autor: Maciej Jałowiec
Grand Theft Auto IV: The Lost and Damned - recenzja gry
Rockstar Games pozwala nam raz jeszcze spojrzeć na Liberty City. Tym razem nie oczami imigranta, a członka motocyklowego gangu. Czy The Lost and Damned utrzymuje poziom podstawowej wersji gry?
Najwyraźniej powolutku regułą staje się fakt, że seria Grand Theft Auto elektryzuje graczy nie tylko samymi premierami kolejnych odsłon, ale również całą otoczką z nią związaną. Mieliśmy aferę z modem Hot Coffee, kiepską optymalizację GTA IV, a teraz doszła jeszcze irytacja spowodowana tymczasową blokadą regionalną dodatku The Lost and Damned. Przez bite sześć godzin polscy gracze starali się obejść restrykcje, z mniejszymi lub większymi sukcesami. Pierwsze z dwóch zapowiedzianych rozszerzeń jest już, na szczęście, dostępne dla wszystkich Polaków. Korzystamy więc z okazji i testujemy nową produkcję Rockstar Games.
Klebitz jako nowy główny bohater
Historia dodatku rozpoczyna się mniej więcej w momencie pojawienia się Niko Bellica w Liberty City. Główny bohater The Lost and Damned, Johnny Klebitz, jest wiceszefem motocyklowego gangu o nazwie The Lost. Intro pokazuje, jak po okresie samodzielnych rządów Johnny wraz z innymi motocyklistami jadą po swojego szefa, Billy’ego Greya, który właśnie kończy odwyk narkotykowy. Spotkanie przebiega w spokojnej, wesołej atmosferze – wszyscy witają bossa z szacunkiem i radują się z jego powrotu.
Problem pojawia się, gdy Billy dowiaduje się, co działo się z gangiem pod jego nieobecność. Klebitz zawarł sojusze z innymi grupami przestępczymi i sprzedał m.in. motocykl swojego szefa, by ratować gang przed kłopotami finansowymi. Tak właśnie zaczyna się konfrontacja dwóch najważniejszych ludzi w The Lost. Mamy więc Billa, popularnego pijaka, awanturnika i hedonistę, zaś po drugiej stronie barykady stoi nieco żądny władzy i ambitny Klebitz. Człowiek, który nie boi się wyrazić sprzeciwu wobec decyzji swojego lidera – a te wydają się być święte w świecie motocyklistów z Liberty City.
Zarówno na bazie tego konfliktu, jak i wydarzeń znanych z podstawki, zbudowana jest fabuła w The Lost and Damned. Choć historie zaprezentowane w GTA IV i TLaD w kilku miejscach pokrywają się, nie można się tutaj nudzić, przede wszystkim za sprawą głównego bohatera, który jest zdecydowanie inny niż Niko Bellic. Imigrant z Bałkan to człowiek, który – wyłączając swojego kuzyna Romana – dba tylko o pieniądze i zemstę, natomiast Johnny Klebitz jest oddany swemu gangowi. To właśnie grupa The Lost i charakterystyczny dla niej system wartości są dla nowego bohatera najważniejsze. Pieniądze, była dziewczyna Ashley czy nawet szef Billy Grey – to sprawy drugorzędne dla Klebitza.
Klebitz jako kolega Bellica
Wszystkie misje, które Niko Bellic wykonywał w podstawce w kooperacji z Johnnym Klebitzem, pojawiają się jeszcze raz w TLaD. Zgodnie z zapowiedziami, Niko nie wypowiada ani jednego nowego słowa – gracz zwyczajnie ogląda jeszcze raz te same wydarzenia, przedstawione z zupełnie innej perspektywy. Widzimy, jak dla Johnny’ego skończyła się pierwsza robota z Belliciem, co stało się z pieniędzmi podczas próby sprzedaży diamentów, a także, jakim cudem kamienie znalazły się w workach ze śmieciami, które Niko musiał zbierać w podstawce. Po zagraniu w TLaD wszystko układa się w logiczną całość – poznajemy motywy, powiązania i odmienne spojrzenie na niektóre elementy fabuły.
Bellic tak naprawdę towarzyszy Johnny’emu przez całą grę. Jeśli nie jest fizycznie obecny, daje o sobie znać poprzez stacje radiowe, w których podawane są wiadomości dotyczące poczynań Niko. Wysłuchawszy kilku komunikatów, przypominałem sobie misje, których one dotyczyły. Warto dodać także, że twórcy puszczają do graczy oko w kwestii pochodzenia naszego imigranta – jak pamiętamy, gra w żaden sposób nie informuje, z jakiego kraju dokładnie pochodzi Niko. Nie wiedzą tego nawet sami członkowie gangu The Lost, którzy w rozmowie na temat Bellica zastanawiają się, czy jest on Serbem, czy też Polakiem. Grając w TlaD, człowiek dochodzi do wniosku, że Liberty City jest tak naprawdę małym miastem – Niko i Klebitz, choć rzadko się spotykają, cały czas oddziałują na siebie nawzajem. Gdyby jednego z nich zabrakło, nagle okazałoby się, że drugi ma znacznie uboższe życie.