Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 października 2007, 13:14

autor: Marcin Terelak

Half-Life 2: Episode Two - recenzja gry

Kupić, czy nie kupić? Zdecydowanie kupić, ale w Orange Box. Episode Two to naprawdę kawał solidnej kontynuacji Half-Life’a.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kombinat. Nasza walka z tymi łotrami chyba nigdy się nie skończy. Sam nie wiem ilu ich już zabiłem. Ginęli w Mesie, ginęli w Cytadeli. Mimo to wciąż walczą. Nie składają broni i nadal robią wszystko, co w ich mocy, by zmienić świat na gorsze. Wydawało nam się, że zniszczenie kuli będzie ostatnim starciem. Niestety czeka nas kolejne. Na niebie pojawił się portal. Znając życie, będziemy musieli go zniszczyć.

Tak oto zaczyna się najnowsza część historii związanej z serią Half-Life. Episode Two, bo o nim mowa, nawiązuje bezpośrednio do wydarzeń z Episode One i, podobnie jak swój poprzednik, jest samodzielną kontynuacją Half-Life 2. Głównym bohaterem jest znany i lubiany Gordon Freeman. W jego przygodach towarzyszy mu coraz bardziej zaangażowana emocjonalnie Alyx Vance. Fabuła Episode Two opiera się na podróży do ojca Alyx, który znajduje się w bazie ruchu oporu, w White Forrest. Celem naszej tułaczki jest zamknięcie wspomnianego już portalu.

Alyx – ulubienica wszystkich fanów Half-Life’a.

Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest oprawa. Jak widać na screenach, graficy przeszli samych siebie. Oczy cieszą nie tylko szczegółowe tekstury i różnorakie smaczki wizualne, ale i całe koncepty graficzne, czyli poziomy. Nie wiem, jak was, ale mnie zmęczyła już jakiś czas temu nieustanna eksploracja typowo half-life`owych plansz. Pewną odmianą był oczywiście Half-Life 2, ale powiedzieć trzeba, iż zaprezentowane tam poziomy rzadko kiedy zapierały dech w piersi. Inaczej jest z Episode Two. Nie mamy rzecz jasna do czynienia z wysypem nowatorskich lokacji. Łatwo jednak o miejsca, które po prostu robią wrażenie. Taką mapą są na przykład jaskinie Antlionów, które przyjdzie nam zwiedzić na początku rozgrywki. Specom od grafiki udało się w tym przypadku stworzyć scenografię, która śmiało mogłaby zagrać w dobrej klasy horrorze. Ostre skały, kryształowe jeziorka, tajemnicza mgła, surowy wydźwięk i silny wyraz. To określenia, które idealnie opisują ten etap. Potem będzie bardziej typowo, ale zdarzą się momenty, które zapadną wam w pamięć za sprawą swojej dynamiki i skali. Bardzo pozytywnie prezentują się też detale. Zarówno postaci, jak i obiektów. Można co prawda natknąć się gdzieniegdzie na typowo HL-owską teksturę, która z bliska nie wygląda zbyt fajnie, ale w znakomitej większości przypadków do czynienia mamy z ostrym graficznie otoczeniem, które w dodatku urzeka swym realizmem.

W parze z oprawą graficzną idzie warstwa dźwiękowa. To kolejny z elementów, którego znamienitości przyjdzie wam doświadczyć od pierwszych minut z grą. Half-Life od zawsze słynął z bardzo solidnej oprawy dźwiękowej, tym razem jest ona wybitna. Jeżeli korzystacie z solidnego akceleratora dźwiękowego (np. Audigy lub Audigy 2), to zapewniam, iż nie raz udźwiękowienie gry wbije was w krzesło. Efekty to jednak tylko jedna strona tego bardzo błyszczącego medalu. Drugą jest muzyka. Równie dobra, co sfx-y, a może nawet lepsza.

