autor: Paweł Fronczak
Heroes of Might & Magic V: Dzikie Hordy - recenzja gry
Nowa rasa, więcej jednostek, artefaktów i umiejętności – wszystko to urozmaica rozgrywkę i korzystnie wpływa na grywalność. Zarówno hardcorowi gracze jak i nowicjusze powinni być zadowoleni.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Z Dzikimi Hordami to była dziwna historia. Za dystrybucję w Polsce odpowiedzialne jest studio CD Projekt, które z reguły stanowi gwarancję profesjonalizmu. W tym wypadku premiera była wielokrotnie przekładana. Nic więc dziwnego, że miłośnicy serii Heroes każdego dnia klęli pod nosem. Dopiero z końcem stycznia gra trafia w nasze ręce. Pomimo wszystkich złości, warto było czekać!
Herosi Mocy i Magii
Drugi, samodzielny dodatek ponownie przenosi nas do świata Ashan. Linia fabularna kontynuuje wątek poprzednich części gry. Wciąż uczestniczymy w konflikcie, zapoczątkowanym przez demony z Biarą na czele. Po krótkim prologu kampania zmusza nas, byśmy grali Nekromantą. Później bawimy się Barbarzyńcą, aby ostatni rozdział historii przejść Czarownikiem. Poplecznicy Nekropolii to wciąż straszne smutasy, myślące wyłącznie o władzy i wiecznym życiu. Natomiast barbarzyński bohater Gotai jest takim przerośniętym krasnoludem. Najbardziej spodobał mi się ostatni heros – Zahir, czarodziej, który wiecznie narzeka i sypie kąśliwymi komentarzami.
Kampania pozwala nam rozegrać piętnaście połączonych ze sobą misji. Oprócz tego mamy jeszcze pięć map singlowych i dziesięć dla multiplayera. W kwestii rozgrywki absolutnie nic się nie zmieniło. Dla nowicjuszy niepokojącą kwestią może okazać się poziom trudności gry. Opcja Quick Combat powinna powędrować do kosza, ponieważ każda jednostka okaże się na wagę złota. Na szczęście studio Nival pomyślało o zróżnicowanych poziomach trudności: łatwym, normalnym, ciężkim i heroicznym.
Cyklopi znowu w formie
Największą atrakcją w grze są Orkowie. To barbarzyńska rasa, która łączy w sobie ogromną siłę i odporność na magię. W ofercie Barbarzyńcy znajdziemy między innymi Gobliny, Centaury, Rębacze, a na deser mamy latającą bestię Pao Kai. Wisienką na torcie są Cyklopi. Jedyne, co można im zarzucić, to nijaki wygląd. Co prawda Gobliny przypominają trochę te kultowe, zielone potworki z HoM&M2, ale reszta nie zachwyca. Widać podobieństwa do modelów innych postaci. Brakuje mi tu różnorodności, co zresztą było bolączką Krasnoludów w Kuźni Przeznaczenia. Ale, jak to mówi przewrotny żart, nie tekstura zdobi grę.