autor: Artur Falkowski
Eragon - test przed premierą - Strona 3
Eragon zniknie wśród wielu podobnych tytułów. Nie mamy bowiem do czynienia z grą per se, a raczej z gadżetem związanym z promocją kinowej megaprodukcji, choć przyznać trzeba, że nieźle się w tej roli spisuje.
Przeczytaj recenzję Eragon - recenzja gry
Otoczenie jest zróżnicowane. Zwiedzamy między innymi lasy, wioski, warownie, jaskinie. Nie ograniczamy się jedynie do poruszania się przed siebie. Wchodzimy do budynków, wspinamy się po drabinach, zsuwamy po linach i niczym bohater gry Prince of Persia przemieszczamy się, zwisając z krawędzi. Eragonowi brakuje jednak gracji i wdzięku, z jakimi poruszał się Książe.
Od początku rozgrywki towarzyszy nam Brom, pełniący funkcję przyjaciela, a także mentora. Zazwyczaj jego ruchami steruje komputer, jednak w każdej chwili możemy do zabawy zaprosić znajomego. Oczywiście da się grać w pojedynkę, ale biorąc pod uwagę, że nasz komputerowy przyjaciel inteligencją nie grzeszy, sugerowałbym znalezienie sobie jakiegoś ludzkiego sprzymierzeńca.
Ciekawie rozwiązany został wskaźnik Furii. Wyświetlony w postaci znajdującego się na dole ekranu paska, jest ładowany z obu stron: z jednej przez Eragona, z drugiej przez Broma. Kiedy obie części spotkają się pośrodku, mamy możliwość odpalenia specjalnego trybu, w którym nasi bohaterowie są praktycznie niezwyciężeni, a ich ciosy zadają o wiele większe obrażenia niż normalnie.
Czasami będziemy musieli zmierzyć się z zapowiadanymi przez autorów zagadkami. Sprowadzają się one jednak co najwyżej do przestawienia dźwigni albo użycia magii w odpowiednim miejscu. Nie są to zadania, do których rozwiązania trzeba by wysilać szare komórki.
Zupełnie odrębnym elementem są misje powietrzne. Dosiadamy wtedy naszej smoczycy i mkniemy przez przestworza eliminując wrogów. Do dyspozycji mamy łuk oraz zabójczy cios smoczym ogonem, a w późniejszych partiach gry popisowy numer legendarnych jaszczurów – zionięcie ogniem.

Przyznać muszę, że najwięcej oczekiwałem właśnie po tym elemencie rozgrywki. Niestety mocno się rozczarowałem. O ile naszym smokiem możemy poruszać się w miarę swobodnie, to kamera zachowuje się, jakby jechała po jakichś niewidocznych szynach. Nigdy nie wiadomo, w którą stronę skręci. Możemy jedynie w ten sposób kierować Saphirą, by nie wpadać na drzewa i inne przeszkody terenu. Jest do dość trudne do wykonania, kiedy kamera nie nadąża za akcją. W pewnych momentach lecimy po prostu na oślep, ponieważ nie widzimy drogi przed sobą. Dodajmy do tego, że nasz środek transportu do najwolniejszych nie należy, a wrogowie wyskakują z najbardziej niespodziewanych miejsc i często nawet nie zauważamy, kiedy nas atakują. Zdecydowanie nie nazwałbym tego komfortowym rozwiązaniem.
Wspominałem już o tym, że gra podzielona jest na misje poprzedzone filmikami przerywnikowymi. Dostęp do nich mamy za pomocą mapy świata, na której ponanoszone są kolejne etapy naszej podróży. Każdy z nich odkrywany jest wraz z rozwojem fabuły. Mamy jednak możliwość ponownego przechodzenia już ukończonego zadania w celu pobicia swoich rekordów czy też znalezienia ukrytych przedmiotów. Tylko z poziomu mapy możemy zapisywać stan gry.