Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 listopada 2007, 15:21

autor: Bartłomiej Kossakowski

Crysis - recenzja gry

Zapomina się, że to gra. Crysis wymaga myślenia, nagradza za nie i pozwala uwierzyć, że jest się częścią tamtego świata. A to, wbrew pozorom, udaje się nielicznym. Nieźle, jak na FPS-a.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Ta recenzja jest tylko formalnością. W Crysis zagrać trzeba. Po prostu. Wielu z was już to zapewne zrobiło. I słusznie. Pozostałych postaram się przekonać, że warto. To tytuł obowiązkowy nie dlatego, że ma świetną grafikę, dopracowaną fizykę, niezłą fabułę, naprawdę dobre projekty poziomów, przeciwników, którzy w wybranych momentach sprawiają wrażenie myślących i przefantastyczny, dający masę możliwości patent z kombinezonem głównego bohatera. W Crysis zagrać trzeba, bo każdy z tych elementów, choć z osobna fajny, po wrzuceniu do kotła i wymieszaniu daje miks, który gwarantuje rozrywkę na niedostępnym dla większości gier poziomie. Bo po kilkudziesięciu minutach zapomina się o zasadach, ustawieniach, headshotach, taktykach. Zapomina się, że to gra. Crysis wymaga myślenia, nagradza za nie i pozwala uwierzyć, że jest się częścią tamtego świata. A to, wbrew pozorom, udaje się nielicznym. Nieźle, jak na FPS-a.

Kombinezon – to od kombinowania

Fabuła nie jest dziełem mistrza pióra, ale trzyma się kupy na tyle, że chce się biegać dalej i odkrywać, o co w tym wszystkich chodzi. I dojść do wniosku, że ludzie z Crytek od wydania Far Cry sporo się nauczyli w kwestii opowiadania historii. Jakieś dwanaście lat po tym, jak czytacie te słowa, ginie grupa archeologów. Podejrzenie pada na Koreańczyków, ale ci, jak wiadomo, nie mają macek, nie latają i nie chcą zamrozić naszej planety. Do zwykłego konfliktu dwóch państw dochodzi więc wątek obcych. Z czasem przeradza się w główny, ale jeśli kogoś nieszczególnie to obchodzi, to informuję, że scenki przerywnikowe zrobione na silniku gry nie odciągają od akcji.

W 2020 są nie tylko o dwie generacje konsol do przodu w stosunku od nas. Główny bohater i towarzysząca mu ekipa mają inny fajny wynalazek. Szary kombinezon. Tak, ten sam, który widać na okładce gry. I w odróżnieniu od wdzianek bohaterów Halo czy Haze, ten ma faktyczny wpływ na absolutnie całą zabawę i to już od pierwszej sekundy. Bo on nie tylko ma wyglądać fajnie, ale też sprawić, że tak się poczujecie. I sprawia. Ustawione pod środkowym przyciskiem myszy (i lewym triggerem, jeśli ktoś zdecyduje się grać padem od Xboxa) menu pozwala korzystać z jego funkcji. I zaczyna się zabawa. Maskowanie powoduje, że przez chwilę jest się niewidocznym dla wrogów. Większa siła pozwala wskakiwać na budynki, powalać drzewa i walić pięścią z mocą trzydziestu Pudzianów. Większa szybkość i maksymalny pancerz – wiadomo. Ale nie wiadomo, przynajmniej dopóki się nie spróbuje na własnej skórze, jak wiele możliwości daje korzystanie z tych zdolności. Bo zaczyna się kombinowanie – można włączyć kamuflaż, zakraść się do wrogów i z zamontowanym wcześniej na broni tłumikiem wytłuc ich tak, że nawet się nie zorientują. Albo w ogóle ich ominąć, wybierając inną trasę. A może podbiec na super-szybkości i ze zwiększoną siłą wytłuc ich, rzucając wszędzie dookoła? Da się i tak. Da się też po prostu podejść i silniejszym pancerzem załatwić sprawę klasycznie, chowając się za osłonami i odstrzeliwując ich.

