autor: Patrycja Rodzińska
Shade: Gniew Aniołów - przed premierą - Strona 3
Główny bohater to były najemnik, wynajęty w roli detektywa przez Watykan. Do Stolicy Piotrowej dociera informacja o rzekomym cudzie, jaki miał mieć miejsce w niewielkim miasteczku, gdzieś w północnej Europie, a cuda w XXI wieku to sprawa podejrzana.
Przeczytaj recenzję Shade: Gniew Aniołów - recenzja gry
Coś do ręki
Choć dewizą gry jest hasło: „Use your brain, guns are just for surviving”, trudno wyobrazić sobie pokonanie wszystkich wrogów (w sumie 8 grup, 26 różnych typów przeciwników) gołymi rękami. Gracz ma do dyspozycji blisko 20 różnych egzemplarzy broni: białą jak np. najwdzięczniejszy z wszystkich typów oręża – miecz, kusze, czy tez ostrą: pistolety, snajperki, granaty... Istnieje możliwość przywłaszczenia sobie broni pokonanego przeciwnika. Podróżując z jednego świata do następnego, należy pamiętać, że broń niezgodna z epoką, w której przebywamy ma ograniczony zasób amunicji lub nie ma jej w ogóle.
Jednak najpotężniejszą bronią jest wewnętrzny demon, w którego detektyw może się przeistoczyć. Rogaty demon działa samodzielnie w ograniczonym czasie tzw. „czasie demona”, który uzyskuje się zabijając kolejnych wrogów. Jednak wszystko ma swoją cenę. Im częściej zabijamy i posługujemy się fizyczną i magiczną siłą naszego demona, tym bardziej stajemy się odczłowieczeni. Choć wrogowie są bardzo czujni, reagują np. na dźwięki, istnieje możliwość przejścia niejednego poziomu bez użycia siły, a jedynie przy wykorzystaniu cieni i własnego sprytu. Dlaczego o tym wspominam? To, w jaki sposób gracz zdecyduje się przejść grę, czy wybierze ludzkie czy demoniczne wcielenie, a co się z tym wiąże, sposób rozwiązywania „problemów”, będzie miało wpływ na jej zakończenie.
Dla oka
Widok będzie ukazany z perspektywy trzeciej osoby (TPP), a dynamiczna kamera pozwoli nam spojrzeć na bohatera i otaczającą go rzeczywistość (lub nierzeczywistość) z perspektywy żabiej, czołowej, bocznej i ptasiej oczywiście. Istnieje możliwość przełączenia widoku do trybu FPP, ale jest to mało praktyczny pomysł ( w tej grze należałoby mieć oczy dookoła głowy), który sprawdza się, co najwyżej, w bezpośredniej walce z jednym lub dwoma przeciwnikami.
Gniew Aniołów został dobrze dopracowany pod względem graficznym – ładna architektura, dynamiczna gra świateł i cieni, półmrok, który podtrzymuje klimat ciągłego zagrożenia. (Gry nie polecam osobom z wadami wzroku, gdyż wpatrywanie się non-stop w egipskie ciemności, w celu odróżnienia przeciwników od krzewów, pajęczych firan i własnych halucynacji, które bohaterowi będą się przydarzały, może przemęczyć oczy).
Dla ucha
Przeraża nie to, co widać, a to, co może się zdarzyć i co możemy sobie wyobrazić dzięki zmysłowi słuchu. BES zadbało, aby nasza wyobraźnia plątała się w domysłach. Będziemy mogli usłyszeć 500 różnych efektów dźwiękowych (szelesty, pohukiwanie sów, zbliżające się kroki, odgłosy kruków, wiatru, szczurów chodzących po kostkach gracza itd.) oraz 100 aranżacji muzycznych.
Gra zapowiada się na nadzwyczaj udany tytuł, lecz zapowiedź do chwili premiery to tylko ubrana w ładne słowa gdybanina. Przypomniała mi się sytuacja, której kilka dni temu byłam świadkiem.
Rodzina – mama, tata, dwójka dzieci w wieku przedszkolnym. Tata, ku radości swoich pociech, nadmuchuje do granic możliwości niebieski balonik. Nie, balonik nie pęka, ale ucieka ojcu z rąk. Z balonika ulatuje powietrze, wydając przy tym mało eleganckie odgłosy. Miejmy nadzieję, że Shade: Gniew Aniołów nie okaże się zbyt nadmuchanym obietnicami wydawcy balonikiem, z którego po premierze uleci powietrze.
Patrycja „Soleil Noir” Rodzińska