Graliśmy w Homefront: The Revolution – czy to nowy Far Cry w Filadelfii? - Strona 2
Zaprezentowane po wielu miesiącach ciszy Homefront: The Revolution okazało się dość wciągającą i klimatyczną strzelaniną, choć wiele pomysłów do złudzenia przypomina te z zupełnie innych gier.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Homefront: The Revolution - pierwszy Far Cry na CryEngine
Autorzy mocno starli się podkreślić, jak bardzo taka rozgrywka różni się od tej z serii Call of Duty, jednocześnie chwaląc się możliwością użycia zdalnie sterowanego autka jako nośnika ładunku wybuchowego! Podczas gry często natrafimy na różne zdarzenia losowe – np. pomoc grupie przemytników, nasza karma będzie tu jednak zależna od naszej sprawności. Jeśli nie zdołamy wykonać zadania, dotknie nas sroga kara w postaci zmasowanego ataku wroga lub konieczności długiego ukrywania się czy ucieczki. Poczucie wolności i otwartego świata psują trochę skrypty – jeśli mamy urządzić zasadzkę na konwój, to jedzie on zawsze tą samą drogą, a rodzaj pułapki przy odpowiednio przygotowanym otoczeniu (np. beczki gotowe do spuszczenia z wysokości) sugeruje interfejs gry.
...ale strzela się dobrze!
Tak – Homefront: The Revolution jest pełne zapożyczeń, ale czy to źle? Nie do końca, gdyż większość tych elementów sprawdza się tu całkiem dobrze, a sama gra posiada naprawdę niezły klimat i jest dość sprawnie zrobioną strzelaniną. Używanie broni – poklejonych taśmą, potrzaskanych M4, pistoletów czy shotgunów sprawia sporo frajdy, czuć siłę wystrzałów, a animacje przeładowania są raczej wolne i dokładne. Każdy karabin można w widowiskowy sposób zmodyfikować, zmieniając celowniki, lufy, zamki, do dyspozycji mamy też całkiem spory arsenał różnych rodzajów uzbrojenia, w tym nawet kuszę.
Tu dochodzimy do kolejnej zalety nowego Homefronta – wyciszona broń oraz struktura otwartego świata pozwalają realizować wiele zadań w pasujący nam sposób, dlatego gra powinna również zainteresować miłośników skradanek i cichej likwidacji celów. Reszta będzie mogła użyć pocisków podpalających, zdecydować się na frontalny atak albo po prostu zrobić hałas rzuconą butelką, by wróg odszedł w inną stronę, umożliwiając nam przejście. Grafika oparta na CryEnginie prezentuje się całkiem dobrze, choć było jeszcze widać niedociągnięcia w optymalizacji czy wyglądzie paru tekstur. Projekt dawnej fabryki i różnych zabudowań z jednej strony wyglądał bardzo przekonująco, ale z drugiej trochę rzucało się w oczy takie umiejscowienie wielu kładek i platform, by gracz bez trudu mógł wspinać się na wyższe kondygnacje czy dachy. W trakcie gry towarzyszyć nam będzie płynny cykl dobowy oraz dynamicznie zmieniająca się pogoda. W budowaniu niezłej imersji pomaga (choć znowu zapożyczona) konieczność używania dość swojsko wyglądającego smartfona, który posłuży nie tylko do hakowania przeróżnych urządzeń, ale też wyświetli mapę czy aktualny stan misji. Partyzancki klimat powinien zrobić się jeszcze bardziej gęsty podczas zadań w obiecanym trybie kooperacji, a grę wieloosobową wypróbują zimą posiadacze Xboksa One.
Kilkanaście minut spędzonych z Homefront: The Revolution okazało się sporym zaskoczeniem – i to na kilku frontach! Przede wszystkim nie spodziewałem się aż tylu zapożyczeń, na dodatek wręcz 1:1 z innych gier, ale też i nie oczekiwałem, że to właśnie ten tytuł od razu mnie zainteresuje i nie pozwoli oderwać się od monitora. Niezły model strzelania, przekonująca atmosfera, klimat partyzanckich akcji, swoboda rozgrywki – wszystko to złożyło się na dość sporą niespodziankę na targach gamescome. W gąszczu pojawiających się cyklicznie tych samych tytułów znanych serii, może to właśnie nowy Homefront da radę wyróżnić się i zaistnieć jako marka, nawet pomimo tak wielu podobieństw do innych gier. Jeśli tylko twórcy postarają się o wciągającą i wiarygodną fabułę – są na to spore szanse.
Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl