Far Cry 5 – fanatyczny kult ostrożności - Strona 2
Deweloperzy przy okazji piątej części serii Far Cry może i podejmują cięższą niż zazwyczaj tematykę, ale nie dajcie się zwieść – to nadal gra, którą – gdyby nie inne środowisko – można by pomylić z poprzednimi odsłonami.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Far Cry 5 – szalony sandbox
Na bezrybiu nowości
„Rozcieńczenie” fabularne rzuca się w oczy także dlatego, że poza misjami zwiększającymi wskaźnik oporu Ubisoft tradycyjnie przygotował zestaw nadprogramowych aktywności, którym oddamy się dla pieniędzy czy dodatkowych umiejętności. Oprócz polowania na rozmaite zwierzęta lądowe nowy Far Cry wprowadza łowienie ryb. System jest całkiem złożony – nie można tak po prostu podejść do wody i oczekiwać, że pstrąg czy jesiotr sam wpadnie w nasze stęsknione ramiona, musimy odpowiednio manipulować wędką, uważać na napięcie linki, a przy okazji mieć na oku otoczenie, by nie zostać znienacka zaatakowanym przez niedźwiedzia. Niestety, to jedna z bardzo niewielu całkowicie nowych mechanik, a i tak mam wrażenie, że spora część graczy raczej ją sobie odpuści. Poza tym w grze znalazły się też wyścigi kaskaderskie, które są o tyle ekscytujące, że na trasie co rusz pojawiają się przeciwnicy czy dzikie zwierzęta, co skutecznie utrudnia wykręcenie dobrego czasu.
WIEŻE PRECZ
Oprócz łowienia ryb ważną zmianą w „piątce” ma być nie aktywność dodana, a usunięta. Mowa o wspinaniu się na wieże w celu odblokowywania mapy regionu, które doprowadzało do szewskiej pasji część miłośników cyklu. Nie zabraknie oczywiście wysokich obiektów, na które będziemy mogli się wdrapać, ale informacje na temat ciekawych lokacji czy zadań uzyskamy przede wszystkim dzięki znalezionym notatkom i przeprowadzonym rozmowom.
Owo pójście w stronę totalnej piaskownicy różni gracze odbiorą odmiennie – w moim przypadku oznaczało to, że bawiłem się naprawdę dobrze, ale z tyłu głowy miałem poczucie braku jakiekolwiek większego celu. Jeżeli to ostatnie Wam nie przeszkadza, najnowsza produkcja Ubisoftu powinna zapewnić sporo dobrej zabawy. Samo strzelanie jest satysfakcjonujące, broń ma odpowiednią moc i czuć między jej różnymi typami spore różnice, wrogów jest dostatecznie wielu, by stanowili wyzwanie, nawet skradanie się potrafi być fajne, chociaż sztuczna inteligencja przeciwników wybacza graczowi bardzo dużo. Far Cry 5 to niemal lustrzane odbicie poprzednich odsłon, więc nie dziwota, że powiela też ich najmocniejsze strony – to nadal pozycja, która w najefektowniejszych momentach czystego chaosu potrafiłaby przyprawić Michaela Baya o zawrót głowy.
Jeszcze lepiej jest, gdy nie działamy w pojedynkę. A gra robi wszystko, by ułatwić nam znajdowanie partnerów – porozrzucanych po mapie bohaterów, których możemy zwerbować dla sprawy, jest kilku, każdy o odmiennych umiejętnościach i specjalizacji. Wśród nich znalazł się m.in. pies Boomer oraz niedźwiedź Cheeseburger, pierwszy pełniący rolę cichego zwiadowcy, a drugi skupiający na sobie całą uwagę wroga. Poza tym czasami pomagają nam postacie, które spotkaliśmy w odbitych obozach lub oswobodziliśmy z niewoli. Najlepsza jest jednak kooperacja – tym bardziej że w „piątce” ograniczeń dotyczących zabawy w duecie nie ma i z przyjacielem u boku da się ukończyć cały główny wątek fabularny. Jeśli więc macie znajomego z podobnym zamiłowaniem do rozwałki, we dwójkę rozpętacie w hrabstwie Hope prawdziwe piekło.
Kooperacja to podwójne zniszczenia, podwójna akcja i podwójne zamieszanie – w przeciągu kilkudziesięciu minut kilka razy oberwałem od mojego partnera z granatnika.
Pocztówka z Montany
Momenty pełne eksplozji, świszczących nad głową pocisków i nawałnicy wrogich sił to chwile, gdy świat Far Crya 5 robi naprawdę świetne wrażenie. Gdy opada bitewny kurz i można rozejrzeć się po otaczającym nas krajobrazie, szybko okazuje się jednak, że widokom z Montany daleko do gorącej Afryki, tropikalnych wysepek czy majestatycznych Himalajów. Mam nadzieję, że hrabstwo Hope czymś mnie jeszcze pozytywnie zaskoczy – w końcu widziałem tylko jeden z trzech dużych obszarów – ale to, co dotychczas pokazał Ubisoft, nie prezentuje się szczególnie ekscytująco. Poziom oprawy jest naturalnie solidny, problem w tym, że brakuje tu jakiejś iskry, którą poprzednie części posiadały. Sytuacji przy tym bynajmniej nie poprawiają błędy techniczne – doczytujące się tekstury i spadki płynności. A przecież premiera już pod koniec tego miesiąca...
Nadchodząca odsłona serii wywoływała kontrowersje już od dawna – część graczy, szczególnie ze Stanów Zjednoczonych, uważała za nieodpowiednie zabijanie wirtualnych obywateli własnego kraju, kolejni sugerowali, że Ubisoft nie powinien skupiać się na religii, jeszcze innym cały pomysł na fabułę pachniał próbą wzbudzenia zainteresowania poprzez nawiązania polityczne. Ale pomimo całego tego zamieszania wokół niewygodnej tematyki, sama gra robi wrażenie skrajnie bezpiecznej. Fanom formuły może to nie przeszkadzać, jednak ostatecznie zmęczenie nią wydaje się nieuniknione. Ktoś powie – cykl po prostu zamiast diametralnych zmian woli ewoluować. Nie ma w tym nic złego. Ale od czasów Far Crya 3 tempo tej ewolucji odpowiada teorii Darwina: zanim zobaczymy coś całkowicie odmiennego, minie kilka tysięcy lat.
O AUTORZE
Grałem w Far Cry 5 przez około cztery godziny, testując zarówno kampanię dla pojedynczego gracza, jak i zabawę w kooperacji na konsoli PlayStation 4. Choć nigdy nie byłem fanatycznym miłośnikiem cyklu, solidnie zapoznałem się z każdą z części, poczynając od „jedynki”, a na Primalu kończąc. Obecny kierunek rozwoju marki nieszczególnie mi się podoba – zamiast sandboksa z milionem znajdziek i wskaźników wolałbym powrót do wzorców z bardziej skupionej na atmosferze i immersji „dwójki”. Nie zmienia to jednak faktu, że przy każdym z dotychczasowych Far Cry’ów bawiłem się nieźle.
ZASTRZEŻENIE
Koszty wyjazdu autora tekstu na pokaz gry Far Cry 5 w Paryżu opłaciła firma Ubisoft.
Jakub Mirowski | GRYOnline.pl