Do tego wszystkiego tereny zostały skonstruowane w taki sposób, że różne trasy i taktyki pozwalają naprawdę za każdym razem przeżywać je odmiennie. W zależności od stylu gry. Albo humoru. Jeśli ktoś wam powie, że Crysis w singlu to gra na dziesięć godzin, skłamie. Da się ją w tyle ukończyć, ale za drugim czy trzecim razem zabawa jest równie fajna. Tym bardziej że moce działają tylko przez chwilę, potem trzeba czekać, aż pasek energii się uzupełni. Dlatego nie ma mowy o nagłym przeobrażeniu się w potężnego, nieśmiertelnego super-bohatera. Gra wymaga ciągłego zaangażowania. Ciągłego planowania strategii. I jest trudna. Jeden kombinezon, a tyle radości.

Pokieruj swym losem

I choć w pewnym momencie może się u niektórych pojawić rozczarowanie, bo Crysis staje się niespodziewanie liniowy, to i tak eliminacja kolejnych wrogów dostarcza masę zabawy. Zarówno tych z azjatyckimi rysami twarzy, jak i tych bez głowy i miejsca na oczodoły. Przeciwnicy są inteligentni, choć nie idealni. Koreańczycy chyba nie wiedzą, z kim mają do czynienia, bo nie boją się bezpośrednich starć. Chociaż kto wie, w sumie często wzywają kumpli. Chowają się za osłonami, nieźle rzucają granatami.. Obcy są szybcy, a ich przefajne machiny bojowe często zmieniają rodzaje ataków. A że walczą też w kilka jednocześnie, może się zdarzyć, że każda zastosuje inną taktykę.

Gdy gracz czuje się już w kombinezonie jak we własnej skórze, warto zgłębić wiedzę na temat mordowania i poznać rodzaje broni. Bo te też od pierwszej sekundy można w sposób łatwy i przyjemny modyfikować. Choćby przyczepić do dowolnej celownik czy tłumik. Albo wyrzutnię rakiet. Jednak nawet w tym przypadku nie ma mowy o dodaniu graczowi takiej siły, by poczuł się bogiem. Bo choć tłumiki pozwolą zabijać ciszej i dać szansę na pozostanie nie wykrytym, to po zamontowaniu taka broń zadaje mniejsze obrażenia. Co niekoniecznie znaczy, że trzeba od razu wpaść w dziki szał i władować w kogoś kosmiczną porcję amunicji. Jasne, zawsze można. Ale lepiej po prostu skupić się na moment i lepiej przycelować. Na szczęście zdarzają się też gigantyczne bitwy z krążącymi wszędzie dookoła helikopterami, gdzie ani tłumiki, ani ukrywanie, ani nawet kamuflaż na niewiele się zdadzą.

Real jest brzydki

Oprawa wizualna jest niestety słaba, mniej więcej na poziomie Mortyra 3, tylko teksturki trochę gorsze. Że co, nie dacie się nabrać? Pewnie nie dacie, bo poświęcamy grze sporo uwagi od dawna, a ostatnio pokazujemy ją w akcji – chętnych odsyłam do stosownych materiałów wideo. Zobaczcie i oceńcie, czy nie jest fajnie zanurzyć się w takim świecie. Gdzie tropikalna wyspa wygląda jak tropikalna wyspa, a roślinki się ruszają i wydają dźwięk, gdy ktoś przez nie przechodzi. Gdzie maszyny wyglądają jak wyjęte z Matrixa, zima w dżungli zachwyca, zamiast maskować wszystko śniegiem, a wschód słońca robi większe wrażenie niż w realu. Myślicie, że Valve robi ładne twarze? Robi. Ale Crytek nawet pod tym względem pozytywnie zaskakuje.

