Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 6 grudnia 2007, 12:42

autor: Marek Czajor

Belief & Betrayal: Medalion Judasza - recenzja gry

Miłośników klasycznych przygodówek wciąż nie brakuje. Naprzeciw ich wymaganiom wychodzi Artematica ze swoim nowym tytułem. Z jednej strony nowojorski dziennikarz, z drugiej – średniowieczne sekrety, artefakty, zakon Templariuszy i tajemnicza sekta.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Cześć! Nazywam się Jonathan Danter i jestem dziennikarzem. Miał być to mój kolejny, rutynowy wywiad. Zapowiadało się naprawdę świetnie: wyjazd do Miami, szybka rozmowa z jakimś opętanym kardynałem, a potem już tylko dziewczyny w krótkich spódniczkach, drinki z parasolkami i gorące słońce na plaży. Niestety, klapa! Dziwny telefon z Londynu pokrzyżował moje plany. Zadzwonił jakiś inspektor ze Scotland Yardu. Wyobraź sobie: twierdzi on, że jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ma to ponoć jakiś związek z morderstwem mojego wuja Franka. Znaleziono właśnie jego ciało. Jezu, doznałem szoku! Według mojej wiedzy, drogi stryj zmarł dobre dziesięć lat temu…

Tak właśnie rozpoczyna się Belief & Betrayal: Medalion Judasza – nowa gra przygodowa studia Artematica. Włoska firma ma już pewne doświadczenie w produkcji tytułów z tego gatunku, ale jej poprzednie przygodówki są u nas prawie nieznane. Co innego Ducati World Championship – te motocyklowe wyścigi zasłynęły tak u nas, jak i w szerokim świecie - głównie z powodu słabiutkich ocen recenzentów i graczy. Podsumowując – Artematica jest na razie na dorobku i wciąż czeka na swoją pierwszą, przebojową grę. I trochę jeszcze poczeka, bowiem B&B: Medalion Judasza raczej hitem nie zostanie.

Niedojedzona pizza, walające się wszędzie puszki, stos książek – czas zainwestować w żonę, drogi Jonathanie.

Wstęp do gry sugerowałby, iż będziesz miał do czynienia z kryminałem w stylu Jacka Orlando, ale tak niestety nie jest. Na logikę biorąc, mord na bliskiej osobie powinien być dla bohatera najważniejszy, ale dość szybko okazuje się, że zagadkowa śmierć Franka jest mniej ważna niż średniowieczne tajemnice, sekretne znaki Templariuszy, tajemnicze obrzędy kafarów itd. Niby oba wątki – kryminalny i historyczny – przeplatają się z sobą, ale twoje wędrówki po zabytkach Chartres, Rzymu czy Wenecji mają głównie na celu odszukanie tytułowego medalionu, sprawę wujka i jego zgonu traktując drugorzędowo.

B&B: Medalion Judasza posiada klasyczny interfejs point-and-click, czyli kursor, który zmienia kształt w zależności od sytuacji. Autorzy poszli w stronę maksymalnych uproszczeń – po naciśnięciu spacji masz wskazane na ekranie wszystkie ważne miejsca. Sam bohater, oprócz łażenia, może wykonać trzy rzeczy: zbadać coś, wykonać na tym czymś akcję oraz pogadać z jakąś postacią (nie z każdą). Ułatwienia te sprawiają, że grę obsługuje się bardzo łatwo, wręcz komfortowo. Nie musisz przeczesywać planszy kawałek po kawałku w poszukiwaniu aktywnego zlepka pikseli, nie męczysz się z danym przedmiotem nie wiedząc, czy go otworzyć, zamknąć, zjeść czy polizać. Za wszystkie czynności odpowiada jedna akcja. Hmmm… Obawiam się, że nie wszystkim to się spodoba.

Same łamigłówki skonstruowane są zgodnie z zasadami logiki, na dodatek nie są trudne. Rzadko musisz połączyć z sobą kilka przedmiotów, by coś zrobić, niewiele też występuje bezużytecznych, pozostawionych przez twórców dla zmyłki gadżetów. Generalnie, jak już znajdziesz cokolwiek, na pewno zaraz ci się to przyda. Takie warunki zabawy sprawiają, że B&B: Medalion Judasza przechodzi się bardzo szybko, bez zacięć. Jeśli mimo to złapiesz zaćmę umysłu, zawsze możesz zajrzeć do swego dziennika ze wskazówkami. To wszystko sprawia, że grę możesz ukończysz bez problemu w dwa, no może trzy wieczory. Jak na produkcję za osiem dych jest trochę za krótka.