Nie gorzej prezentuje się sama jakość rozgrywki. Początek nie jest co prawda zbyt obiecujący. Zaczynamy tak samo jak zwykle, czyli w środku niczego, z działem grawitacyjnym w ręku. Możemy się tylko domyślać, co nas czeka. Z czasem mamy kontakt z coraz silniejszymi wrogami. Znajdujemy coraz potężniejsze bronie, aż osiągamy punkt, w którym akcja zaczyna nabierać tempa, a my stopniowo stajemy się mega-bohaterem, Gordonem Freemanem. Takim początkiem jest droga do jaskiń Antlionów i początkowa przeprawa przez nie. Jest to zdecydowanie najsłabszy fragment gry, mimo że bardzo widowiskowy. Największym minusem tego etapu jest jego wtórność i przewidywalność. Sam poziom zdecydowanie za bardzo przypomina klimaty Żołnierzy Kosmosu. Razi też banalne oskryptowanie, które powoduje, iż za każdym rogiem czai się robal. Nie wspominając już o cuchnących na kilometr atakach z „zaskoczenia”.

Portal – cel naszej wędrówki.

Potem jest jednak coraz lepiej. Pozytywne rozczarowanie? Po początku, który sugeruje maksymalne wtórną rozrywkę, otrzymujemy bez silniejszej zapowiedzi bardzo wyważoną grę. Każdy z następnych poziomów wydaje się być świadectwem tego, iż ekipa HL zdobyła już na tyle ogromne doświadczenie, iż ma w małym palcu patent na stworzenie bardzo solidnej i przy tym niegłupiej gry FPS. Jeżeli walczymy z siłami Kombinatu, to zabijamy tylko tylu przeciwników, ilu mogło zostać zrzuconych przez kilka transporterów – żadnego surrealizmu i przegięć. Nie ma też sytuacji, w których za każdym murkiem na danym poziomie będzie czaił się wróg. To właśnie owo wyważenie wydaje się być spoiwem czyniącym tę grę solidnym shooterem. W zestawieniu z podrasowaną od czasów HL2 fizyką pozwala ono utrzymywać zainteresowanie grą, mimo ogromnej liniowości i banalnej fabuły.

Elementem wyróżniającym Episode Two na tle innych produkcji z logiem HL jest także zupełnie inny klimat. Twórcy zdecydowali się kontynuować trend zakładający, iż Gordon przez część rozgrywki będzie podróżował w towarzystwie. W tym przypadku towarzyszką jest Alyx, przez pewien czas podąża też za nami jeden z Vortów. Ci, którzy grali w Episode One, wiedzą, że jest to trend słuszny. Episode Two idzie jednak dalej. Są to kroki w kierunku, który wyznaczył Half-Life 2. O ile wcześniej walczyliśmy głównie w pomieszczeniach, o tyle w tym przypadku sporo czasu spędzimy także na świeżym powietrzu. Można wręcz powiedzieć, iż epizod drugi to gra drogi. Takie dokładnie wrażenia towarzyszą rozgrywce i jest to bez dwóch zdań największy sukces scenarzystów. Gra prowadzi nas tak, iż czujemy, że cel rozgrywki jest coraz bliżej. Ciekawi nas, co będzie dalej i chcemy odkrywać kolejne wydarzenia. Pragnienie to potęguje też klimat izolacji. Udało się go osiągnąć właśnie dzięki rezygnacji z nieustannej walki. Z racji „prorosyjskiego” otoczenia, całość przypomina nieco Stalkera. Nie jest to jednak nawiązanie złe. Zapożyczenie tych klimatów, wyszło grze zdecydowanie na dobre.

Niestety, poza nieco „innym” klimatem i doskonałą oprawą, próżno szukać w Episode Two jakichkolwiek nowości. Arsenał znacie zapewne na pamięć - nic się w nim nie zmieniło. Nowinką są tylko bomby antystriderowe, które wystrzeliwuje się za pomocą działa grawitacyjnego. Pojawiają się one jednak tylko w końcowym etapie gry. Innowacji nie doświadczycie także w kwestii wrogów. Poza oponentami znanymi z poprzednich części, przyjdzie wam walczyć z kilkoma ulepszonymi wersjami headcrabów i hunterami, których znacie już z Episode One.

