Michał Bobrowski
Bionic Commando - już graliśmy! - Strona 2
Nathan Spencer powraca w znakomitym stylu. Jeśli cała gra jest równie atrakcyjna jak fragment, w który już graliśmy, to w maju szykujcie kasę na Bionic Commando.
Przeczytaj recenzję Bionic Commando - recenzja gry
Po jednym z celnych strzałów uszkodzona Mohole zalega na powierzchni – ten moment wykorzystujemy natychmiast, aby wczepić się w sam środek laserowego oka. Ułamek sekundy później podrzuceni przez przeciwnika wykonujemy efektowny skok, by z całej siły uderzyć go w najczulszy punkt. Wyraźnie uszkodzony przeciwnik (pasek „życia” poniżej połowy) zaczyna atakować przy pomocy powtarzanych kilkakrotnie fal uderzeniowych, które jednak bardzo łatwo po prostu przeskoczyć. Chwilę później ponownie atakujemy oko Mohole – tym razem mocne uderzenie skutecznie kończy jej żywot. A ja... ja właśnie spostrzegam, że muszę obiec dookoła resztki przeciwnika, gdyż akurat na ten obiekt NIE mogę się wspiąć. Tym małym zgrzytem kończy się naprawdę dająca dużo satysfakcji misja single player.

Prawdziwy pazur Bionic Commando pokazuje również przy okazji serii deathmatchów w trybie dla 8 graczy. Udostępnione mapy dają naprawdę wiele możliwości wykorzystania bionicznego ramienia, począwszy od szybkiego przemieszczania się po ścianach budynków po niezwykle efektowne walki w zwarciu. Początkowo wydawało mi się, że 8 uczestników będzie trochę małą liczbą jak na mapy multiplayer – jednak już po chwili zmieniłem zdanie – większa ilość powodowałaby tylko chaos, a tak możemy czerpać wiele przyjemności z różnorodnych form polowania na przeciwników – a tych nie brakuje. Na mapie można znaleźć porozrzucany arsenał (shotgun, karabin snajperski, wyrzutnie samonaprowadzających się rakiet czy typowy karabin maszynowy). Nie brakuje również pancerzy, apteczek czy wzmacniaczy bionicznych umiejętności bohatera. Interesującą ciekawostką jest fakt, że właśnie za wykorzystanie tych ostatnich do eliminowania przeciwników otrzymamy więcej punktów niż np. za snajperski headshot – tym samym nawet skuteczne „kampowanie” z jakiegoś skalnego występu niekoniecznie zapewnia pierwsze miejsce w danym meczu. O wysokiej grywalności tego trybu niech świadczy fakt, że przez oba dni tegorocznego Captivate cały czas nie brakowało chętnych do „jeszcze jednej partyjki w Bionica”.
Opisując wrażenia z obu trybów rozgrywki, warto zwrócić uwagę na jeszcze kilka spraw – po pierwsze – cieszy to, że Bionic Commando naprawdę wygląda na dopracowany produkt. Opóźnienie daty premiery (gra finalnie zawita na europejskie półki sklepowe 22 maja tego roku) pozwoliło na lepsze doszlifowanie różnorodnych smaczków. Oprawa graficzna prezentuje się naprawdę przyzwoicie, warstwa dźwiękowa nie zawodzi, tempo akcji nie spada ani na chwilę, a to co najbardziej przypadło mi do gustu, to bardzo dobrze opracowane sterowanie.
Nigdy bym nie przypuszczał, że ponowny (po Bionic Commando Rearmed) kontakt z Nathanem Spencerem będzie dla mnie aż tak miłym zaskoczeniem – tym bardziej z wielką niecierpliwością wyczekuję chwili, w której kurier dostarczy do redakcji wersję recenzencką tej gry.
Michał „Misza” Bobrowski