Wystarczy wcisnąć spację i życie staje się łatwiejsze. Na ekranie wyświetlają się wszystkie miejsca, w których można pogmerać. Dziękujemy ci, Artematico.

Zabawa jest płynna, bez zacięć, taaaa… Zapomniałbym dodać, że owszem, tak jest w istocie, ale dopiero po odkryciu i przyswojeniu sobie pewnej bzdurnej reguły, jaką uraczyli nas autorzy. Otóż zdarzają się lokacje, które odsłaniają swoje tajemnice nie po jednorazowym badaniu, ale dopiero przy drugim, a nawet trzecim podejściu. Bezsens to totalny, bo nie ma o czymś takim słowa w instrukcji, a odpowiadająca za badanie ikonka lupy zawsze wygląda tak samo. Pierwsza taka pułapka ma miejsce w drugim rozdziale, w którym każesz Jonathanowi zbadać kratkę ściekową. Za pierwszym razem bohater stwierdza, że otoczenie jest mało interesujące i cuchnie. Za drugim dostrzega jednak w ścieku coś wyjątkowego, a mianowicie monetę, bez której nie da się pchnąć fabuły do przodu. A co by było, gdyby po pierwszym, zniechęcającym razie zrezygnować z dalszego badania lokacji? Wtedy pozostaje kręcenie się w kółko lub poradnik na GOL-ach..

W trakcie rozgrywki kierujesz nie tylko głównym bohaterem. Czasem masz do wyboru dwie, a nawet trzy postacie (Jonathan, laska plus kumpel). Każde krąży po oddzielnej lokacji, ty natomiast możesz się między nimi przełączać. Często wykonanie określonej czynności przez jednego bohatera umożliwia dopiero działanie innemu. Postacie przy pomocy specjalnych komunikatorów mogą się ze sobą porozumiewać, przesyłać e-maile i wiadomości multimedialne. Stwarzałoby to szerokie możliwości współpracy, wymiany danych itd. - gdyby nie fakt, że autorzy pozwolili zastosować ten patent w czasie gry w sumie może z pięć razy. Szkoda.

Jeszcze jedna rzecz jest warta zaprezentowania i pochwalenia, choć znów nie wykorzystano w pełni jej potencjału – to wskazówki w notatniku przemyśleń. Jeśli zauważysz coś, co zwraca twoją szczególną uwagę (np. podczas oględzin wielkiego zegara wuja zastanawiasz się, dlaczego zawsze był zepsuty), twoje rozważania zostają zapisane w specjalnym notatniku. W odpowiedniej chwili możesz otworzyć notes, kliknąć na zapisaną mądrość i użyć jej na jakimś przedmiocie, miejscu, albo ewentualnie wysłać mailem do innej postaci. Wszystkie przemyślenia w notatniku mają jakiś sens i trzeba je wykorzystać w grze, by pchnąć akcję do przodu. Ciekawa ta nowinka, lecz jak już wspomniałem, zbyt rzadko przewidziana do zastosowania przez autorów.

Szata graficzna B&B: Medalion Judasza jest na podobnym poziomie, jak cała reszta: mocno średnim. Nie wiem, po co autorzy dali aż trzy poziomy ustawień detali, skoro nawet na najwyższym nie ma się czym zachwycać. Gra wygląda, jakby powstała dobre 10 lat temu. Tła prezentują się nieźle, choć są dwuwymiarowe. Na pierwszym planie poruszają się trójwymiarowe modele postaci. Nie muszę dodawać, że bryły ludzi pasują do płaskiego otoczenia jak pięść do nosa i w ogóle się z nim nie komponują (np. bohater „podnosi” przedmiot stojąc dwa metry od niego). Zawsze uważałem, że lepsza jest dopieszczona grafika 2D niż niedorobiona 3D, ale twórcy jakoś nie chcą mnie słuchać.