Osobom wychowanym w duchu Xbox Live do gustu przypadną zapewne „osiagnięcia”. Jest ich kilkadziesiąt i odblokowujemy je poprzez spełnianie określonych w grze wymagań. Można na nie zerknąć po zakończeniu „Epizodu” i ewentualnie powtórzyć rozdział pod kątem zaliczenia tych, które wydadzą się nam szczególnie ciekawe. Cały nasz dorobek możemy później podziwiać za pośrednictwem Steama.

Aż czuć to świeże powietrze w płucach.

Na koniec słów jeszcze kilka o długości rozgrywki i lokalizacji. W odróżnieniu od swojego poprzednika, Episode Two może się pochwalić całkiem przyzwoitą (jak na rozszerzenie) długością. Grę można ukończyć w ciągu ok. 15H. Czas ten rośnie jednak wraz z poziomem trudności. Zadowoleni będą również gracze, którzy lubią polskie wersje językowe. Grę przetłumaczono bardzo solidnie i poza kilkoma drobiazgami nie ma się do czego przyczepić.

Kupić, czy nie kupić? Zdecydowanie kupić, ale w Orange Box. Episode Two to kawał solidnej kontynuacji Half-Life’a. Gra bez dwóch zdań spodoba się każdemu, kto lubi tę serię. Nie jest to zwyczajna „odgrzewa”, ale bardzo wyważona produkcja, która robi wrażenie nie tylko za sprawą fizyki oraz klimatu, ale i fantastycznej oprawy. Jeśli chodzi o zakup tylko samego „Epizodu”, namawiałbym do solidnego zastanowienia się. To bardzo dobre rozszerzenie - *tylko* rozszerzenie. Mimo 15 godzin rozrywki ma się wrażenie, iż koniec przychodzi trochę zbyt szybko. Może być to rozczarowujące, gdy potraktować ten tytuł jako zupełnie niezależny projekt. Na niekorzyść przemawia też cena, która nie jest dużo niższa od ceny całego pakietu. Zakup całości gwarantuje jednakże, iż po zamknięciu portalu będzie jeszcze w co pograć...

Marcin „jedik” Terelak

PLUSY:

  • Kawał solidnej gry FPS;
  • idealne wyważenie pomiędzy czystą akcją, a klimatem izolacji;
  • kapitalna oprawa audiowizualna;
  • stabilność i płynność działania;
  • klimat;
  • ciekawe poziomy;
  • „dojrzałość”;
  • wszechobecna fizyka;
  • możliwość oddziaływania na większość obiektów w grze;
  • wyborna ścieżka dźwiękowa.

MINUSY:

  • liniowość;
  • mały czas rozgrywki;
  • brak całkowicie nowych koncepcji;
  • banalna fabuła;
  • mało zagadek logicznych.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

eJay Ekspert 21 lipca 2011

(PC) Half-Life 2: Episode 2 to kawał dobrej gry, która wcale się nie zestarzała.

9.0

U.V. Impaler Ekspert 30 grudnia 2010

(PC) Twórcy Half-Life’a wyciągnęli lekcję po nie do końca udanym epizodzie pierwszym i tym razem mocniej przyłożyli się do pracy. W efekcie ich starań powstał znakomity dodatek – rozbudowany, różnorodny, solidny pod względem fabularnym i co najważniejsze, szalenie grywalny.

9.0
Half-Life 2: Episode Two - recenzja gry
Half-Life 2: Episode Two - recenzja gry

Recenzja gry

Kupić, czy nie kupić? Zdecydowanie kupić, ale w Orange Box. Episode Two to naprawdę kawał solidnej kontynuacji Half-Life’a.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.