Testujemy H1Z1, czyli wyczekiwany klon DayZ - Strona 2
Sony Online Entertainment rzuca DayZ wyzwanie swoim H1Z1. Debiut wersji alfa nie należał do udanych, ale stan gry poprawia się z dnia na dzień. Czy wobec tego widać już zmiany na lepsze? Sprawdzamy, czy już teraz warto bawić się w H1Z1.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Człowiek człowiekowi wilkiem
Prawdopodobieństwo wpadnięcia na innych graczy jest w H1Z1 stuprocentowe. Patrząc na tłok na punktach respawnów można pomyśleć, że to słynna scena z Bliskich spotkań trzeciego stopnia Spielberga i zaraz całą tę zbieraninę z Devils Tower porwą kosmici. Przeważnie dochodzi jednak tylko do pobić. Niestety, wczesny dostęp oznacza mapę zalaną 200 osobami i trzeba to jakoś przeboleć.
„Człowiek człowiekowi wilkiem” – to powiedzenie jest prawdziwie w przypadku wielu gier o przetrwaniu i nie inaczej jest w przypadku H1Z1. Stoję na moście i kontempluję słońce majaczące nad rzeką, gdy nagle podbiega dwóch miłych panów, z których jeden pyta, co robię… Pięć sekund później wszystkich nas rozjeżdża pędząca półciężarówka, a rozmowa siłą rzeczy zostaje przerwana. Goście biegający w kaskach motocyklowych z łukami wcale nie są milsi, nie wspominając o szczęściarzach z bronią palną. Obecnie nie wydaje się, żeby coś miało odwieść graczy od strzelania, gdy tylko kogoś zobaczą – jak widać szaleństwo charakterystyczne dla tego typu gier jest w H1Z1 obecne, co daje jakąś nadzieję, że w grze rzeczywiście to „coś” jest.
Zombie w H1Z1 nie są na razie zagrożeniem. Ich sztuczna inteligencja czasami szwankuje, a zdarza się, że stoją zbugowane. Żywe trupy potrafią jednak zrobić dobre wrażenie: chodzą powoli, ale potrafią przyspieszyć, gdy jesteśmy blisko nich, a strzelanie im w głowę z łuku jest całkiem satysfakcjonujące. Dobrym pomysłem jest motyw przemieniania się martwych graczy w żywe trupy – można takiego biedaka rozpoznać po sprzęcie, jaki posiada.
Każda nowa produkcja z gatunku gier o przetrwaniu stara się wprowadzić coś nowego. H1Z1 dodaje od siebie proste zadania. Przykładowo, znaleziona przy zabitym zombie notatka może zawierać lokalizację całkiem niezłego sprzętu. Liczę, że takich rozwiązań będzie w finalnej wersji więcej, ponieważ pomysł zabawy w poszukiwaczy skarbów jest świetny.
H1Z1 nie jest żadnym symulatorem spacerów, jak często określało się DayZ, bowiem samochody są już dostępne w grze i działają sprawnie. Chcecie strzelać do radiowozu z paki pick-upa, jak w zwiastunie gry? Nie ma problemu, bo takie sytuacje rzeczywiście się zdarzają. To tylko jeden z wielu pstryczków w nos wymierzonych w DayZ, które na działające auta kazało nam czekać prawie rok. Ekipa z SOE zdecydowanie chce być pierwsza i po prostu wrzuca takie rzeczy bez obawy, że serwery przestaną działać, gdy ktoś zatrąbi.
Trochę jak Rust...
Nie można zapominać o craftingu i gotowaniu, gdyż obie te aktywności są już do dyspozycji i wyszły twórcom całkiem nieźle. Być może tworzenie niektórych przedmiotów nie do końca pasuje do zaleceń podręczników przetrwania, ale idea mieszania różnych materiałów sprawdza się zaskakująco dobrze. Crafting nie jest frustrujący, a rzeczy do stworzenia jest całkiem sporo, jak na tak raczkującą fazę produkcji.
Wykonywanie przedmiotów to w przypadku H1Z1 nie koniec atrakcji. Mając odpowiednie elementy możemy zacząć konstruować budowle, zaczynając od schronu, przypominającego trochę latrynę. Oczywiście element ten przywodzi szybko na myśl Rust, gdzie stawialiśmy podobny „pałac”. Co więcej, tu również możemy zablokować drzwi specjalnym kodem. Po zebraniu odpowiedniej ilości materiałów można budować całkiem spore bazy, więc fani Minecrafta mogą się w tym elemencie gry odnaleźć.