Graliśmy w Sherlock Holmes: Chapter One - detektyw w tropikach - Strona 2
Nowa gra studia Frogwares o Sherlocku Holmesie przetestuje tolerancję największych fanów słynnego detektywa na odstępstwa od kanonu. Za to w mechanikach rozwiązywania spraw kryminalnych widać parę naprawdę ciekawych pomysłów.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Od sprawy do sprawy
W swojej recenzji Sinking City pisałem, że rozwiązywanie zwykłych kryminalnych spraw wciąga tam bardziej niż główny wątek pradawnego Cthulhu. Podobnie jest w Chapter One. Szybko wpadamy w wir detektywistycznych zagadek, dedukowania i dzięki temu od razu zapominamy o tym, że jako Sherlock Holmes bardziej pasujemy do posiadłości Dartmoor z Hitmana 3. Bohater jeszcze przed możliwością odświeżenia się po podróży w hotelowym pokoju staje przed wyzwaniem rozwikłania tajemnicy kradzieży i morderstwa.
Powracają mechaniki przesłuchiwania świadków i łączenia dowodów w pary, by wydedukować z nich coś więcej. Ucieszyłem się ze znanego z Sinking City szukania miejsc po adresie i nazwach ulic, a nie przez znacznik na mapie. Znowu odwiedzimy policyjne archiwum, by przejrzeć tamtejszą bazę danych. Przyjdzie nam też dokonywać wyborów moralnych, choć w trakcie dwóch misji nie mogłem jeszcze stwierdzić, czy będzie miało to wpływ na późniejsze wydarzenia. Głównym wątkom fabularnym towarzyszyć ma sporo zadań pobocznych i wydają się one równie ciekawe, sądząc po krótkim queście z dema dotyczącym kradzieży u krawcowej.
Fajną ewolucję przeszła mechanika zmiany strojów. To, co w Sinking City miało znaczenie wyłącznie kosmetyczne i pojawiało się w poprzednich Sherlockach, tutaj ma spory wpływ na rozgrywkę. Holmes, niczym detektyw Clouseau z Różowej pantery, może przebierać się, a nawet charakteryzować, co pomaga w różny sposób w śledztwach. Raz ułatwi to sporządzenie portretu pamięciowego, a kiedy indziej wpłynie na zeznania świadków. Niektórzy bowiem powiedzą nam wprost, że z „bogatymi fircykami nie rozmawiają”. Pójście na wywiad w brudnym stroju robotnika będzie wtedy lepszym rozwiązaniem.
Spodobała mi się także mechanika „podsłuchiwania plotek”. Holmes może nadstawić ucha i wyłuskać różne zdania z rozmowy dwóch postronnych osób. Wtedy, niczym w aplikacji Tinder, „swipe’ujemy” w jedną stronę wypowiedzi, które uznajemy za bezwartościowe, a w drugą te hipotetycznie istotne dla sprawy.
WALKA BĘDZIE „OGŁUSZAJĄCA” I OPCJONALNA
Jedną z mechanik, której nie dało się jeszcze sprawdzić w demie, jest walka. Holmes nie będzie jednak brutalnym mordercą odstrzeliwującym każdego na swojej drodze. Walka ma być dostępna tylko w trakcie pasujących do niej momentów w fabule. Przemoc będzie nastawiona na ogłuszanie i dezorientację przeciwnika, by go obalić i finalnie aresztować. Co więcej, w opcjach będzie można kompletnie wyłączyć sekwencje walk, by skupić się tylko na fabule i rozwiązywaniu zagadek.
Grafika nie jest brzydka, ale od strony technicznej gra dopiero goni współczesne standardy wśród najlepszych.
Drewno drzew palmowych
W przeciwieństwie do nowej lokacji, do nowego młodego Holmesa i jego kompana w grze Frogwares nie zmieniła się jakość wykonania, która wciąż nieco odstaje od współczesnych standardów. Grafika może nie jest jakaś szczególnie brzydka, bo wszystko prezentuje się w miarę przyzwoicie. Czuć i widać jednak pewne braki, jeśli chodzi o animacje czy ilość detali. Postacie NPC robiące za tłum w pomieszczeniach to przyspawane do podłoża kloce zapętlone w swoich paru klatkach animacji. Wszędzie da się dostrzec nieco za dużo „kopiuj-wklej”. Rzuca się ono w oczy zwłaszcza przy dziwnym „fetyszu zamiatania”, bo te same osoby machające miotłami robią to zarówno na korytarzach luksusowego hotelu, jak i na piaszczystych alejkach cmentarza. O reszcie rzeczy trudno na razie wyrokować, bo demo było w wersji alfa i gra zapewne doczeka się małych i większych poprawek i szlifów.
Cordona to otwarty świat, w którym sami musimy zawsze odnaleźć drogę. Gra nie prowadzi nas za rączkę.
Graj sam, nikt nie „poprowadzi Cię za rączkę”
O ile więc Sherlock Holmes: Chapter One nie przekonał mnie jako gra o słynnym angielskim detektywie, tak na pewno zaciekawił jako kolejna fajna przygodówka detektywistyczna. Zbieranie dowodów, przesłuchiwania, kojarzenie faktów, eksploracja miasta w poszukiwaniu informacji potrafią sprawić naprawdę sporo frajdy. Jeszcze istotniejszy jest fakt, że gra nigdy nie prowadzi nas za rączkę, nie pokazuje, gdzie iść, kogo obwinić o zbrodnię, a wymusza czytanie i rozumienie informacji. Dla mnie to o wiele ważniejsze od naturalnych ruchów w animacjach czy innych fajerwerków graficznych. Holmes nie Holmes, czuję, że na Cordonie i tak będę się dobrze bawił.
Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl