autor: Tomasz Chmielik
Recenzja gry Outlast - najstraszniejszy survival horror ostatnich lat
Outlast to najstraszniejsza gra, jaka ukazała się w ostatnich latach. Produkcja studia Red Barrels pod względem klimatu i atmosfery zostawia daleko w tyle Amnesię: A Machine for Pigs – swoją główną konkurentkę.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- przerażająca atmosfera;
- interesująca fabuła;
- fenomenalna oprawa dźwiękowa.
- bohater potrafi zaciąć się w miejscu;
- brak interesujących zagadek;
- słabo wyglądające modele postaci.
Wydana w 2007 roku przez studio Frictional Games Penumbra: Przebudzenie zapoczątkowała nowy rozdział w gatunku gier survival horror. Jej twórcy postawili przede wszystkim na przerażającą atmosferę oraz rozwiązywanie zagadek, walka stanowiła zaś wyłącznie dopełnienie, a nie główny element rozgrywki. W ten sposób seria Penumbra uniknęła błędu, który sprawił, że wcześniejsze Call of Cthulhu: Mroczne zakątki świata studia Headfirst Productions nie poradziło sobie najlepiej ze straszeniem graczy. Zasada jest bowiem prosta – jeżeli coś da się zabić, automatycznie staje się mniej przerażające. Mroczne zakątki świata bieganiem z thompsonem i strzelaniem do istot z Mitów przekreśliły cały potencjał Lovecraftowskiego horroru.
O wiele lepiej pod tym względem wypadła kolejna gra Frictional Games, Amnesia: Mroczny obłęd, która w 2010 roku podbiła serca graczy na całym świecie. Niestety, przekazanie prac nad kontynuacją serii, A Machine for Pigs, ekipie The Chinese Room – autorom głośnej przygodówki Dear Esther – nie wyszło tej pozycji na dobre. Przede wszystkim straciła swój niepowtarzalny klimat grozy na rzecz pseudofilozoficznych rozważań dotyczących industrialnej fazy kapitalizmu, podlanych dla większego efektu mistyką i okultyzmem.
Tymczasem studio Red Barrels postanowiło wyznaczyć nowe standardy w dziedzinie komputerowego horroru. Outlast, bo o tej grze mowa, to jeden z najstraszniejszych tytułów, w jakie miałem okazję kiedykolwiek zagrać. Uwierzcie mi, że Amnesia to przy nim spacerek po parku w pogodne niedzielne popołudnie. Żeby wszystko było jasne – nie należę do osób bojaźliwych. Oglądając horrory, zazwyczaj ziewam z nudów, podobnie wygląda sprawa z większością powieści grozy. Odpalając Outlasta, zadbałem więc, aby doznania płynące z rozgrywki nieco spotęgować. Zacząłem późno w nocy, w ciemnym pokoju i ze słuchawkami na uszach. Był to poważny błąd, bowiem już po kilku minutach po prostu bałem się grać dalej. Każde kolejne pomieszczenie, każda kolejna napotkana postać, każdy nawet najmniejszy szmer i cień na ścianie sprawiały, że drżały mi ręce. Wstyd się przyznać, ale czułem się niczym dziecko pozostawione przez rodziców w ciemnym pokoju, które błaga w myślach, aby ktoś zapalił światło.
Szpital dla obłąkanych Mount Massive Asylum
W grze wcielamy się w postać Milesa Upshura, niezależnego dziennikarza, który otrzymał informację pochodzącą z anonimowego źródła, że w starym szpitalu dla obłąkanych Mount Massive Asylum – położonym gdzieś głęboko w Górach Skalistych – dzieją się dziwne rzeczy. Otwarta na nowo przez znaną z działalności charytatywnej transnarodową korporację Murkoff Corporation instytucja skrywa w swych trzewiach przerażające sekrety, które przyjdzie nam poznać. Bez żadnej broni, wyposażeni wyłącznie w kamerę i kilka zapasowych baterii, wkraczamy do budynku, który wita nas krwawymi scenami niedawnej masakry. Ktoś – lub coś – zabija pensjonariuszy i personel ośrodka, a jedyni żyjący świadkowie tych przerażających wydarzeń są zbyt mocno zaburzeni, by służyć jakąkolwiek pomocą. Co więcej, są również niebezpieczni.