Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Sherlock Holmes: Chapter One Przed premierą

Przed premierą 2 czerwca 2021, 16:00

Graliśmy w Sherlock Holmes: Chapter One - detektyw w tropikach

Nowa gra studia Frogwares o Sherlocku Holmesie przetestuje tolerancję największych fanów słynnego detektywa na odstępstwa od kanonu. Za to w mechanikach rozwiązywania spraw kryminalnych widać parę naprawdę ciekawych pomysłów.

Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

Studio Frogwares chyba niezbyt miło wspomina przygodę z tematyką Cthulhu w swojej ostatniej grze Sinking City. I wcale nie chodzi tu o recenzje czy opinie graczy, a o późniejszą aferę z wydawcą Nacon, przerabianiem gry, usuwaniem ze Steama i jej dyskusyjnym powrotem. Na szczęście autorzy nie tracili czasu wyłącznie na prawne przepychanki, tylko zajęli się pracą nad nowym tytułem, i to z serii, którą kontynuują od 2002 roku, czyli już niemal 20 lat!

Do takiego wyglądu Sherlocka Holmesa miłośnicy detektywa będą musieli się przyzwyczaić.

Po Sherlocku Holmesie: Chapter One spodziewałem się więc wciągających spraw detektywistycznych i nieco „drewnianego” wykonania – dość charakterystycznych elementów dla gier tego studia. Ukończenie dwóch misji z udostępnionego dema wydaje się to potwierdzać. Twórcy postarali się jednak o trochę świeżości w kwestii czasu i miejsca wydarzeń. Zamiast fajki, znajomej czapki i wiktoriańskiej Anglii dostaniemy przylizanego dwudziestolatka odwiedzającego słoneczną wyspę Cordona – gdzieś na morzu Śródziemnym. Dla kogoś, kto z trudem przełknął wizję Holmesa z filmów Guya Ritchiego, może to być jeszcze większe udziwnienie do zaakceptowania.

Odstępstwem od kanonu jest także nowy towarzysz „Sherry’ego” - jego najlepszy przyjaciel Jonathan.

Żar wiktoriańskich tropików

Z jednej strony rozumiem chęć twórców do wprowadzenia jakichś zauważalnych zmian, ale mnie osobiście młody Sherlock i śródziemnomorskie klimaty jakoś nie przekonały. W ogóle nie czułem, że wcielam się w słynnego detektywa. Miałem raczej wrażenie obcowania z nową marką wśród przygodówek. Być może dlatego, że wychowałem się na książkach Artura Conan Doyle’a i ich bardzo wiernych ekranizacjach – do dziś pamiętam wizytę w domu detektywa w Londynie, a „młody Holmes” to dla mnie ten z filmu Piramida strachu. Ale jeśli ktoś nie zna za dobrze „uniwersum Sherlocka”, jest szansa, że nie zwróci na to uwagi.

Autorzy wykorzystali fakt, że o przeszłości detektywa niewiele wiadomo z książek. Stworzyli więc własną wersję, w której Cordona na morzu Śródziemnym to rodzinne strony młodego spryciarza (bo jeszcze nie detektywa) i miejsce, gdzie dorastał. Jego przybycie związane jest z chęcią odwiedzin grobu matki, która zmarła tam 10 lat temu, co było bezpośrednim powodem opuszczenia wyspy. Teraz, po latach, młody Holmes pragnie uczcić jej pamięć i pogodzić się z duchami swojej przeszłości.

Sama Cordona to, podobnie jak Oakmont w Sinking City, dość sporych rozmiarów miasto o strukturze otwartego świata. Nie jest już ponure i posępne, a skąpane w słońcu, choć wakacyjne klimaty zaburzane są trochę przez różnice społeczne widoczne na ulicach. To miejsce, gdzie Afryka styka się z Europą. Bogactwo i przepych mieszają się tam z biedą mieszkańców z niższych warstw społecznych, co ma mieć jakiś wpływ na rozgrywkę. Lokacje wyglądają całkiem przekonująco, jest gdzie chodzić, ale całość bardziej kojarzyła mi się z „konkurencyjnym” Herkulesem Poirotem niż z Holmesem.

Śródziemnomorska Cordona w niczym nie przypomina wiktoriańskiej Anglii.

To elementarne, drogi Jonathanie

Kolejne odstępstwo od tradycji stanowi towarzysz Holmesa. Zamiast wiernego doktora Watsona mamy tutaj Jonathana – najlepszego przyjaciela bohatera, jeszcze z czasów dzieciństwa. Jest równie elegancki i dystyngowany, a do nas zwraca się zdrobniale „Sherry”. Jon uwielbia dyskutować z bohaterem, czasem coś podpowie w związku z rozwiązywaną sprawą, a w dalszej części gry ponoć nawet naprowadzi na jakieś zadania poboczne. No i przygotujcie się jeszcze na pewną niespodziankę, która – muszę przyznać – całkiem się autorom udała.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Lubisz epizodyczne przygodówki?

Tak, podział na odcinki to dobra rzecz
7,6%
Nie, wolałbym dostać całość naraz
92,4%
Zobacz inne ankiety
Po co komu nowe Heroes of Might and Magic, skoro nadchodzi Songs of Conquest
Po co komu nowe Heroes of Might and Magic, skoro nadchodzi Songs of Conquest

Przed premierą

W niszy, która powstała po porzuceniu przez Ubisoft serii Heroes of Might and Magic sukcesy odnosić mogą mniejsi twórcy, tacy jak Lavapotion. Ich Songs of Conquest może być najlepszą grą w stylu „hirołsów” od czasów kultowej trójki.

STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

Graliśmy w My Summer Car – samochodowy survival dla wytrwałych
Graliśmy w My Summer Car – samochodowy survival dla wytrwałych

Przed premierą

Lato, urlop, własna bryka – My Summer Car brzmi jak lekka, wakacyjna przygoda, ale w rzeczywistości to hardkorowy symulator dla wytrwałych.