Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 listopada 2008, 14:14

Call of Duty: World at War - recenzja gry

Po krótkiej przerwie znowu trafiamy na fronty II wojny światowej, w tym - po raz pierwszy - na Pacyfik. Czy firmie Treyarch udało się przeskoczyć wysoko zawieszoną przez Modern Warfare poprzeczkę? Odpowiedzi szukaj w recenzji gry.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Koncern Activision dotrzymał słowa i w rok po premierze gry Modern Warfare, zaprezentował kolejny odcinek serii Call of Duty. Za stworzenie nowego programu odpowiada firma Treyarch, która wcześniej maczała palce w produkcji Call of Duty 2: Big Red One oraz Call of Duty 3. Co ciekawe, żadna z tych gier nie ukazała się na pecetach – posiadacze blaszaków mogą więc myśleć o World at War jak o swoistym debiucie amerykańskiej firmy na ich platformie. Czy ów debiut wypadł okazale i czy nowej grze udało się przebić doskonały Modern Warfare? Na te pytania postaramy się znaleźć odpowiedź w poniższym tekście.

Przepis na sukces wydawał się prosty: stworzyć pasjonującą, zapierającą dech w piersiach kampanię dla jednego gracza, dorzucić sprawdzony w boju tryb multiplayer i doprawić to wszystko szczyptą oryginalnych pomysłów. I taki właśnie specjał przygotowali ludzie z Treyarch. Co prawda nie wszystkie elementy składowe dania okazały się tak smaczne jak w przypadku Modern Warfare, ale efekt końcowy jest bardzo dobry.

W grze pojawiają się miotacze ognia. Można nimi podpalać ludzi, trawę i drzewa.

Składająca się z piętnastu misji kampania dla jednego gracza prezentuje największy w dziejach konflikt z perspektywy dwóch żołnierzy: Amerykanina biorącego udział w walkach z należącą do Osi Zła Japonią oraz Rosjanina, który po krótkim, choć chwalebnym epizodzie w atakowanym przez hitlerowców Stalingradzie wraz ze swoimi rodakami kieruje się na Berlin. Rozkład scenariuszy jest mniej więcej równy: osiem przypada na zmagania na Pacyfiku, a pozostałe siedem na wojnę w Europie. Warto podkreślić, że choć misje wymieszano ze sobą, oba zestawy stanowią odrębną całość i nie zazębiają się, tak jak miało to miejsce w czwartej odsłonie cyklu. Niewątpliwie jest to minus – jedną z największych atrakcji Modern Warfare była właśnie historia, która bardzo zgrabnie łączyła losy brytyjskich sił specjalnych i amerykańskich marines. Wszystko sprawiało wrażenie świetnie zrealizowanego, tworzącego sensowną całość filmu. Tutaj, choć grze trudno odmówić filmowego charakteru, podział pomiędzy epizodami na Pacyfiku i w Europie jest zbyt wyraźny, dlatego w żadnym stopniu nie można uznać fabuły za spójną.

Jeśli bierzemy pod uwagę wyłącznie kampanię dla jednego gracza, to Modern Warfare ma jeszcze jedną przewagę nad World at War. To jasno sprecyzowany, namacalny wróg, którego egzekucja w finałowej scenie stanowi znakomite zwieńczenie kilkugodzinnych zmagań. W najnowszym Call of Duty, mimo że uczestniczymy w szturmie na japoński zamek Shuri i po ciężkiej przeprawie zdobywamy Reichstag, brakuje jednak tej kropki nad „i”, którą w „czwórce” była śmierć głównego sprawcy całego zamieszania. Pod tym względem grze bliżej do pierwszych odsłon cyklu, gdzie – aby poczuć, że odnieśliśmy ostateczne zwycięstwo – musiało wystarczyć nam przejęcie kluczowego obiektu.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.