I jeszcze jedno: nie bójcie się podchodzić do tej gry. Jeśli martwicie się, że ceną za możliwość poczucia, z jakim przywiązaniem do szczegółów stworzono modele i tekstury jest kilka tysięcy złotych, które trzeba władować w nowego kompa, po prostu nie macie racji. Jasne, że pod Vistą i DX 10 Crysis masakruje. Ale pod dziewiątką, przy ustawieniu wysokich detali, też jest bosko. Gałęzie dalej spadają z drzew, a obserwowanie przerażonej twarzy chwyconego za gardło przeciwnika i spostrzeżenie, jak życie ucieka z jego oczu, w dalszym ciągu robi wrażenie. Nawet, jeśli piętnaście sekund wcześniej synchronizacja ruchów warg z wypowiadanymi słowami była u tego gościa taka sobie.

Wnet w net

To co, wierzycie już, że w Crysis warto zagrać? A więc grajcie, przejdźcie, a potem zajrzyjcie do multiplayera. Konkurencja jest w tym roku duża, bo i Team Fortess 2 z jednej, i Quake Wars: Enemy Territory z drugiej, a na horyzoncie jeszcze pecetowe Gearsy czy Unreal Tournament. I nie wątpię, że każda z tych gier jest świetna i może przyciągnąć do sieci mnóstwo maniaków. Ale od czasów Far Cry i w tej kwestii sporo się Crytek nauczył. Tu nawet zwykły deathmatch nie jest taki zwykły, bo po respawnie ma się co prawda w dłoni tylko najnormalniejszy pistolet, ale także kombinezon. I znów zaczyna się kombinowanie. Pamiętajcie: ta gra nagradza szybkie myślenie.

Drugi sieciowy tryb, power struggle, może się wydawać na pierwszy rzut trochę zbyt przekombinowany. Amerykanie stają naprzeciw Korei Północnej, a zadanie to próba zdobycia bazy wrogów. I innych budynków, które są tego warto. Za punkciki jest awans, z czasem można rozbudowywać broń. Z czasem może wciągnąć na tyle, że pożre sporo... Czasu.

GRAĆ!

Wady? Są i wady. Ale że należę do tych osób, które jarają się grami, zamiast narzekać, że już wszystko widziały i dwadzieścia lat temu to były fajne tytuły, przymykam na nie oko. Może i wymagania są z kosmosu, może gra za bardzo rozpieszcza możliwościami i pod koniec, gdy staje się nazbyt liniowa, złośliwi zarzucą Crytekowi lenistwo, ale i tak warto było czekać na Crysis. I warto w niego grać, zamiast zrzędzić i wybrzydzać. Warto było dożyć czasów, w których gry są tak fajne.

Bartłomiej Kossakowski

PLUSY:

  • grafika kosmiczna;
  • fizyka, dla odmiany, faktycznie jak na Ziemi (poza etapem ze zmienioną grawitacją);
  • masa możliwości dzięki kombinezonowi i projektom poziomów;
  • myślący przeciwnicy.

MINUSY:

  • na pięcioletnim kompie nie pójdzie;
  • w singlu pod koniec robi się liniowa.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

U.V. Impaler Ekspert 29 stycznia 2011

(PC) Crysis to naprawdę świetna strzelanina. Oferuje swobodę nieosiągalną dla innych produkcji tego typu, pozwala rozwiązywać napotykane problemy na różne sposoby i nie zmusza do podążania szlakiem wyznaczonych przez twórców. Jest przy tym zabójczo wręcz piękna.

8.0
Konsolowy kryzys - recenzja gry Crysis
Konsolowy kryzys - recenzja gry Crysis

Recenzja gry

Jeżeli ktoś miał wątpliwości co do umiejętności speców z Cryteka, to właśnie powinny zostać one rozwiane. Konsolowcom przybyła kolejna świetna gra.

Crysis - recenzja gry
Crysis - recenzja gry

Recenzja gry

Zapomina się, że to gra. Crysis wymaga myślenia, nagradza za nie i pozwala uwierzyć, że jest się częścią tamtego świata. A to, wbrew pozorom, udaje się nielicznym. Nieźle, jak na FPS-a.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.