Gdy cię ujrzałem po raz pierwszy, droga kratko ściekowa, tylko mi zajechało. Kolejne, natarczywe spojrzenia pozwoliły mi stwierdzić, że coś jednak w sobie masz – monetę!

Są gry, w które nie da się grać bez wyłączenia muzyki. Na szczęście omawiany tytuł do nich nie należy. Nie to, żeby ścieżka dźwiękowa była jakaś nadzwyczajna, nic z tych rzeczy. Trzeba jednak przyznać, że muzyka jest spokojna, stonowana i tak wtapiająca się w tło, że prawie się o niej zapomina. To na plus. Na minus są natomiast dialogi. B&B: Medalion Judasza jest totalnie przegadany – bohaterowie co rusz odwiedzają się nawzajem, wymieniając tony informacji. Zdarzają się okropne dłużyzny, a w niektórych lokacjach konwersacja trwa dłużej, niż sama akcja! Bardzo trudno zagrać dobrze tak „przegadaną” rolę, dlatego nie winię za paplaninę aktorów, a raczej scenarzystę – za zbyt dużą wyobraźnię.

Warto zaznaczyć, że polski wydawca nie zdecydował się na pełną lokalizację gry, przetłumaczył tylko napisy (tzw. wersja kinowa). Lokalizacja wypadła więcej niż dobrze – napisana poprawną, pozbawioną błędów stylistycznych polszczyzną, z dowcipnymi akcentami. Dlaczego nie użyłem sformułowania „bardzo dobrze”? Ano dlatego, że korektor w jednym momencie zaspał i przepuścił „kożystał” – wyjątkowo rzucającego się w oczy ortograficznego babola. Jeden błąd to niewiele, ale dążmy do doskonałości.

Mnich ze spluwą? A ja myślałem, że oni są potulni jak baranki: całe życie medytują, produkują serki pleśniowe i śpią w trumnach!

Na koniec drobne spostrzeżenie. Nie wiem, czy to tylko testowana przeze mnie wersja jest tak mało stabilna, czy to błąd całej edycji, ale gra w ciągu trzech wieczorów zabawy zawiesiła mi się bez powodu kilkakrotnie. Jest to o tyle dokuczliwe, że nie przewidziano opcji autozapisu ani żadnych tam checkpointów. Jak nie będziesz pamiętał o zapisywaniu co jakiś czas stanu, może cię spotkać przykra niespodzianka.

Fani przygodówek nie są w ostatnich latach specjalnie rozpieszczani przez producentów gier. Dla nich B&B: Medalion Judasza pewnie będzie pozycją obowiązkową, choć z drugiej strony – nie nagrzeją zbyt zwojów mózgowych przy tak prostym tytule. Pozostali gracze powinni zastanowić się nad zakupem gry z Artematicy, gdyż oferuje dość oklepaną fabułę, krótki czas zabawy i przeciętną szatę graficzną za stosunkowo dużą kwotę. Gdyby cena kształtowała się w okolicy 20 złotych, polecałbym tą pozycję dla kilku fajnych, nie do końca jednak wykorzystanych patentów. A tak – wolę powrócić do Broken Sword.

Marek „Fulko de Lorche” Czajor

PLUSY:

  • podgląd wszystkich aktywnych miejsc na planszy;
  • dla amatorów: prosty interfejs;
  • logiczne zagadki;
  • zabawa kilkoma postaciami;
  • wpisy w notatniku przemyśleń;
  • niezła muzyka.

MINUSY:

  • niezbyt mądra fabuła;
  • dla starych wyjadaczy: zbyt prostacki interfejs;
  • za krótka;
  • konieczność kilkakrotnego badania tych samych lokacji;
  • mało porywająca szata graficzna;
  • mało stabilna.
Belief & Betrayal: Medalion Judasza - recenzja gry
Belief & Betrayal: Medalion Judasza - recenzja gry

Recenzja gry

Miłośników klasycznych przygodówek wciąż nie brakuje. Naprzeciw ich wymaganiom wychodzi Artematica ze swoim nowym tytułem. Z jednej strony nowojorski dziennikarz, z drugiej – średniowieczne sekrety, artefakty, zakon Templariuszy i tajemnicza sekta.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.